Dziś poczułem się jak stereotypowa jesianiara. Za oknem słota, a ja pod kołderką z kubkiem owocowej herbaty w ręku oglądałem słoneczne, randkowe show. I to zupełnie inne niż wszystkie: w "Prince Charming" grupa facetów walczy o tytułowego księcia z bajki. Po obejrzeniu dwóch odcinków śmiem twierdzić, że nowy program na Playerze bije na głowę dotychczasowe hity platformy.
Debiutujące dziś show to polska wersja amerykańskiego "Finding Prince Charming" – gejowskiego programu randkowego. Grupa TVN, do której należy Player, szybko odkryła w nim potencjał. Do tej pory format zapoczątkowany w 2016 roku zagościł tylko w Danii, Niemczech i Holandii – krajach zdecydowanie bardziej otwartych na osoby niehetero.
"Prince Charming" zawitał nad Wisłą ostrożnie – nie obejrzymy go w tradycyjnej telewizji, ale tylko w płatnym streamingu., a szkoda, bo program jest o niebo lepszy od "Hotelu Paradise", "Love Island" i innych hitów z gatunku bikini reality, więc mógłby stanowić popularną pozycję w jesiennej ramówce.
W "Prince Charming" 13 gejów walczy o "księcia z bajki". W pierwszej edycji jest nim Jacek Jelonek.
Podstawowe zasady programu nie są zbyt rewolucyjne. Uczestnicy mieszkają sobie w wypasionej willi gdzieś w Hiszpanii i zabiegają o względy "księcia" przez udział w konkurencjach (np. w drugim odcinku był tor przeszkód znany z wojskowych poligonów) oraz rzecz jasna uwodzą go swoim seksapilem, flirtem, czy smarowaniem pleców nad basenem. Po każdym z 21 odcinków następuje eliminacja kandydata (choć nie zawsze, ale nie chcę spoilerować). Standard, ale co innego wymyślić w tym temacie skoro rządzi nami dobór naturalny?
Kiedy do willi zaczęli schodzić się pierwsi uczestnicy, pomyślałem, że będą klonami z Instagrama prezentującymi podobny typ urody i stylówki. Faktycznie śmiałkowie byli werbowani w social mediach, ale przy castingu zachowano pewien umiar. Duża część to młode, wysportowane byczki z idealnie przystrzyżonym zarostem i wyregulowanymi brwiami, ale są też goście z brzuchami, łysiną, po trzydziestce. Jeden z nich (Oskar), w obcisłej polówce opinającej się na mułach i tatuażami od stóp do głów, wygląda jak skinhead, zupełnie wyłamuje się schematom. Kiedy przyszedł, pozostali aż zamilkli i wzięli go za... ochroniarza.
Za to Jacek Jelonek faktycznie jest jak bajki, a właściwie z memów o gigachadzie (archetypie samca alfa), przy którym wszyscy się rozpłynęli. Jednym zabrakło języka w gębie, innym opadła szczęka lub odwracali wzrok onieśmieleni jego aurą. Dodatkowo, jak na księcia przystało, jest szarmancki i po prostu męski. Reasumując: gra jest warta świeczki i już po pierwszych odcinkach widać, w przeciwieństwie do np. "40 kontra 20", że panowie będą stawiać na rywalizację, a nie obijać się jak na wakacjach.
"Prince Charming" to randkowe reality show inne niż wszystkie. I nie chodzi tylko o orientację uczestników.
Gejowskie reality show już samo w sobie może podziałać jak magnez na osoby znużone dziesiątkami powtarzalnych programów o poszukiwaniu miłości między kobietami a mężczyznami. Taki format nie jest jednak zwykłym, nastawionym na oglądalność queerbaitingiem. Nie jest też kolejnym odmóżdżaczem z pięknymi modelkami i modelami gadającymi o pierdołach, których hate-watchingujemy dla relaksu po pracy. Rzecz jasna jest lekko, ładnie i zabawnie, ale czasami rozmowy przechodzą na kompletnie inny poziom, a dramy wynikają z poważnych rzeczy.
Już w pierwszym odcinku panowie posprzeczali się o to, czy słowo "pedał" jest obraźliwe dla geja i czy wypada go używać wśród osób LGBT. Były też dyskusje o coming outach, czy chcieliby mieć dzieci oraz o tym, czym różni się homoseksualizm od homoseksualności i dlaczego tego pierwszego pojęcia nie powinniśmy używać w ogóle. Jest to szalenie interesujące z perspektywy nie tylko laika i gdy przypomnę sobie, o czym rozmawiali imprezowicze z "Warsaw Shore", to mnie krew zalewa.
Uczestnicy często otwierają się i opowiadają o swoich traumach oraz doświadczenia związanych z ich orientacją. Jeden z nich wyznał, że jego mama siedzi od kilku lat w więzieniu. Drugi powiedział, że gdy się wyoutował, został wyrzucony z domu. Poszedł wtedy do klubu nocnego, by poznać jakiegoś faceta, bo po prostu nie miał gdzie spać. Ten sam uczestnik został nazwany też homofobem, bo zaczął obrażać zniewieściały styl bycia innego. Z tego miejsca brawa należą się też dla prowadzącej, wcześniej nieznanej mi influencerki Aggie Lal, która niczym rasowa psycholożka wytłumaczyła mu, dlaczego jego nieprzemyślana troska może szkodzić.
Świat prezentowany w "Prince Charming" to zupełnie nie moja bajka, ale pozytywnie mnie zaskoczył. Tego się nie ogląda, by się wyładować na "tych głupich ludziach z telewizora" i podbić sobie ego (takim reality show są raczej obrady Sejmu). Uczestnicy są różnorodni, barwni, a poruszane przez nich tematy intrygujące i otwierające oczy. Poza samą warstwą rozrywkową, jest więc programem potrzebnym, choć szkoda, żeobejrzą go nieliczni. Jeden z chłopaków powiedział: "chcę zmienić świadomość Polaków, że nie jestem ideologią, ale osobą". Ja to wiem, wy to prawdopodobnie też wiecie, a do pozostałych ten program niestety nie dotrze.
"Prince Charming" możemy oglądać tylko online na Player.pl. Premierowe odcinki będą się pojawiać we wtorki i czwartki.
* zdjęcie główne: www.facebook.com/princecharmingpolska