To nie "durne baby" są tu winne, a "Oszust z Tindera". Kiedy czytam komentarze ludzi, krew mnie zalewa
"Oszust z Tindera" to film dokumentalny Netflika, opisujący fascynującą, ale i bulwersującą sprawę. Jego bohaterkami są trzy kobiety, które dały się omamić Simonowi Levievowi. Mężczyzna udawał milionera, a potem wyciągał od nich pieniądze. Ofiary uwierzyły w jego ściemy, ale to nie one są tutaj winne. Tymczasem internauci uprawiają typowy victim blaming. Wiele komentarzy o "durnych babach" piszą i mężczyźni, i kobiety.
"Oszust z Tindera" to dokument true crime, który ogląda się z niedowierzaniem. Występujące w nim około trzydziestoletnie, dobrze zarabiające i ogarnięte życiowo kobiety dały się uwieść Simonowi Levievovi. Najpierw sprawiał wrażenie milionera, ale okazał się cwaniakiem, który wyłudza pieniądze i żyje na czyjś koszt. Szacuje się, że przez lata na całym świecie oszukał ludzi na 10 mln dol.
W filmie Netfliksa obnażony jest schemat oszustwa. Widzimy jak to wyglądało od strony ofiar, które dodatkowo pokazują wiadomości i filmiki, jakie wysyłał im rzekomy "książę diamentów", a dziennikarze prowadzący śledztwo dzielą się swoimi ustaleniami. Cała procedura imponuje tym, jak Simon Leviev potrafił organizować logistykę i czas na równoczesny flirt, spotykanie się i ciągnięcie kasy od kilku kobiet naraz, oraz samym mechanizmem psychologicznym, który sprawił, że ofiary dały się omamić.
Z każdą minutą oglądania "Oszusta z Tindera" byłem w stanie uwierzyć, że to nie kobiety były zbyt naiwne, lecz playboy za bardzo przebiegły. Sądziły, że spotykają się z kimś majętnym, bo przez jakiś czas żyły z nim w luksusie, a dodatkowo dawał im dowody na miłość. Nie miały więc problemów z pożyczeniem mu pieniędzy, bo miały podstawy do tego, by sądzić, że im je zaraz odda. Ani przez chwilę nie przeszła mi przez głowę myśl, by je wyśmiać, a wręcz kibicowałem im w zemście. Nie ma bowiem tygodnia, byśmy nie usłyszeli o jakimś mniej lub bardziej wyrafinowanym oszustwie.
Oszust z Tindera - hejt na ofiary
Dlaczego prawie zawsze obwiniamy ofiary przestępców? "Oszust z Tindera" nie jest wyjątkiem.
Jesteśmy oszukiwani zawsze, wszędzie, przez wszystkich. W balona robią nas politycy, na których oddaliśmy głos, operatorzy komórkowi, którzy drobnym druczkiem wcisną jakąś zbędną usługę, czy sklepy twierdzące, że sprzedają coś w promocyjnej cenie. Wielu z nas miało złamano serce po zdradzie, rodzice za dzieciaka przekonywali nas, że prezenty przynosi święty Mikołaj. Nawet sami siebie oszukujemy, że uda nam się wytrzymać w postanowieniach noworocznych (ok, może niektórym się udaje) lub po kacu-mordercy rzucimy picie.
Wielokrotnie słyszeliśmy o "metodzie na wnuczka", księciu z Nigerii, frankowiczach, członkach sekt, MLM-ach, pokazach garnków, scamach influencerów, piramidach finansowych czy wyzysku pracowników. Jak tak sobie pomyślimy, to nasz świat jest fatalnym miejscem do życia, ale nie przez wirusy czy komary, ale ludzi. Każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę i wiemy, że na każdym kroku spotykamy złe osoby, które chcą nas wykorzystać. I nie wierzę, że nikt nigdy nie dał się zrobić w konia i nie stracił pewnej sumy pieniędzy. Dlaczego więc obwiniamy inne ofiary, a nie sprawców, którzy popełniają przestępstwa?
Najsłynniejszy przykład tzw. victim blamingu to sprawy gwałtów. Ileż razy słyszeliśmy, że dziewczyna jest sama sobie winna, bo miała wyzywający strój lub makijaż, więc "sama tego chciała". Analogiczne komentarze zdarzały się też przy okazji historii facetów, którzy poszli do klubów ze striptizem, a potem następnego dnia budzili się z wyczyszczonym kontem i lukami w pamięci.
Czy jeżeli mam na ręce zegarek i zostanę skrojony, to o to prosiłem? Przecież mogłem zostawić go w domu (najlepiej w sejfie). Naprawdę nikt nie chce być ofiarą złodzieja i innych kryminalistów. Pokrętna jest więc logika victim blamingu, ale jest w niej pewna prawidłowość. Bardzo rzadko piętnujemy samego bandytę. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie odpowiada nam doktor psychologii Ireneusz Siudem.
Podobny przypadek miał miejsce lata temu, gdy Jerzy "Tulipan" Kalibka uwodził i okradał kobiety. Bardzo wiele osób podziwiało go za przebiegłość, inteligencję i urodę. Ludzie koncentrują się więc nie tylko na ofiarach, ale i na sprawcach, choć w inny sposób. Człowiek ma tendencję do tego, by się dowartościować, podbudować swoje ego, nie dopuścić do spadku samooceny. W związku z tym porównujemy się z ofiarami w niekorzystnym świetle dla nich samych. Pragniemy udowodnić, że my najprawdopodobniej nie dalibyśmy się oszukać, bo jesteśmy sprytniejsi i w pewien sposób lepsi. Ten kontekst myślenia sprawia, że obrywa przy tym ofiara
- mówi dr Ireneusz Siudem.
Mój rozmówca zauważa, że dana osoba nie zawsze daje się oszukać, bo jest mniej bystra, tylko ma konkretne cechy, na które jest łapana. W przypadku "Oszusta z Tindera" mieliśmy do czynienia z dojrzałymi singielkami. Jedna z nich marzyła o miłości jak z bajek Disneya. Może właśnie to zaważyło na całej sprawie, a nie ich status społeczny czy inteligencja. Poszukiwały księcia, więc go dostały, ale bez happy endu.
Musimy jednak pamiętać, że nie ma dwóch takich samych osób. Na jedną oszustwo zadziała, a na inną już nie. Ktoś, kto ulega lub jest oszukiwany, ma konkretne cechy osobowości, które są jak haczyk. Np. wychowano go w dany sposób lub ma inne wady, przez które przekręt zadziała. Uważamy też, że skoro tyle się mówiło o kradzieży na wnuczka czy pokazach garnków, to każdy powinien być na to uwrażliwiony. Sztuką w oszustwie nie jest odwoływanie się do sfery intelektualnej i poznawczej, ale emocjonalnej. Profesjonaliści potrafią odkryć ludzkie słabości niezależnie od np. wykształcenia czy doświadczeń ofiary. Każdy ma inny zestaw emocji, więc każdy będzie inaczej reagował w danej sytuacji. Zawsze więc znajdą się osoby podatne na konkretne proceder
- dodaje psycholog.
Reakcje internautów "Oszusta z Tindera" to często victim blaming. To nie "durne baby" są to winne.
Przypadek "Oszusta z Tindera" jest pod tym względem równocześnie typowy, ale i wyjątkowy, ponieważ pokazane w nim kobiety już raz były obwiniane. W 2019 roku, kiedy ukazał się o nich reportaż w "VG" - największej gazecie w Norwegii. Część czytelników była po ich stronie, ale wiele osób nie omieszkało im pocisnąć w komentarzach. I najlepsze w tym jest to, że mówią o tym w dokumencie, a teraz sytuacja się powtarza. Czy hejterzy w ogóle widzieli ten dokument?
Wystarczy wejść w dowolną sekcję komentarzy pod artykułami dotyczącymi filmu Netfliksa, by zobaczyć podobne zarzuty. Poniższe pochodzą z facebookowego posta na fanpage'u "Pudelka". Żeby oddać sprawiedliwość: dużo osób oczywiście wrzuca na Simona Levieva, ale jednak jest też masa wpisów krytykujących jego ofiary. I jakby tego było mało, większość z nich napisały kobiety.
- To jest zrozumiałe, bo sprawa nie dotyczy mężczyzn. Kobieta widząc ofiarę, wyobraża sobie siebie w danej sytuacji, porównuje się i w swojej wyobraźni rozstrzyga wszystko na swoją korzyść: ona by postąpiła inaczej. Jeżeli ktoś został oszukany, to należy mu się współczucie lub pomoc. Inną rzeczą jest kwestia obiektywnej oceny inteligencji czy sprytu danej osoby, bo wtedy możemy rzeczywiście powiedzieć, że ktoś postąpił nieroztropnie. Co nie znaczy, że od razu brakuje nam przy tym empatii - mówi dr Siudem.
Jedna z bohaterek filmu ledwo poznała na Tinderze "księcia diamentów", a już zgodziła się na lot prywatnym odrzutowcem. Wszystkie zaciągnęły też ogromne kredyty (jedna pożyczyła 250 tys. dol. i spłaca to do dziś), by pomóc ukochanemu. Można im rzecz jasna zarzucać naiwność, ale po pierwsze: nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji i nie wiadomo, jak byśmy zareagowali. Łatwo jest oceniać, gdy cały mechanizm psychologiczny oszustwa jest wyłożony na tacy.
Po drugie: zostały wykorzystane przez oszusta, który nimi manipulował, podawał fałszywą tożsamość i wyciągał pieniądze na ściemę o wrogach - to nie był prosty chwyt na mail od Willa Smitha. A po trzecie: był tak sprytny, że nawet policja w różnych krajach Europy ma problem z osadzeniem go za wyłudzenia (został skazany w Izraelu na 15 miesięcy więzienia, ale wyszedł po 5 i na wolności dalej szpanuje bogactwem). I w końcu po czwarte: przecież nikt nigdy nie chce być oszukany. No chyba, że oglądając film z niespodziewanymi plot twistami.
Film "Oszust z Tindera" możemy obejrzeć online na Netfliksie.
* Zdjęcie główne: kadr z filmu "Oszust z Tindera" / Netflix