REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się
  3. Dramy

Afera z Samuelą Górską pokazuje, że celebryci nie potrafią przepraszać. A moglibyśmy im wiele wybaczyć

Wystarczy jedno zdanie, aby nagle stać się wrogiem tłumów. Na szczęście nie zawsze trzeba wiele, aby w łaski opinii publicznej powrócić. Czy w Polsce jest to możliwe?

21.07.2021
19:21
samuela górska przeprosiny influencerzy marki
REKLAMA

Nikt nie chce paść ofiarą cancel culture. Wystarczy jedno nierozważnie rzucone w przestrzeń publiczną zdanie, aby cały internet urządził #isoverparty, a marki z którymi współpracujemy zerwały z nami współpracę. Niedawno przekonała się o tym Samuela „nie chcę żydostwa, nie chcę LGBT” Górska. Po niesławnym viralu m.in. Kossie, Be In Top, Le Prive i Kubota nie chcą mieć z nią nic wspólnego. Zaskoczenie? W żadnym wypadku.

Taka Kubota od dawna słynie ze wspierania społeczności LGBT. Wypuściła nawet tęczowe klapki i pożegnała się z klientami, którym to nie pasowało. I osoba, która współpracowała z tą właśnie marką mówi, że „nie chce LGBT”? No cóż, efekt można było przewidzieć, bo przecież nie jest to spójne z komunikacją firmy. Sprawa jest prosta, to jedyne wyjście, aby zachować twarz i pokazać, że wspieranie osób niebinarnych nie jest gołosłowne.

REKLAMA

Czy rehabilitacja jest możliwa?

To nie jest tak, że Górska nie mogła przewidzieć konsekwencji swoich słów. W Stanach Zjednoczonych wystarczyły głupie żarty sprzed lat, aby Kevin Hart musiał pożegnać się z prowadzeniem Oscarów. James Gunn przez przedawnionego Tweeta został zwolniony przez Disneya i przeszedł do DC. No ale w tym ostatnim wypadku, Myszka Miki akurat przebaczyła i uznała, że w jego przypadku nie było to zbyt wielkie przewinienie, więc może wrócić do „Strażników Galaktyki”.

Podobnych przykładów nie brakuje, bo opinia publiczna różne ma wymiary. Hejt może być silny, ale przecież wybaczać też potrafimy. Nie zawsze. Wręcz bardzo rzadko. W końcu Kevin Spacey, który w czasach #MeToo został oskarżony o molestowanie nieletnich, już prawdopodobnie nigdy nie wróci na pozycję, jaką cieszył się jeszcze kilka lat temu. Chociaż aktor nie został skazany przez sąd, z ust tłumów usłyszał jednoznaczny wyrok. Nie ma szans na pełną rehabilitację, bo podobne czyny zarzuciło mu zbyt wiele osób.

Mówimy tu oczywiście o sytuacji ekstremalnej, mającej miejsce w danym kontekście społecznym. Bo Hollywood i widzowie po wielu latach przebaczyli w końcu Melowi Gibsonowi, który swego czasu „zasłynął” swoimi przemocowymi zachowaniami i antysemickimi oraz rasistowskimi komentarzami. Potrzeba było czasu i #MeToo, aby opinia publiczna nieco łagodniej na niego spojrzała. Wydawało się, że jego kariera jest skończona, a jednak udało się ją uratować (przynajmniej w pewnym stopniu).

Kiedy jednak się podpadnie opinii publicznej, warto jest naprawić swe winy. Nie wystarczą jednak non-apologies i przeproszenie „wszystkich, którzy poczuli się urażeni”. Lewis Hamilton na wideo w mediach społecznościowych wyraził kiedyś smutek, że jego bratanek nosi sukienkę. Internauci się oburzyli, więc kierowca Formuły 1 nie tylko posypał głowę popiołem, ale też pojawił się na okładce magazynu „GQ” w kilcie. Tyle wystarczyło. Kryzys wizerunkowy zażegnany. Ponowne wkupienie się w łaski tłumu nie zawsze bywa tak proste, ale jak widać nie jest niemożliwe.

Kryzysy wizerunkowe a sprawa polska

Czy w Polsce jesteśmy zdolni do podobnego wybaczenia? Ależ oczywiście. Przecież Tiger zabłysnął kiedyś bardzo niewłaściwą reklamą związaną z Powstaniem Warszawskim, po której, aby zażegnać kryzys wizerunkowy zwolnił osobę odpowiedzialną za kampanię i wpłacił pół mln zł na Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Udało się. W przypadku Samueli Górskiej też można sobie wyobrazić, że posypuje głowę popiołem i wspiera znaczną sumą organizację działające na rzecz LGBT. Tak się jednak prawdopodobnie nie stanie.

Problem w przypadku Polski leży bowiem gdzieś głęboko w naszej mentalności. Wciąż chcemy myśleć o markach i celebrytach jako całkowicie apolitycznych. Ten pociąg odjechał już dawno temu. Jesteśmy za bardzo podzielonym społeczeństwem i trzeba wybrać jedną stronę. Oczywiście, może to mieć konsekwencje w spadku sprzedaży produktów danej firmy, czy liczby followersów danej osoby.

Czyż nie łatwiej byłoby, gdyby obie strony od razu wykładały karty na stół? Gdyby wyzbyły się opisywanego strachu od razu mogliby skupiać wokół siebie osoby, które podzielają ich poglądy. Problem w tym, że ciągle patrzymy na wyniki. Decyzja o zatrudnieniu danego influencera czy celebryty nie zawsze wynika zostaje podjęta ze względu na jego wizerunek. Zamiast tego liczą się tylko zasięgi. Dlatego Lord Kruszwil mógł wyzwiskami i przekleństwami promować Podlasie. W dodatku za 50 tys. zł.

W przypadku Lorda Kruszwila zawiniła agencja marketinogwa, ale ogólnie w naszym celebrycko-internetowych światku problem leży po obu stronach. O ile firmy niekoniecznie są skore do sprawdzania z kim nawiązują współpracę, o tyle sami influencerzy też mają wiele za uszami. Jedna influencerka reklamowała fitbatoniki przy okazji protestów przeciw zakazowi aborcji (i pożegnała się ze współpracą), a inna pochwaliła się rajstopami z recyklingu na pogrzebie ojca. Takich absurdów znajdziemy oczywiście więcej i powinny być one piętnowane. Ale wynikają jedynie z nieprzemyślenia swoich działań.

REKLAMA

W przypadku Górskiej sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. W takich sytuacjach osoby publiczne bardzo rzadko są zdolne do przyznania się do błędu. Wolą albo spuścić na daną sytuację zasłonę milczenia, albo tłumaczyć się w zawoalowany sposób. Kiedy Sobel podpadł poprzez zwyzywanie fana, zaraz nagrał filmik, w którym mówił, że to uczestnik koncertu go sprowokował. Wielu internautów w to nie uwierzyło.

Prawdopodobnie tak samo będzie z Górską. W końcu internauci od początku całej afery konsekwentnie domagają się przeprosin od influencerki. Ta na razie jednak nie zabiera w tej sprawie głosu. Zamiast tego napisała do swoich obserwatorów z prośbą o cierpliwość. Jak zapowiedziała w mediach społecznościowych, wypowie się gdy wróci z urlopu. Trudno jednak przypuszczać, że przyzna się do błędu. Przeprosi co najwyżej „tych, którzy poczuli się urażeni” i będzie dalej brnąć w to co powiedziała. Już powinniśmy się do tego przyzwyczaić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA