REKLAMA

Nie czas umierać zmienia wizerunek agenta 007. To jest zupełnie inny Bond

W "Nie czas umierać" Daniel Craig w pięknym stylu żegna się z rolą Jamesa Bonda. Ten film może zaskoczyć fanów serii, bo z takim agentem 007 nie mieliśmy jeszcze do czynienia.

nie czas umierać premiera james bond filmy
REKLAMA

Prawie dwa lata musieliśmy czekać na 25. odsłonę przygód Jamesa Bonda. Najpierw problem był natury technicznej. Otóż z powodu różnic w wizji artystycznej ze stołka reżysera ustąpił Danny Boyle. Dlatego zaplanowaną na listopad 2019 roku przesunięto na luty 2020 roku, a potem jeszcze o dwa miesiące. Za sterami projektu stanął Cary Fukanaga i wydawało się, że "Nie czas umierać" trafi w kwietniu na wielki ekran. Wszyscy wiemy, co się wtedy stało.

Pandemia pokrzyżowała plany dystrybutorom. Z obawy przed niską frekwencją premiera nowego Bonda została przesunięta. A potem znowu. I tak w końcu stanęło na 1 października 2021 roku. "Nie czas umierać" właśnie trafiło na ekrany kin. Z tej okazji sprawdzamy, jak najnowsza odsłona przygód agenta 007 wypada na tle poprzednich filmów należących do serii.

REKLAMA

Daniel Craig uratował Bonda

Żadne przesunięcia premiery nie wpłynęły negatywnie na hype wokół "Nie czas umierać". Wręcz przeciwnie. W końcu to tutaj zobaczymy finałowy występ Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda. Wielu uważa, że to była najlepsza inkarnacja agenta 007 w historii, więc fani z niecierpliwością czekali, żeby zobaczyć w jakim stylu aktor pożegna się z bohaterem. Niektórzy z pewnością opuszczą kino wstrząśnięci, ale nie powinni być zmieszani. Przecież Fukanaga poszedł tropem wyznaczonym już przez "Casino Royale". Reżyser pogrubił jedynie zaproponowaną wtedy interpretację najsłynniejszego szpiega Jej Królewskiej Mości.

Jak zawsze w przypadku rebootów Jamesa Bonda i zmian aktorów w głównych rolach, twórcy przy okazji "Casino Royale" postanowili wprowadzić nieco zmian do serii. Odmłodzili agenta 007 i nadali mu ludzki wymiar. Bo przecież od zawsze uchodził on za wytwór chłopięcej fantazji na temat mężczyzn. Dlatego niezależnie od grającego go aktora musiał ratować świat, koniecznie w towarzystwie szybkich kobiet oraz przy pomocy pięknych samochodów i nowoczesnych gadżetów. To się nie zmieniło. Konwencja pozostała ta sama. Jednakże dzięki Craigowi bohater został skrojony na miarę XXI wieku. I była to prawdziwa rewolucja.

James Bond przełomu wieków stał się parodią samego siebie. Pierce Brosnan był świetny w tej roli - elegancki i zabawny, ale gdy grany przez niego bohater wpadał w tarapaty, to wychodził z nich nawet nie niszcząc sobie fryzury. Umowność konwencji osiągnęła poziom absurdu, a seria wraz ze "Śmierć nadejdzie jutro" zabrnęła w ślepą uliczkę. Agent 007 był superbohaterem na miarę lat 90., a w kinie akcji zaczęły obowiązywać już zupełnie inne zasady. To do nich właśnie dopasował się Craig. Dzięki niemu protagonista zyskał wrażliwą stronę, której do tej pory nie mieliśmy okazji zobaczyć.

Krótka historia wizerunku Bonda

Niezależnie od grającego go aktora, Bond zawsze był wytworem swoich czasów i symbolem obowiązującego w danej dekadzie typu męskości. W kinie zaczynał jako swoisty żołnierz Zimnej Wojny, spuszczając łomot przeciwnikom zza żelaznej kurtyny. Sean Connery nadał mu uroku dzikusa. Był to taki facet wzięty z ulicy, którego ubrano w smoking. Chociaż był nieokrzesany, to zawsze porażał swoją skutecznością.

Schedę po Connerym przejął Australijczyk George Lazenby. Niekoniecznie jednak sprawdził się w swojej roli, przez co olśnienie nadeszło wraz z wyborem Rogera Moore'a. Ten poszedł tropem autoironii, aby później zastąpił go Timothy Dalton, dzięki któremu agent 007 stał się wyjątkowo bezwzględny. Tak jak ówcześni przecież bohaterowie amerykańskiego kina akcji lat 80. nie okazywał swym przeciwnikom litości. Każdy z nich, razem z Brosnanem, słowami Augustusa Gibbonsa z "xXx: Reaktywacja" kopał tyłki, zdobywał dziewczynę i wyglądał przy tym kozacko. W tych narracjach nie było miejsca na jakąkolwiek wrażliwość.

Bond odkrywa swoją wrażliwość

Dlatego tak wstrząsająca była scena w "Quantum of Solace", kiedy Bond na pytanie barmana czy chce martini wstrząśnięte czy mieszane, odpowiada: obojętne. To jedno słowo wystarczyło, abyśmy zrozumieli, że w mitologii agenta 007 coś się zmieniło. Pojawiła się rysa na jego nieskazitelnie męskim portrecie. Przecież w "Casino Royale" zobaczyliśmy jaki cios emocjonalny zadała mu Vesper, co rzuciło się cieniem na całą jego przyszłość. Wraz z Craigiem najsłynniejszy szpieg Jej Królewskiej Mości otrzymał drugie oblicze, które do tej pory najlepiej eksploatowano w "Skyfall", gdzie dowiadujemy się nieco więcej o jego przeszłości.

"Spectre" nieco odeszło od tej poetyki na rzecz widowiskowej akcji. Dopiero Fukanaga postanowił dalej z niej korzystać. I to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego "Nie czas umierać", chociaż sensacji w nim nie brakuje, jest bardziej stonowany i emocjonalny. Bond jest wrażliwy, podatny na zranienia. Na samym początku odwiedza grób Vesper, a potem przerażony kończy swój związek z Madeline Swann. Odchodzi na emeryturę, ale przyjdzie mu ją zawiesić. I tym razem będzie ratował nie tylko świat.

Dokąd zmierzasz Jamesie Bondzie?

Bond w "Nie czas umierać" jest zupełnie inny niż dotychczas. Fukanaga zapuszcza się w rejony, których żaden wcześniejszy twórca serii nie eksploatował. Dlatego Bond poznaje tu... swoją córkę. Nie dane mu jednak będzie założyć rodziny, bo dyskurs, w jakim bohater utknął, już na samym początku ma na celu promowanie niezależnych jednostek potrafiących sobie poradzić w każdych możliwych warunkach. Rola ojca nie jest mu po prostu pisana (przynajmniej na razie) i tej granicy mitologii agenta 007 reżyser nie zdecydował się przekroczyć.

Kliknij, by zobaczyć spojler
REKLAMA

Stąd też jeszcze bardziej zasadne niż dotychczas zdaje się pytanie co dalej. Jaki kierunek obiorą twórcy kolejnych filmów należących do serii? Craig pożegnał się z rolą Bonda w pięknym stylu i niełatwo będzie pójść tropem zmian rozwijanych na przestrzeni pięciu produkcji z jego udziałem. I nawet jeśli nie wiadomo jeszcze kto zastąpi aktora w roli agenta 007, możemy być pewni, że szpieg nie jest jeszcze gotów porzucić służby. Pozostaje nam więc z ekscytacją czekać na kolejną rewolucję w jego wizerunku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA