"Rach, ciach!" to wyzwanie bez obciachu rzucone widzowi. Netiflix chce bowiem, żebyśmy przez niespełna 1,5 godziny oglądali coraz to mniej wysmakowane żarty o kupie, moczu i seksie. Nowa animacja Genndy'ego Tartakovsky'ego dla dorosłych potrafi jedynie obrzydzać. W żadnym momencie nie bawi.

Kupa, kupa, jedna wielka kupa - to zarówno opinia o filmie, jak i skrótowy opis jego fabuły. Genndy Tartakovsky zachowuje się tak, jakby po tych wszystkich "Samurajach Jackach" i "Primalach" przepaliły mu się kabelki, dlatego teraz postanowił zaserwować nam festiwal gówniarskiego humoru, który opiera się na jednej zasadzie: im bardziej knajacko, tym śmieszniej. Dlatego "Rach, ciach!" zaczyna się od psa Byka, kopulującego z nogą babci. Jest źle, a robi się jeszcze gorzej, gdy główny bohater wychodzi na spacer i spotyka kolejnych czworonożnych przyjaciół. Wtedy w pełni objawiają się skatologiczne fiksacje twórcy. Dostajemy kupę z tyłka, kupę w pysku i kupę na głowie mopsa.
"Nic co psie, nie jest mi obce" - zdaje się mówić Tartakovsky. Tylko wszystko, co psie, sprowadza się dla niego do potrzeb fizjologicznych i seksualnych. Nic tu więcej nie ma. Fabuła to tylko pretekst do pokazywania coraz bardziej niewybrednych żartów. Byk - po zbyt częstych rozmowach o genitaliach - odkrywa, że ma zostać wykastrowany. Rusza więc w miasto, aby przeżyć ostatnią noc z jajami po samczemu. Razem z przyjaciółmi, zapamięta tę noc na zawsze. W przewidzianych atrakcjach jest jedzenie śmieci, rozrywanie wiewiórki na strzępy, a nawet podróż do zwierzęcego burdelu.
Rach, ciach! - recenzja animacji dla dorosłych Netfliksa
W kontrze do tych wszystkich maczystowskich rozrywek, mamy wątek romantyczny. Byk podkochuje się bowiem w swojej sąsiadce, wystawowej Miodzi. Jako kundel nie ma jednak szans u rasowej suni. Z drugiej strony ona uważa, że nie ma szans u wyzwolonego życiowo kundla. Mogłaby z tego wyjść całkiem niezła satyra na relacje międzyklasowe, gdyby tylko Tartakovsky nie sprowadził tematu do paru wyświechtanych klisz i jednego niesmacznego żartu z gwałtem w tle.
Tartakovsky ewidentnie próbuje nadać swojej opowieści satyryczny pazur, ale ma ten sam problem, co "Sausage Party" - unikając natrętnego moralizatorstwa, zmienia się w totalną bzdurę. Bo widzimy, jak psy uprawiają seks na człowieka, sunie wiją się na prętach, niczym striptizerki, a jamnik zamiast gonić za piłeczką, woli zdobywać nowych fanów na Instagramie. To są takie wtręty, które siłą rzeczy każą czytać się jako metafory ludzkiego zachowania. Z tym że Tartakovsky ich nie wplata w swoją opowieść, tylko nam je narzuca. Podaje je z bolesną dosłownością, nie bardzo przy tym wiedząc, co z nimi zrobić. One są, żeby było śmiesznie, a tylko obnażają brak koherentnej wizji i strategii.
"Rach, ciach!" ma w sobie fabularną dezynwolturę Cartoon Network w jego najlepszych latach. Z założenia ma być przesadzone. Tylko Tartakovsky rozumie to w sposób prostacki: jako przeginanie pały. Próżno w tym szukać głupkowatego uroku "Laboratorium Dextera" czy "Atomówek". Jest raczej toporne. Wdzięk i lekkość zastępuje tu ordynarna gonitwa za kloacznym humorem. Wychodzi więc animacja dla dorosłych, którą można co najwyżej spuścić w kiblu.
Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web:
- Netflix zrobił spin-off Johna Wicka przed spin-offem Johna Wicka. Widzowie zbierają szczęki
- Nowy film z Johansson i Hanksem już na Netfliksie. Reżyser? Wes Anderson
- 2. sezon 1670 nadchodzi. Netflix zdradził tytuły odcinków
- Widzowie wydali wyrok. To najlepsze sci-fi na Netfliksie
- Ten thriller zyskał na Netfliksie drugie życie. Jakim cudem?