REKLAMA

Tolkien dorobił się rasistowskich fanów czy dzielnych obrońców jego dziedzictwa? A może jednych i drugich?

Czarne elfy stały się główną kością niezgody między fandomem J.R.R. Tolkiena i twórcami serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy". Produkcja od kilku dni nie schodzi z ust setek tysięcy osób, ale jednoznaczna ocena całego zamieszania nie jest wcale łatwa. Obrońcy dziedzictwa Anglika bardzo często rzucają jednocześnie skrajnie rasistowskie hasła.

władca pierścieni pierścienie władzy rasizm czarne elfy kransoludy dyskusja
REKLAMA

Powszechny i zorganizowany bojkot rozkręcony przez fanów Tolkiena w odpowiedzi na zwiastun serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" wyraźnie pokazał po czyjej stronie leży serce większości czytelników książek Anglika. Amazon wciąż ma jeszcze kilka miesięcy na przekonanie fandomu, ale zabrał się do z zupełnie nieodpowiedniej strony. Na dzisiaj można raczej powiedzieć, że jego produkcja prędzej podzieli los "Hobbita" niż stanie się hitem na miarę filmowego "Władcy Pierścieni".

Problemy Amazon Prime Video to jednak sprawa, której rozwiązanie nie nadejdzie zbyt szybko. Tuż przed nami kryje się za to kłopot dotyczący samych fanów. Jak wypadli w całym tym zamieszaniu? Część mediów przedstawia ich jako grupę konserwatywnych rasistów, którzy odrzucili nowy serial tylko i wyłącznie dlatego, że zagrają tam aktorzy o różnym kolorze skóry. Nie brak też jednak osób broniących każdego krytyka serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy". Mowa przecież o dzielnych strażnikach dziedzictwa J.R.R. Tolkiena walczących z rozmyciem jego niezwykłej artystycznej wizji.

REKLAMA

J.R.R. Tolkien przewraca się od kilku dni w grobie i w sumie wszyscy są temu winni.

Powiedzmy sobie szczerze - "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" w wielu miejscach przypomina autorski fanfik scenarzystów i showrunnerów. J.R.R. Tolkien nie napisał o Drugiej Erze tak wiele jak o Pierwszej i Trzeciej. Nawet Czwarta Era pod pewnymi względami lepiej pasuje jako baza pod serialową fabułę. W okresie od pokonania Morgotha do Ostatniego Przymierza Elfów i Ludzi następuje wiele historycznie wiekopomnych wydarzeń, ale bardzo rzadko szczegółowo opisanych przez brytyjskiego pisarza. Twórcy serialu postanowili wypełnić te luki za sprawą całkowitej rezygnacji z chronologii zdarzeń i dodania do istniejącej historii całej masy nowych bohaterów. Byli do tego zresztą niejako zmuszeni, bo formalnie mają prawa jedynie do "Hobbita" oraz "Władcy Pierścieni" i jego dodatków. A nie do "Silmarillionu" i "Niedokończonych opowieści".

Wiele decyzji J.D. Payne'a i Patricka McKaya budzi spore kontrowersje, ale same w sobie nie doprowadziłyby do tak ostrej reakcji fandomu. Showrunnerzy oprócz tego postanowili jednak namieszać mnóstwo w postaciach szczegółowo przez Tolkiena opisanych jak Galadrela i Elrond. Tutaj miarka się przebrała i absolutnie rozumiem fanów protestujących przeciw takiemu przedstawieniu kultowych bohaterów. Na temat moment można odnieść wrażenie, że oboje nie będą mieć we "Władcy Pierścieni: Pierścieniach Władzy" nic wspólnego ze swoimi odpowiednikami z książek.

Dochodzi do tego jeszcze kwestia wyglądu. Dla mnie osobiście nie ma wielkiego znaczenia. Nie widzę powodu, dlaczego wszystkie elfy muszą mieć długie włosy, a krasnoludzie kobiety powinny nosić brody. W kontekście całej historii podobne detale mają w mojej opinii minimalne znaczenie. Nie mam natomiast zamiaru krytykować widzów, dla których tego typu kwestie liczą się o niebo bardziej. To mimo wszystko trochę kwestia gustu. Rzecz w tym, że spór o spiczaste uszy i ogolone brody szybko zmienił się w dyskusję o białym i czarnym kolorze skóry. A to temat historycznie i kulturowo niełatwy, nawet bez mieszania w to wszystko Tolkiena.

J.R.R. Tolkien nigdy nie był przesadnie zainteresowany kwestią koloru skóry w swoim świecie. A "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" uczynił z niej sprawę nadrzędną.

W opisach poszczególnych postaci lub grup etnicznych pojawiają się odniesienia do ich koloru skóry. Elfów Wysokiego Rodu pisarz faktycznie określa najczęściej mianem "fair skinned", co można interpretować jako "białego koloru skóry". Wśród ekspertów i samych fanów toczą się co prawda w tej sprawie spory, bo równie dobrze da się to przetłumaczyć na "szlachetnej/pięknej urody". Uznajmy jednak, że faktycznie wszystkie elfy były białe. Czy zmiana ich koloru skóry w serialu byłaby jakąś wyraźną zdradą wizji Tolkiena? Nie sądzę.

W sieci da się zauważyć argumenty pokroju: "Elfowie narodzili się pod gwiazdami, gdy nie było jeszcze słońca", ale trudno brać je do końca poważnie. Akcja serialu toczy się przecież tysiące lat później. Również krytykę ciemnoskórych krasnoludów można łatwo obalić, bo przecież nie jest tak, że każdy z siedmiu krasnoludzkich rodów przebywał cały czas w podziemiach. Tak naprawdę nawet argument przeciwko braku bród krasnoludzkich kobiet w Khazad-dum jest mocniejszy, bo przecież Dzieci Durina byli znani także pod określeniem Długobrodzi (inna sprawa, że w Drugiej Erze emigrowały tam też niedobitki innych krasnoludzkich miast Belegostu i Nogrodu),

J.R.R. Tolkien faktycznie stworzył coś na wzór zaginionej angielskiej mitologii, którą mocno zainspirowały m.in. nordyckie mity.

Ale przecież wbrew powtarzanym w internecie opiniom nie tylko one. Tolkien obficie korzystał też z inspiracji greckich i grecko-rzymskich. Wielokrotnie podkreślał swoje przywiązanie do łaciny i posługujących się nią kultur. Sam zresztą w liście do Charlotte i Denisa Pilmmerów odrzucał podział między szlachetną Północą i Północnym-Zachodem oraz dzikim i barbarzyńskim Południem oraz Wschodem w swojej twórczości. Słusznie zaznaczył, że choćby główna forteca Morgotha kryła się na dalekiej Północy.

Z drugiej strony trudno uciec od mającego rasistowskie implikacje oskarżenia wobec Wschodu. Jednocześnie sprawą otwartą jest na ile podobne uwarunkowanie było widziane przez Anglika jako coś trwałego, czy jednak wymuszonego okolicznościami. Weźmy pod uwagę, że Wschód był miejscem narodzin Elfów i dla wielu z nich miał na zawsze stać się ich domem. Szlachetni Numenorejczycy z Zachodu w rzeczywistości prowadzą wobec Śródziemia politykę iście kolonialną, a koniec końców niemal wszyscy schodzą na ścieżkę zła. Agresywne działania Easterlingu, Haradu czy korsarzy z Umbaru łatwo zaś wytłumaczyć nazbyt dużą bliskością do Mordoru i brakiem odpowiedniego wsparcia ze strony Zachodu (dwaj Niebiescy Czarodzieje wysłani w kierunku Haradu i morza Rhun w najpopularniejszej wersji historii zawodzą w swojej misji).

Wszystko to są jednak w gruncie rzeczy bardzo akademickie rozważania. Tak czy inaczej zasadne pozostaje pytanie, czy współczesne adaptacje w jakimś stopniu nie powinny odzwierciedlać bieżących poglądów i postaw. W mojej opinii to w dużej mierze nieuniknione. Faktycznie czasem przełożenie rzeczywistości na język fantastyki jest zbyt łopatologiczne i chaotyczne. Swego czasu ostro krytykowałem za to "Przeklętą" Netfliksa. Osobiście też bardziej podoba mi się podejście HBO do "Gry o tron" niż Amazonu do "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy".

Trzeba jednocześnie mieć na uwadze, że George R.R. Martin przywiązywał do podobnych kwestii znacznie większą uwagę od Tolkiena.

Zawsze bardziej zależało mu na przeniesieniu rzeczywistości naszego świata (również tej geograficznej) na grunt "Pieśni lodu i ognia". Anglik od podobnych historycznych i geograficznych alegorii zawsze stronił. Martin pisał też w innych czasach i jego podejście do tematyki rasy jest znacznie bliższe współczesnemu niż w wypadku Tolkiena (a przecież też nie brakuje osób twierdzących, że poglądy Amerykanina w tej kwestii są przestarzałe i rasistowskie). Na podobne inwektywy tym bardziej podatny będzie J.R.R. Tolkien, ale po raz kolejny powtórzę z całą mocą, że nazywanie go rasistą stanowi zaprzeczenie wielu faktom pokazującym coś kompletnie przeciwnego.

REKLAMA

Niestety, to właśnie fani Tolkiena od kilku lat uparcie wpychają go w objęcia rasizmu. Nie twierdzę, że wszyscy zagorzali przeciwnicy serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" są rasistami. To byłoby istne szaleństwo. Nie uważam też, by każde wspomnienie o problematycznym potraktowaniu rasy przez Amazona świadczyło o sprzeciwie wobec aktorów o różnym pochodzeniu etnicznym. Bardzo wygodnym dla fandomu jest jednak przymykanie oczu na wszystkie zgniłe jabłka w swoim sadzie. Nie chodzi tylko o fanów Tolkiena, bo wielbiciele "Gry o tron" też są temu winni,

Naprawdę nie trzeba długimi godzinami natrafić na komentarz któregoś z "obrońców dziedzictwa Tolkiena" rzucającego skrajnie rasistowskie określenia wobec obsady nowego serialu. Być może taka osoba ma nawet rację, że wszyscy elfy w wyobraźni pisarza były białe jak śnieg. Do mnie znacznie bardziej jako dziedzictwo Tolkiena przemawiają jednak nauki Gandalfa o nieferowaniu pochopnych wyroków i szacunku do każdej istoty bez względu na jej wygląd niż jakieś trzeciorzędne wtrącenia o wyglądzie elfów. I wcale się tego nie wstydzę, wręcz przeciwnie.

*Autorami zdjęć tytułowych są Ben Rothstein i Matt Grace/Amazon Studios.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA