REKLAMA

SkyShowtime wyciągnęło wnioski. Flagowy serial sci-fi "Halo" w 2. sezonie rozwija skrzydła

Ekranizacja gry „Halo” okazała się czymś innym, niż się spodziewałem. Na szczęście w 2. sezonie serialu SkyShowtime rozemocjonowanego Master Chiefa aż przyjemnie się ogląda. Dostaliśmy naprawdę solidną kontynuację, która budzi apetyt na więcej.

halo-2-sezon-serial-skyshowtime
REKLAMA

„Halo” to kultowa już seria gier wideo wydawana na pecety i konsole Xbox od Microsoftu. Po wielu latach przymierzania się do ekranizacji, wreszcie ją zrealizowano - w formie serialu wytwórni Paramount, który w Polsce można oglądać w SkyShowtime. Pierwszy sezon okazał się przy tym inny, niż oczekiwałem, a do tego jest niekompatybilny z historią opowiadaną w grach. To osobne uniwersum.

Z początku byłem skonfundowany tym, że Master Chief bez kozery zdejmuje swój hełm, przestaje być skupionym tylko na misji Spartaninem i zaczyna myśleć o sobie oraz o swych emocjach, co udziela się jego druhom. Po pierwszych dwóch odcinkach nowej serii „Halo” przedłużam zaś kredyt zaufania dla twórców. Najwyraźniej wiedzą, co robią - potrzebowali tylko więcej czasu, żeby się rozkręcić.

REKLAMA

Nowy sezon „Halo” zaczyna się mniej-więcej tam, gdzie skończył się poprzedni.

W pierwszym sezonie opowieści o tej drugiej, serialowej linii czasowej, Master Chief stracił dostęp do sztucznej inteligencji, czyli Cortany, a jego „matka”, czyli doktor Catherine Halsey, zaginęła. Przymierze zmienia w szkło kolejne planety, a UNSC jedyne, co może robić, to ewakuować mieszkańców kolonii - walka z najeźdźcami dysponującymi zaawansowaną technologią jest skazana na porażkę.

Spartanie z drużyny Srebrnych ratują ludzi, ćwiczą i odkrywają swoje prawdziwe „ja”. Mają ambicje, mierzą się z problemami i próbują zrobić coś dobrego w świecie, który wysyła im z każdej strony znaki, że ich starania są z góry skazane na porażkę. Serial naprawdę dobrze się ogląda, gdyż z postaciami, które nie są jedynie bezmyślnymi maszynami do zabijania, można się identyfikować.

W nowym sezonie „Halo” wracają też praktycznie wszyscy istotni bohaterowie z jedynki.

Mamy oczywiście Master Chiefa, który próbuje sobie poradzić ze stratą Cortany, jak i cały jego zespół, który otworzył się na odczuwanie emocji. Nadal są oddani sprawie, ale kwestionują działania swojego rządu. To się oczywiście nie podoba tym na górze, ale nie mogą się pozbyć Spartan za zadawanie niewygodnych pytań - są ich najlepszą bronią. Swoje cele realizują też Soren i Kwan.

Czytaj inne nasze teksty dotyczące oferty SkyShowtime:

Wśród postaci drugoplanowych z kolei wiele uznawanych jest za zaginionych albo zmarłych, ale tak naprawdę albo działają za kulisami, albo są gdzieś uwięzieni. Serial zresztą tego nie kryje i pokazuje nam ich punkt widzenia, a poszczególne wątki zapewne prędzej niż później zaczną się łączyć - ale najpierw musimy o tych ludziach (tudzież o sztucznej inteligencji) dowiedzieć się czegoś nowego.

A naprzeciw im wszystkim staje wróg nawet gorszy od Przymierza.

No bo umówmy się, w przypadku kosmitów sprawa jest prosta: są zabójczy i nie liczą się z ludzkim życiem i idą po trupach do celu. Nie da się jednak powiedzieć, że rząd UNSC to są „ci dobrzy”, gdyż to, tak po prostu, faszystowska organizacja. W jej DNA wpisane jest szerzenie dezinformacji i propagandy, a z potrzebami jednostki, zwłaszcza takiej z prowincji, nikt się nie liczy.

Do tego już od pierwszej chwili, gdy na ekranie pojawia się Joseph Morgan w roli Jamesa Ackersona, wiadomo, iż będzie on antagonistą. Chociaż jest nowym szefem szefa Spartan, to realizuje swoją własną ukrytą agendę, a jego cele wcale nie są zbieżne z tymi Master Chiefa. Tarcia między nimi są nieuniknione, gdyż meżczynza ignoruje ostrzeżenia Johna dotyczące zmian w modus operandi obcych.

No i na szczęście „Halo” to coś więcej niż krótkie cutscenki pomiędzy scenami walki.

Oczywiście scen akcji nie mogło zabraknąć, a już w prologu obserwujemy brutalny atak Przymierza na Sanktuarium. Dzięki temu nie tylko słyszymy o tym, ale z pierwszej ręki obserwujemy, z czym mierzy się UNSC. Jak na razie sceny akcji nie są jednak najważniejsze w 2. sezonie „Halo”. Znacznie więcej czasu niż na polu bitwy spędzamy z postaciami w bazie na Reach, przez co możemy poznać ich lepiej.

REKLAMA

W pierwszych dwóch odcinkach obserwujemy chociażby to, jak Master Chief rozmawia z wynajętą sztuczną inteligencją, której każe udawać utraconą Cortanę i odwiedza ocalałą żołnierkę, która skłamała w swoim raporcie, podczas jej rodzinnego obiadu. Vannak z kolei zaczął się pasjonować filmami przyrodniczymi, a Riz mierzy się z ograniczeniami swego ciała i udaje się na rehabilitację.

Serial też nieco inaczej rozkłada akcenty niż ostatnim razem, a chociaż zachował swoją tożsamość i nie wycofuje się rakiem ze wszystkich autorskich pomysłów na modyfikację historii z gry, to jest nieco bliższy materiałowi źródłowemu. Mam wrażenie, że twórcom udało się tutaj trafić w złoty środek i pozostaje trzymać kciuki, aby kolejne dotychczasowy odcinki wysoki poziom utrzymały.

Jasnym jest też, że na razie mamy ciszę przed burzą, ale John wpada na pewien trop i zaczyna go badać. Sam z kolei, podobnie jak inni gracze, którzy mają za sobą serię „Halo”, widzę już, do czego to wszystko zmierza, ale dzięki temu, że mamy tutaj bohaterów z krwi i kości, a nie same zabijaki bez osobowości, z chęcią będę co tydzień oglądał, jaka będzie ich reakcja na kolejne wydarzenia.

Pierwsze dwa epizody drugiego sezonu „Halo” trafiły do SkyShowtime w piątek 9 lutego, czyli dzień po amerykańskiej premierze. Kolejne będą udostępniane co tydzień. Finałowy, czyli ósmy, obejrzymy w Polsce tym samym 22 marca.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA