Scenarzyści by tego nie wymyślili. Te gwiazdy spadły na dno kariery, ale się z niego wygrzebały
Hollywood z nikim się nie cacka. Nieważne jak wielką gwiazdą jesteś, wystarczy potknięcie, kilka złych decyzji, parę box office’owych niewypałów, a branża postawi na tobie krzyżyk. Ci aktorzy znaleźli się na dnie, ale postanowili się z niego wygrzebać. Wrócili na szczyt z takim samym hukiem, co z niego spadli.
Hollywood to podstępna kreatura. Jesteś na szczycie, grasz u największych reżyserów, zdobywasz Oscara, a następnego dnia paparazzi fotografują cię z flaszką w ręce, budzisz się w celi, bez grosza przy duszy i nikt nie chce cię zatrudnić. Jeśli masz jednak w sobie wystarczająco determinacji i sprzyja ci szczęście, możesz wrócić na utraconą pozycję. Ci aktorzy przekonali się o tym na własnej skórze.
Wielkie powroty wielkich aktorów
Historie Brendana Frasera, Roberta Downeya Jr., Winony Ryder, czy Nicolas Cage’a są żywcem wyjęte z - nomen omen - hollywoodzkich filmów. Każde z nich z innego powodu nagle przestało być jednym z najgorętszych nazwisk w fabryce snów. Chociaż w wyniku błędnych decyzji branża w pewnym momencie postawiła na nich krzyżyk, im udało im się odbić od dna.
Brendan Fraser
To jest bardzo smutna historia. Brendan Fraser swego czasu był bowiem wszędzie. Dzisiejsi trzydziestolatkowie dorastali oglądając "George’a prosto z drzewa" czy "Mumię" z jego udziałem. Nagle jednak gwiazda aktora zaczęła blednąć. W tle pojawiły się oskarżenia o molestowanie. To on oskarżał i to wysoko postawioną w Hollywood osobę. Branża się od niego odwróciła.
W pewnym momencie fani o Brendana Frasera się upomnieli. Bo on sam o sobie przypomniał w "Doom Patrol". Potem przyszedł thriller "Bez gwałtownych ruchów" i teraz nadchodzi "Wieloryb". Aktor występuje w nim w głównej roli i podobno jest w niej genialny.
Robert Downey Jr.
Drugiego tak spektakularnego comebacku Hollywood jeszcze nie widziało. Robert Downey Jr. był na szczycie. Publiczność i widzowie pokochali go za role w "Ściganym" czy "Chaplinie". A potem coś poszło nie tak. Pojawiły się bowiem używki. Aktor z ugruntowaną pozycją w branży spadł na dno. Jakoś się jednak z nałogów wygrzebał.
Robert Downey Jr. stopniowo wracał na utraconą pozycję. Pojawiał się bowiem w uznanych filmach pokroju "Kiss Kiss Bang Bang", czy "Zodiak". Aż w końcu Myszka Miki zaproponowała mu rolę Tony’ego Starka. Jako Iron Man przez długi czas nosił ciężar MCU na swoich barkach, czym na nowo zaskarbił sobie miłość publiczności. Jeśli więc płakaliście, gdy ginął w "Końcu gry"… nie byliście sami.
John Travolta
Kariera Johna Travolty to prawdziwa sinusoida. Najpierw wraz z "Carrie", "Gorączką sobotniej nocy" i "Grease" przyszła wielka sława. Później ta gwiazda zaczęła blednąć. Filmy z jego udziałem nie przynosiły już takich zysków co kiedyś (bo faktycznie były słabe). Aż w końcu zagrał w "I kto to mówi". To był jednak chwilowy comeback. Dłuższy przyszedł wraz z "Pulp Fiction".
Film Quentina Tarantino pozwolił Johnowi Travolcie zredefiniować swój image, przez co w jego filmografii pojawiły się kolejne hity, jak "Bez twarzy", "Michael", czy "Córka generała". I znowu pojawiły się błędne decyzje zawodowe. Aktor jeszcze kilka razy w pojedynczych produkcjach się odkuwał, ale od dłuższego czasu nie ma dobrej passy.
Michael Keaton
Był "Panem mamuśką", był "Sokiem z żuka", był "Batmanem" i potem… No gdzieś tam był. Ale przede wszystkim jako tło. Główne role znalazły się poza jego zasięgiem, a do tego filmy, w których występował nie były zbyt udane. Aż w końcu zagrał w "Birdmanie". Wcielił się w nim w znanego z roli superbohatera aktora, chcącego odzyskać utraconą sławę (meta, co?). Za swój występ został wyróżniony Złotym Globem i nominacją do Oscara.
"Birdman" nie był jednorazowym wyskokiem Michaela Keatona. Dzięki niemu Michael Keaton przypomniał Hollywood o swoim istnieniu. Niedługo potem zobaczyliśmy go w oscarowym "Spotlight", zaistniał w MCU jako Sęp, następnie przyszła "Lekomania" i teraz znowu będzie Batmanem we "Flashu" i "Sokiem z żuka" w sequelu filmu Tima Burtona. Wygląda więc na to, że tym razem nie zamierza spaść ze szczytu, na który wspiął się drugi raz.
Grywał u wielkich reżyserów, zdobył Oscara, był jednym z najgorętszych nazwisk Hollywood i… pieniądze uderzyły mu do głowy. Nakupował nieruchomości, ale płacić podatków już nie było komu. Fiskus siadł mu na majątek, więc zaczął występować w coraz gorszych filmach. Stał się królem B-klasowych akcyjniaków. Aż w końcu postanowił wrócić na szczyt.
Nicolas Cage od jakiegoś czasu występuje w mniejszych, ale interesujących projektach. Podbił serca widzów występami w "Mandy" , "Kolorze z przestworzy" czy "Świni". I to właśnie fani zaczęli domagać się jego wielkiego powrotu. Ten nadszedł wraz z "Nieznośnym ciężarem wielkiego talentu". Jest to bowiem film o Nicolasie Cage’u, w którym Nicolas Cage gra Nicolasa Cage, rozmawiającego z Nicolasem Cage’em. Ten film Nicolasem Cage’em po prostu oddycha. Teraz czekamy aż kropkę nad "i" swojego comebacku aktor postawi w "Reinfieldzie".
Winona Ryder
To była imponująca kariera. Lata 80. i 90. były dla Winony Ryder bardzo łaskawe. "Sok z żuka", "Śmiertelne zauroczenie", "Edward Nożycoręki" sprawiły, że publiczność ją kochała. Grywała u największych - Martina Scorsesego, czy Woddy’ego Allena. Aż w końcu… coś ukradła. Właściwie nie coś, a towary warte ponad 5,5 tys. dolarów. Wtedy okazało się też, że cierpiała na depresję.
Skandal znacząco spowolnił karierę Winony Ryder. Postanowiła sobie ona zrobić przerwę od grania, a gdy już wróciła… Cóż, Hollywood nie miało zbytnio pomysłu jak ją wykorzystać. Na szczęście Netflix zatrudnił ją do roli w "Stranger Things". Oddźwięk tego powrotu był mniejszy, niż można było oczekiwać, ale wciąż trzymamy kciuki, aby jednak fabryka snów znalazła na aktorkę jakiś sposób.
Ralph Macchio
Wraz z rolą Daniela LaRusso w serii "Karate Kid" Ralph Macchio stał się ikoną. Przed młodym gwiazdorem droga do wielkiej kariery filmowej stała otworem. Coś tam jeszcze pogrywał (na uwagę zasługuje przede wszystkim występ w "Mój kuzyn Vinny". Do połowy lat 90. zniknął ze świecznika i zajął się teatrem. Tak, tutaj nie ma historii o rozbojach i nałogach. Po prostu w Hollywood mu nie wyszło.
W XXI wieku Ralph Macchio stał się aktorem epizodycznym. W serialach pokroju "Jak poznałem waszą matkę", czy "Ekipa" grał nawet samego siebie. Wydawało się, jakby próbował przypomnieć światu o swoim istnieniu. I robił to małymi kroczkami, aż w końcu nadeszło "Cobra Kai" - serialowy sequel "Karate Kid". Już jako dorosły Daniel LaRusso pokazał, że wciąż potrafi skraść serca widzów na całym świecie. Produkcja okazała się hitem. Na razie nie wiadomo jednak, czy ten comeback na niej się zakończy, czy jednak Hollywood spróbuje jeszcze jakoś wykorzystać jego odzyskaną sławę.
Lindsay Lohan
Lindsay Lohan miała być wielką gwiazdą. Karierę rozpoczęła bardzo wcześnie i już w wieku 12 lat mogła pochwalić się pierwszym przełomem. Wszystko za sprawą roli w "Nie wierzcie bliźniaczkom". Potem poszło już z górki. Wdrapała się na szczyt dzięki występom w "Zakręconym piątku", "Wrednych dziewczynach", czy "Wyznaniach małoletniej gwiazdy". W ten sposób dojrzewała na oczach widzów i w końcu… dorosła. A wtedy pojawił się problemy ze zdefiniowaniem samej siebie, alkoholem, narkotykami i natrętnymi paparazzi.
Lohan co prawda uniknęła losu Britney Spears, ale występowała już coraz rzadziej, w coraz gorszych filmach i w dodatku głównie w małych rolach. Aż w końcu przyszedł Netflix. "Niezapomniane święta" to comeback aktorki. Co prawda jest to podrzędna świąteczna komedia romantyczna, ale gwiazda błyszczy w niej na ekranie. Być może romcomy będą jej niszą w kolejnych latach, bo już w przyszłym rok mamy ją przecież zobaczyć w należącym do gatunku "Irish Wish".