REKLAMA

"Inni ludzie" mają w sobie coś ze "Ślepnąc od świateł" Oceniamy adaptację książki Doroty Masłowskiej

"Inni ludzie" to adaptacja książki Doroty Masłowskiej. Debiutująca za kamerą pełnego metrażu Aleksandra Terpińska nie miała więc łatwego zadania. W końcu proza pisarki charakteryzuje się specyficznym językiem. Dlatego reżyserka postanowiła go nie zmieniać i zaserwowała nam 100-minutowy teledysk rapowy. Jak wyszło? Dowiecie się z naszej recenzji.

OCENA :
8/10
inni ludzie film recenzja dorota maslowska
REKLAMA

Aleksandra Terpińska stanęła przed nie lada wyzwaniem. Postanowiła bowiem przedstawić nam cały warszawski ekosystem w jednym filmie. W "Innych ludziach" obdrapane M3 przeciwstawiane są apartamentom w nowoczesnych wieżowcach. Brudne klatki schodowe korespondują ze starymi tramwajami miejskimi, a kupione z salonu Volvo z oślepiająco białymi Air Maxami. Ten świat jest równomiernie rozgospodarowany na ludzi z marginesu, klasę pracującą i osoby z wyższych sfer. Wszyscy oni rapują o "trudnych sprawach, sprawach niełatwych i sprawach ciężkich".

W mniejszym bądź większym stopniu możemy o nich posłuchać za sprawą losów drobnego dealera Kamila, który ledwo wiąże koniec z końcem i przeżywa jeden zły dzień za drugim. Stałej pracy nie posiada i nie szuka, bo nagrywa płytę rapową. Zawsze jednak ma coś lepszego do roboty niż spotkanie się z kumplem od beatów. Snuje się po mieście, zastanawiając się, czy stać go na bilet tramwajowy. Podczas kradzieży w Rossmanie podrywa Anetę, ale nie ma problemu z wybraniem się na seksualną schadzkę z zamężną Iwoną. Matka ciągle suszy mu głowę, aby złożył choinkę, ale on nigdy nie ma na to czasu. Musi gdzieś wyjść, spotkać się z kumplami, zawieźć dragi do klienta, albo kogoś odwiedzić. Dzięki jego działaniom Terpińska pozwala nam zwiedzać kolejne zakamarki stolicy i poznawać następne osobliwości, nie wprowadzając do swojej opowieści niezdarnego chaosu.

REKLAMA

Już na samym początku twórcy ostrzegają nas, że film podejmuje kontrowersyjne tematy. Nie będzie łatwy w odbiorze dla ofiar homofobii, rasizmu, body shamingu i wszelkich innych fobii, izmów i shamingów. Klaustrofobię leczy się tu przebywaniem w zamkniętych przestrzeniach, zdrada męża jest wyszydzana podczas wywiadówki z udziałem księdza, a ojciec wygłasza anorektycznej córce wykład o typie kobiecych ciałach, w jakich gustują mężczyźni. Narracja złożona jest z podobnych epizodów, którymi Terpińska z ironicznym wydźwiękiem przedstawia wszystkie kręgi polskiego piekiełka.

To nie jest "Tokyo Tribe", gdzie forma j-rapowego teledysku jest przejawem co najwyżej artystycznej ekstrawagancji. Terpińska co chwilę pozwala narracji rozjechać się, aby zaraz językiem polskich blokowisk i skocznych beatów ją zrytmizować i połączyć w spójną całość. Dzięki temu wszystkie podejmowane przez nią tematy wybrzmiewają na ekranie z pełną mocą. Bohaterowie nawijają o swej przeszłości, emocjach i przeżyciach w trakcie pracy, jazdy samochodem, a nawet seksu. Gdzieś między nimi krąży Jezus w koronie cierniowej i czapce z daszkiem, który zawsze jest gotowy zaserwować mniej lub bardziej kąśliwy komentarz do przedstawianych wydarzeń.

Inni ludzie - film - recenzja

Chociaż forma teledysku rapowego bywa uciążliwa i potrafi przytłoczyć widza, to i tak trzeba przyznać, że dzięki niej proza Doroty Masłowskiej wybrzmiewa z ekranu o wiele lepiej, niż miało to miejsce w przypadku "Wojny polsko-ruskiej". Reżyserka nie ucieka w artystyczne fantasmagorie, tylko wprost mówi, co ma nam powiedzieć. Jej język jest dokładnie taki jaki powinien być - ostry, uliczny, niedbały i łamany, ale dokładnie przemyślany. Zgodnie z intencjami autorki oryginału Terpińska krytykuje mentalność współczesnych Polaków, pokazuje ich zamknięcie na tytułowych "Innych ludzi" i uderza w nasz konsumpcyjny tryb życia, każąc bohaterom rapować o zakupach w Biedronce i robić sobie selfie w otoczeniu nowych butów. To film mocno zakorzeniony w otaczającej nas rzeczywistości. Może nawet aż za bardzo.

REKLAMA

Inni ludzie - czy warto obejrzeć adaptację książki Doroty Masłowskiej?

"Inni ludzie" mają w sobie coś ze "Ślepnąc od świateł". To opowieść w takim samym stopniu komiczna, co tragiczna. Ironiczna i poważna zarazem. Przegięta, ale stonowana. Tam, gdzie Krzysztof Skonieczny przepisywał prozę Jakuba Żulczyka na język filmu, Terpińska wybiera jednak prostą ekranową transkrypcję. Twórcy z uporem maniaka trzymają się pierwowzoru. Bohaterowie przemawiają dokładnie tymi samymi zdaniami, co w książce, a reżyserka maluje pejzaż Warszawy z dokumentalnym zacięciem. Brakuje tu jakiegoś wizualnego szaleństwa. Ekstrawagancją można oczy nacieszyć, kiedy pokazuje gejowski romans na siłowni, ale to w zasadzie tyle. Eksces formalny nie przystaje do tego, co widzimy na ekranie. W samych kadrach wieje bowiem nudą, a pokazywany nam świat porywa o wiele mniej niż rap wydobywający się z głośników.

Nie jest jednak tak, że to drobne wypadnięcie z beatu dyskredytuje cały film. "Inni ludzie" to pełnometrażowy debiut reżyserski tyleż odważny, co oryginalny. Terpińska uderza we właściwe tony i robi to z wdziękiem, którego mogą jej pozazdrościć o wiele bardziej doświadczeni koledzy po fachu. Nie ma tutaj fałszu. Z produkcji bije szczerość równie ujmująca, co bezkompromisowa. Z tego właśnie względu po wyjściu z kina samemu chce się nawijać rymowanymi wersami.

"Innych ludzi" posłuchacie w kinach.

*Zdj. główne: Anna Włoch/Warner Bros.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Gorath. Droga gniewu: pożeracze fantasy, po prostu przeczytajcie tę książkę

"Gorath. Droga gniewu" to kolejna powieść fantasy z cyklu Janusza Stankiewicza, która zadebiutowała jesienią minionego roku. Jeśli jesteście fanami tej serii, to lektura 3. tomu z pewnością jest już za wami. Jeżeli jednak z twórczością tego autora nie mieliście jeszcze okazji się zapoznać, to najwyższy czas nadrobić zaległości - niezależnie od tego, czy zaczytujecie się w fantastycznych książkach, czy raczej omijacie je szerokim łukiem.

gorath
REKLAMA

Od 2022 r. Janusz Stankiewicz co roku przedstawia czytelnikom nową powieść z tytułowym półorkiem Gorathem w roli głównej. Do książek "Gorath. Uderz pierwszy" i "Gorath. Krawędź Otchłani", które ukazały się nakładem wydawnictwa Alegoria (obecnie, po odkupieniu przez autora praw do książek, seria ukazuje się pod szyldem Sinister Project: inicjatywy autorskiej, którą tworzy wraz z Jarkiem Dobrowolskim i Kają Flagą-Andrzejewską), dołączył w minionym roku 3. tom cyklu, czyli "Gorath. Droga gniewu". Tym razem autor postanowił nieco rozszerzyć wykreowany przez siebie magiczny świat i skupił się nie tylko na przygodach Goratha, ale również dał więcej przestrzeni pozostałym bohaterom. I - jak zwykle - zrobił to doskonale.

REKLAMA

Gorath: Droga gniewu - opinia o powieści fantasy

Przypomnę, że w poprzednich częściach Gorath zostaje wysłany przez Kathanę Marr na Wybrzeże Szkutników, gdzie ma za zadanie przeniknąć w szeregi gildii zabójców - Nocnych Cieni. Gdy półork morduje niedoszłą ofiarę Cieni, celowo zwraca na siebie uwagę zabójców (aby dostać się w ich szeregi), co w konsekwencji powoduje, że nie może wykonać zleconej mu misji. W związku z bestialską działalnością gildii, Gorath pozbywa się piętna, siły Kathany Marr ostatecznie kładą kres Nocnym Cieniom, a sam półork decyduje się przenieść na Wyspy Południowe. Planuje tam zacząć uczciwe życie, jednak na dobrych chęciach niestety się kończy.

Po brutalnej wojnie z ostatnimi królestwami leśnych elfów, która odcisnęła ponure piętno na wyspiarskiej społeczności, Gorath trafia w szeregi rywalizujących ze sobą gangów przestępczych. Niedługo później półork przyjmuje zlecenie od jednej z dawnych klientek Nocnych Cieni, co prowadzi go na piracki statek dowodzony przez kapitana zwanego Czarnym Żniwiarzem. Zadaniem jego załogi jest zdobycie statku Theran, zamorskiego ludu z Natanbanu, i przejęcie znajdującego się na nim pewnego artefaktu, który pragnie posiąść jeden z Kathanów z Imperium.

"Gorath: Droga do gniewu" to kontynuacja przygód Goratha, który próbuje odzyskać kontrolę nad własnym losem - wciąż nie odpowiedział sobie na pytanie, czy podczas wojny z Dominium Natanbanu uda mu się odkupić swoje winy, a także przed czyim obliczem przyjdzie mu stanąć: Marr czy Bovis-Tora. Tymczasem Czarny Żniwiarz, który został przywódcą bandyckiej florty, wyrusza wraz ze swoją załogą w krwawy rejs, a elf Evelon udaje się w podróż do elfiej stolicy, aby przygotować swój naród do nadchodzącej wojny.

Jestem pełna podziwu, że Stankiewiczowi udało się stworzyć niesamowity świat, który sukcesywnie w każdej swojej kolejnej powieści rozwija. Ponownie możemy poczuć wiatr we włosach i morską bryzę na statku Czarnego Żniwiarza, zasmakować przepychu w zamczysku Bovis-Tora, a także przenieść się na ulice elfickiej dzielnicy, Dolnego Strumienia. Autor po raz kolejny dał mistrzowski popis, jeśli chodzi o pogłębione, bogate i szczegółowe opisy miejsc, które są tak skonstruowane, że, zamiast nudzić, jeszcze bardziej pozwalają zanurzyć się w świat przedstawiony.

To samo dotyczy różnorodnych przedstawicieli poszczególnych grup społecznych - w powieści natknąć się można nie tylko na orków, ale również na elfy, piratów czy krasnoludów, a każda z tych frakcji jest starannie opisana. Swoją drogą jest to spore ułatwienie dla czytelników, którzy w natłoku imion nowych bohaterów mogą wrócić na początek książki i zweryfikować, kto należy do Elity Władzy Imperium, Orków Siczowych, Frakcji Baronessy, Elfiej Opozycji, Piratów, Gangsterów czy Sił Natanbanu. A jest to istotna kwestia, ponieważ w najnowszym "Gorathcie" autor pochyla się nad pozostałymi bohaterami, poszerzając swoje uniwersum o historie opowiedziane z innej perspektywy.

"Gorath. Droga gniewu" to po prostu kolejna solidnie napisana książka fantasy, z którą powinien zapoznać się nie tylko każdy fan gatunku - myślę, że pożeracze innego typu powieści również mogą z "Gorathem" poeksperymentować. Ja, choć jestem miłośniczką kryminałów, do kolejnych tomów z cyklu Stankiewicza wracam z ekscytacją, bo wiem, że nie zawiodę się pod względem warsztatu autora. I mimo że w kwestii fantasy jestem raczej laikiem, to powieści Stankiewicza czytam z przyjemnością - stworzył on bowiem brutalny, krwawy i fantastyczny świat, w którym warto zostać na dłużej.

REKLAMA

O książkach czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T10:17:40+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T08:57:31+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T18:16:28+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T16:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T13:45:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T11:19:53+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:52:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T10:42:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T09:57:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA