REKLAMA

"Zamieniamy dzieciaka w mózg, a potem roztapiamy policjanta" - reżyser "Psycho Goreman" opowiada o pracy nad filmem

Dzieciaki, potwory i praktyczne efekty specjalne – tak w skrócie można opisać "Psycho Goremana", który wchodzi na ekrany naszych kin, a niedługo zostanie też wydany na… kasetach VHS. Z okazji premiery filmu łączącego w sobie horror, science fiction, komedię i kino przygodowe udało nam się porozmawiać z jego reżyserem. Steven Kostanski opowiedział o tworzeniu gumowych potworów, pracy nad niskobudżetowymi projektami i swoich inspiracjach.

psycho goreman premiera wywiad steven kostanski
REKLAMA

Jeśli za dzieciaka buszowaliście w wypożyczalni VHS w poszukiwaniu kaset z najbardziej wymyślnymi potworami na okładce, "Psycho Goreman" jest skrojony pod was. To opowieść o rodzeństwie, które pewnego dnia zyskuje władzę nad tytułowym mrocznym kosmicznym wojownikiem (w skrócie PG). A dalej, cóż… jak sama nazwa stwora wskazuje nie brakuje krwawych atrakcji. Możecie spodziewać się człowieka wywróconego na lewą stronę i złożonego w kostce, nie zabraknie pożerania przeciwników żywcem w całości, ani nawet latających części ciała.

Psycho Goreman wchodzi właśnie (w ograniczonej dystrybucji) na ekrany kin, a niedługo, jako pierwszy od wielu lat, zostanie też oficjalnie wydany na VHS. Z okazji premiery produkcji w naszym kraju, mieliśmy okazję porozmawiać z jej reżyserem, który specjalizuje się w tworzeniu efektów specjalnych. Steven Kostanski od niemal dwóch dekad zajmuje się charakteryzacją protetyczną. Jak sam mówi, zaczął gdy miał 18 lat. Swoje pierwsze kroki stawiał pod okiem Douga Morrowa przy niskobudżetowych horrorach. Z czasem zaczął też stawać za kamerą własnych projektów.

REKLAMA
Psycho Goreman - premiera - wywiad z reżyserem

W reżyserskiej filmografii Kostanskiego znajdziemy tytuły pokroju "Manborg", "Pustka", czy "Leprachaun powraca". W jego "Psycho Goreman" zakochali się już fani niskobudżetowego kina w różnych krajach na świecie. W rozmowie z nami opowiada m.in. fascynacji potworami z "Power Rangers", dziećmi bawiącymi się w sztucznej krwi i flakach, a przede wszystkim inspiracjach stojącymi za jego najnowszą produkcją.

Psycho Goreman - reżyser mówi o efektach specjalnych

Rafał Christ: Jak to się stało, że zainteresowałeś się tworzeniem efektów specjalnych?

Steven Kostanski: To zasługa przede wszystkim moich rodziców. Ojciec zaraził mnie fascynacją sprzętami mechanicznymi i elektronicznymi. Matka natomiast jest bardziej artystyczną osobowością. To dzięki niej poznałem rzemiosło artystyczne i nauczyłem się rzeźbić czy malować. W międzyczasie oglądałem też program "Movie Magic" poświęcony efektom specjalnym w produkcjach pokroju "Gwiezdnych wojen", "Jurassic Park" czy "Spawn". Ja wiem, że ten ostatni nie jest najlepszy, ale efekty są w nim świetne. W każdym razie dzięki temu zacząłem marzyć o robieniu własnych filmów. I to takich przepełnionych efektami specjalnymi, bo to mnie najbardziej fascynowało.

Jeszcze wtedy wydawało mi się jednak, że praca przy filmach to mrzonka. Jak miałbym się dostać do Hollywood? Przełom nastąpił, gdy podczas świąt rodzice podarowali mi "Armię ciemności" na VHS-ie. Kaseta wydana przez Anchor Bay miała na koniec mnóstwo dodatków. Making offy, trailery – czego dusza zapragnie. Oglądałem materiał zza kulis, a tam faceci bawili się kukiełkami w kształcie kościotrupów. Nie były to osoby o aparycji filmowych gwiazd. To zwykli goście w długich włosach i koszulkach z metalowymi zespołami, którzy się wygłupiali. Kurtyna opadła, a do mnie dotarło, że też mógłbym się tym zająć, gdybym tylko chciał.

Przy "Psycho Goreman" na pierwszy plan wysuwa się właśnie miłość do oldschoolowych efektów specjalnych. Powaliło mnie to, kiedy zobaczyłem ten film po raz pierwszy. Od razu pojawiły się skojarzenia z pracami Screaming Mad George’a, chociażby jego "Guyverem".

Dziękuję, to wielki komplement. "Guyvera" rzeczywiście wymieniłbym wśród moich inspiracji. Szczególnie dwójkę, bo lubię ją bardziej niż jedynkę. Przede wszystkim chciałem jednak, aby moje potwory kojarzyły się z japońskimi stworami. Tak jak to było w "Power Rangers". Wychowałem się na tym, a przecież twórcy wykorzystywali materiały z "Super Sentai". Istoty, z którymi walczyli główni bohaterowie nigdy nie wyglądały realistycznie. Zabawnie? Owszem. Realistycznie? Nigdy. Mimo to nie można było oderwać od nich wzroku. Taki efekt chciałem osiągnąć. Podobał mi się pomysł projektów niezakotwiczonych w naszej rzeczywistości, ale oszałamiających elementami, z jakich się składają.

Psycho Goreman - premiera - zwiastun

W amerykańskich filmach wszyscy są nastawieni na realizm i perfekcjonizm. To jest gładkie i nijakie. Ludzie wychodzą potem z kina i nic sobie nie myślą, bo zobaczyli właśnie superrealistyczne potwory. Nie chciałem tego przy "Psycho Goremanie". Chciałem, żeby widzowie zastanawiali się o co chodziło z tym stworem w tubie. Zależało mi, aby uruchomić ich wyobraźnię. Nie na wiarygodności, tylko na maestrii, którą publiczność byłaby w stanie docenić, za pracę włożoną w dany projekt. W skrócie to miały być zabawne, odważnie zaprojektowane potwory. Tylko dzięki temu mogą zapadać w pamięć i mamić swoim szaleństwem. Ma sens to co mówię?

Psycho Goreman - jak powstawał PG?

Ma sporo sensu, bo rzeczywiście to wszystko widać na ekranie. Tych potworów nie sposób zapomnieć…

Jeśli chodzi o same projekty, to podczas pracy nad nimi w głowie miałem figurki, które chciałbym kupić jako dzieciak. Co przyciągnęłoby moją uwagę, gdybym w wieku ośmiu lat wszedł do sklepu z zabawkami? Na co bym wskazał i powiedział rodzicom, że to właśnie chce? Na pewno błagałbym o lalkę gościa ze świecącymi się różowymi pęknięciami na ciele. Oszalałbym, gdyby jego kolorystyka utrzymana byłaby w tonacji niebiesko-srebrnej. I tak powstał PG. Chciałem mu nadać jakąś cechę charakterystyczną i pomalować przyciągającymi wzrok farbami, a potem, podczas castingu, znalazłem aktora, który mógł ożywić moją wizję.

Matthew Ninaber ma bardzo imponującą budowę ciała. To wielki facet, o miękkim sercu. Nigdy wcześniej nie grał potwora, więc próbowałem przygotować go do tego najlepiej jak potrafiłem. Był bardzo cierpliwy, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Ale do roli PG potrzebowałem kogoś jeszcze. Chciałem, żeby mój potwór wyglądał jak wyjęty z dawnych animacji puszczanych w sobotnie poranki. Miał być ewidentnie dubbingowany, żeby widz odczuł, że pracowali nad nim dwie różne osoby. Głos podkładał mu Steven Vlahos, a ja w kółko powtarzałem mu, żeby był Megatronem lub Szkieletorem.

Psycho Goreman - premiera - wywiad

Zatrzymajmy się przy Matthew Ninaberze. Ile czasu zajmowała mu przemiana w PG?

Pracowały nad tym trzy osoby. Problem z codziennym zakładaniem takiego kostiumu polega na tym, że skóra człowieka zaczyna na niego reagować. W takich sytuacjach trzeba dać ciału odpocząć. Nie robiliśmy tego, więc raz trwało to dłużej, a raz krócej. Ogólnie były to jakieś dwie, dwie i pół godziny. To sporo czasu i wokół tego układaliśmy nasz grafik. Kiedy Matthew stawał się PG kręciliśmy sceny z dziećmi czy innymi aktorami. Potem wchodził on i nagrywaliśmy ich wspólne ujęcia. To była prawdziwa żonglerka, bo według prawa małoletni mogą pracować tylko osiem godzin. Trzeba było rozplanować każdy dzień tak, żeby to miało ręce i nogi.

Psycho Goreman - dzieci w sztucznej krwi i flakach

A przecież z dziećmi nie zawsze łatwo się pracuje…

Wiem, że wszyscy uważają to za wyzwanie. Dla mnie to było miłe doświadczenie. Ze swego ducha jest to przecież film dla dzieci, więc one dobrze się na planie bawiły. Rozumiały mój scenariusz. Bałem się, że zatrudnimy małoletnich, a oni okażą się dobrzy tylko w kameralnych warunkach. Na castingu będą świetni, a na planie onieśmieli ich liczba osób, albo nawet obecność potworów. Z naszą trójką było odwrotnie. Okazali się bardzo profesjonalni. Wcielająca się w główną rolę Nita-Josee Hanna była szefową na planie. Pozwalałem jej się rządzić, bo to taka silna osobowość. Ona naprawdę jest moją Mimi, co bardzo mi pracę ułatwiło.

Tak naprawdę wystarczyło jej nie przeszkadzać. Nita jest aktorką teatralną i ma w sobie mnóstwo zawodowego zacięcia. Znała nie tylko wszystkie swoje kwestie, ale też kwestie innych. W głowie miała cały scenariusz, przez co orientowała się w tym co dzieje się podczas zdjęć lepiej niż większość osób na planie. Praca z nią i innymi dziecięcymi aktorami była przyjemnością.

A nie było obaw, że po tych zdjęciach dzieci będą miały koszmary do końca życia? Przecież w filmie jest całkiem sporo gore

Z początku tak. Obawialiśmy się, że dzieci będą przestraszone tymi wszystkimi flakami, czy częściami ciał, które zwisają ze ściany. Nic ich nie ruszyło. To jak coś wygląda na ekranie, a jak na planie to są dwie różne rzeczy. Przychodzisz na zdjęcia, a tam facet w gumowym kostiumie. Kawałki ciała? Jeszcze więcej gumy i trochę zabarwionego syropu. Dzieciaki znalazły się po prostu w towarzystwie grupy nerdów w dziwnych strojach. Nie jest to najbardziej onieśmielająca sytuacja, jaką można sobie wyobrazić. Bawili się razem i tyle.

Psycho Goreman - premiera - wywiad

Ciągle mówisz o zabawie. Ktoś w ogóle pracował na tym planie?

Nie będę owijał w bawełnę. To były bardzo wymagające zdjęcia. "Psycho Goreman" to ambitny film z niskim budżetem. Nasi producenci musieli się nieźle napocić, aby to się udało. Ale kiedy już rozpoczęliśmy zdjęcia, olśniło mnie. Oto stoję w środku lasu z kilkoma aktorami w dziwnych strojach. Wtedy zrozumiałem, że to jest coś, co chcę robić codziennie. To było bardzo satysfakcjonujące doświadczenie i podejrzewam, że nie tylko dla mnie.

Lubię kiedy na moich planach ludzi co chwilę coś zaskakuje. W przemyśle filmowym jest za dużo rutyny. Mnóstwo osób pracuje przy produkcjach Hallmarka i w kółko nagrywają jakieś dialogi przy lampkach wina. U nas jednego dnia zamienialiśmy dziecko w chodzący mózg, a drugiego roztapialiśmy policjanta. To było ekscytujące. Nikt nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewać. Atmosfera była więc luźna. Miałem bowiem szczęście zebrać ekipę, która zarażała mnie pasją. Wszyscy poświęcali swój czas, aby nadać kształt mojej szalonej wizji. Wspierali ten projekt, więc wydaje mi się, że każdy czerpał z niego przyjemność.

Psycho Goreman - będzie sequel lub spin-off?

Psycho Goreman nie jest twoim pierwszym filmem, ale wydaje mi się, że jest twoim najbardziej ambitnym do tej pory projektem. Czy praca przy poprzednich tytułach pomogła ci w jakiś sposób doprowadzić go do końca?

Swego czasu pracowałem nad zupełnie innym scenariuszem. Potem wyreżyserowałem "Leprachaun powraca", przez co doszło do konfrontacji moich ambicji z rzeczywistością. Nigdy nie miałem większego budżetu, ani liczniejszej ekipy, a i tak nie mogłem zrobić wszystkiego, co bym chciał. A to przecież było stosunkowo proste: jeden karzeł, kilka żartów z flakami. Wciąż jednak czułem presję, żeby zrobić to najlepiej, jak mogłem. Trzeba jednak mierzyć siły na zamiary. Nie można ciągle prosić ludzi o przysługi. "Psycho Goreman" wyszło o wiele bardziej ambitnie, niż pierwotnie zakładałem, a jednak wydaje mi się mniej skomplikowany niż projekt, nad którym pracowałem przed "Karłem".

Powiem więc tak: dużo nauczyłem się z "Karzeł powraca", z "Pustki", z "Manborga" – ze wszystkiego, co robiłem jako reżyser. Oczywiście, są tacy, którzy przychodzą na plan i od razu robią idealny film. Jeden, potem drugi i trzeci. Ja musiałem wielokrotnie popełniać błędy, aby wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Tylko dzięki temu wiedziałem jak zachowywać się przy kolejnym projekcie. Lekcje wyciągnąłem też z "Psycho Goreman", więc przy następnej swojej produkcji będę jeszcze lepiej wiedział co robić. Praca reżysera to dla mnie nieustanna nauka i pole do eksperymentów, aby z narzuconymi ograniczeniami, zrobić to co bym chciał.

Zbliżając się do końca, chciałbym zadać pytanie, które słyszałeś już wielokrotnie. Czy będzie jakiś sequel lub spin-off "Psycho Goremana"?

Życzyłbym sobie tego i pracuję nad tym. Rozmawiam na ten temat z ludźmi i wiem, że każdy z ekipy chciałby to zrobić, ale wszyscy mają swoje życie, karierę i rodzinę. Muszę więc mieć tyle pieniędzy, żeby to było warte ich czasu. Przy "Psycho Goreman" korzystałem z wielu przysług. Wykorzystałem pewnie wszystkie, przez co czas, aby zaoferować sowite wypłaty. Na pewno będę o to walczył.

Nie znaczy to, że PG zaraz nie powróci. Niedługo ma wyjść komiks złożony z krótkich historii o radzie kosmitów i ich walkach z Psycho Goremanem w przeszłości. Mnóstwo różnych artystów pracuje przy kolejnych segmentach i wychodzi to naprawdę zabawnie. Jestem tym podekscytowany, bo zawsze przeczuwałem, że to uniwersum łatwo można przetłumaczyć na inne medium, a teraz mam na to dowód.

REKLAMA

Film wchodzi do polskich kin i widzowie w naszym kraju zobaczą go po raz pierwszy. Jest coś, co chciałbyś im przekazać?

Ten film jest zupełnie inny w pierwszych 10 minutach niż w ostatnim kwadransie. Musicie przebyć dziwną podróż, aby się o tym przekonać. Co więcej, prawdopodobnie nie będzie tak, jak się spodziewacie. Mam jednak nadzieję, że w Polsce się spodoba i moja wizja trafi do wielu widzów, tak jak to miało miejsce w Stanach Zjednoczonych czy Japonii. "Psycho Goreman" wyrósł z mojej pasji i włożyłem w niego wiele serca. Dlatego liczę, że na jednej z sal znajdzie się ktoś, kogo ta produkcja zainspiruje tak jak mnie swego czasu "Armia ciemności". Mam nadzieję, że po seansie narodzi się w kimś artysta, który zacznie wytwarzać maski we własnej piwnicy, a potem osiągnie sukces w branży filmowej.

Premiera "Psycho Goreman": 10 grudnia. Można go zobaczyć w następujących kinach:

  • WARSZAWA, U-jazdowski Kino
  • WARSZAWA, AMONDO Kino
  • KATOWICE, Kino Światowid
  • WROCŁAW, Kino Nowe Horyzonty
  • KRAKÓW, Kino Mikro
  • KRAKÓW, KIKA
  • GDYNIA, Gdyńskie Centrum Filmowe
  • GDAŃSK, Kino Kameralne Cafe
  • ŁÓDŹ, Kino Bodo
  • POZNAŃ, KINO MALTA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA