I to jest prawdziwy cyberpunk! Serial "Cyberpunk: Edgerunners" zabierze was do lepszego Night City
Witaj z powrotem, Night City! W przeciwieństwie do kompletnie nieudanej premiery "Cyberpunk 2077" dzisiaj możemy bez strachu odpalać platformę Netflix. Pojawi się na niej bowiem anime o tytule "Cyberpunk: Edgerunners". Jaram się tym spin-offem bardziej niż zapowiedzianym dodatkiem "Phantom Liberty" z Keanu Reevesem do gry CD Projekt RED. Takich spin-offów właśnie potrzebujemy.
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
"Cyberpunk 2077" zadebiutował już blisko dwa lata temu i zostawił po sobie niesmak. Gra w wersji na premierę na konsolach poprzedniej generacji działała fatalnie, co ciągnie się za deweloperami z CD Projekt RED do dziś. Mimo to Netflix nie zdecydował się na skasowanie wspólnego projektu i wszystkie 10 odcinków "Cyberpunk: Edgerunners" trafiło dzisiaj do biblioteki serwisu. To świetne wieści, bo co jak co, ale akurat świat przedstawiony wyszedł Polakom znakomicie.
"Cyberpunk: Edgerunners", czyli kolejne anime od Netfliksa
Netflix zabiera nas dzisiaj na zwariowaną przejażdżkę po mieście, które nigdy nie zasypia i nie wybacza błędów. Anime nie jest jednak bynajmniej adaptacją jednej ze ścieżek fabularnych gry i doskonale wszystkim znaną piosenką (zawiera za to kawałki Dawida Podsiały). Dostaliśmy zupełnie nową opowieść osadzoną w tym samym uniwersum z plejadą innych, postaci, które tylko na pierwszy rzut oka są jednowymiarowe, a im dalej w binge, tym nabierają więcej głębi.
Czytaj też:
Głównym bohaterem anime jest 17-letni David Martinez, który rzuca szkołę na rzecz bycia tytułowym Edgerunnerem A.K.A. (cyber)punkiem. Wyposażony w wojskowej klasy wszczepy dołącza do ekipy podobnych sobie wyrzutków, której członkowie kradną wszystko, jak leci. A jeśli to konieczne, potrafią się nawet posunąć do morderstwa. Chciałoby się powiedzieć, że David żyje teraz poza nawiasem społeczeństwa, ale tak naprawdę w Night City nikt nie jest wolny od bycia przeżartym przez korpo.
Night City w "Cyberpunk: Edgerunners" jest jeszcze bardziej zakręcone niż w grze.
Od samego początku czuć, że mieszkańcy Night City nie mają lekko (o ile nie pracują w korporacji i nie opłacają platynowego pakietu ubezpieczenia). "Cyberpunk: Edgerunners" opowiada o świecie, w którym normy społeczne przestały istnieć, a każdy jest bliźniemu wilkiem. Nie ma tu żadnych świętości i trzeba pożreć innych, albo samemu zostać pożartym. Na policję też nie ma co liczyć, więc jedyne co da się zrobić, to żyć szybko i umierać młodo, zanim dopadnie nas cyberpsychoza.
Cyberpunkowy klimat wprost wylewa się z ekranu. Lokacje znane z gry wideo, do której serial jedynie subtelnie nawiązuje, chociaż akcja obu opowieści rozgrywa się równolegle, nabierają tutaj dodatkowej głębi za sprawą charakterystycznego japońskiego sznytu. Serial pełen jest efektów świetlnym i barwnych kolaży, ale jednocześnie potrafi zwolnić i stać się niemalże statyczny; gdy na drugim planie ruch staje, to jest to sygnał, że pora skupić się na dialogach.
"Cyberpunk: Edgerunners" najlepiej oglądać po japońsku. To ten język buduje tutaj niepowtarzalny klimat.
Netflix pozwala odpalić "Cyberpunk: Edgerunners" z tłumaczeniem, ale uznałem, że to bez sensu. Japońska kreska idąca w parze z japońskim dubbingiem oraz polskimi napisami to najlepsze połączenie. Bohaterowie mówiący językiem Kraj Kwitnącej Wiśni po prostu pasują do Night City idealnie. Chociaż to amerykańskie miasto, to w uniwersum zapoczątkowanym przez grę fabularną Cyberpunk 2020 i rozwiniętą przez CD Projekt RED mieszkańcy Japonii mają ogromne wpływy. Nic w tym dziwnego, kultowe zaibatsu to nieodłączna część cyberpunkowych klimatów już od czasu "Neuromancera".
"Cyberpunk: Edgerunners" jest przy tym niezwykle charakterystyczny zarówno za sprawą konstrukcji świata przedstawionego, jak i kreski. Przywołuje miłe skojarzenia z "Ghost in the Shell", "Blade Runnerem" i "Altered Carbon", ale przy tym zachowuje swój indywidualny charakter. Po tym, jak Netflix skasował serial na podstawie prozy Richarda Morgana (który na otarcie łez dostał własny film anime "Altered Carbon: Resleeved") jestem niezwykle ukontentowany.
"Cyberpunk: Edgerunners" przywraca mi wiarę w Night City i uniwersum "Cyberpunka 2077".
Grą przed premierą byłem zajarany, ale problemy techniczne sprawiły, że poprzestałem na przejściu jej tylko raz i jednym zakończeniu. Powrót do Night City po ponad roku na nowo rozpalił we mnie chęć rozegrania kampanii ponownie, co planuję zrobić, gdy tylko fabularny dodatek zadebiutuje. Night City ma swój urok i chętnie przeżyłbym tam kolejną przygodę, tym razem rozglądając się za nowymi easter-eggami nawiązującym do Davida Martineza i jego paczki wykolejeńców.
Przyznam natomiast bez bicia, że na wspomniane DLC nie czekam jakoś szczególnie. Wypatruję za to z wypiekami na twarzy informacji o kolejnym sezonie "Cyberpunk: Edgerunners" i bardzo bym chciał, aby ten serial został antologią, która ciągnęłaby się przez lata. Po obejrzeniu wyemitowanych odcinków nie tylko nie mam dość, co chcę jeszcze i jeszcze. I tak nieśmiało marzę o aktorskiej adaptacji "Cyberpunka 2077" z Keanu Reevesem w jednej z głównych ról...
Warto przy tym dodać, że Cyberpunk: Edgerunners nie jest jedynym spin-offem Cyberpunka 2077. W sprzedaży cyfrowej i analogowej jest już kilka zeszytów od wydawnictwa Dark Horse. Komiksy również są osadzone fabularnie w Night City, a są nimi "Cyberpunk 2077: Where's Johnny", "Cyberpunk 2077: Big City Dreams", "Cyberpunk 2077: Your Voice", "Cyberpunk 2077: Trauma Team", "Cyberpunk 2077: You Have My Word" oraz "Cyberpunk 2077: Blackout".
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.