REKLAMA

Hejt Park: Wardęga u Stanowskiego w programie. Jak wypadł youtuber?

Sylwester Wardęga pojawił się w Hejt Parku, ale odcinek nie stał się aż takim viralem jak w przypadku niektórych poprzednich gości Krzysztofa Stanowskiego. Fani obu internetowych gwiazdorów z pewnością liczyli na to, że poleje się krew, ale dostali stonowaną rozmowę bez przełomowych rewelacji. Nawet sami występujący wyglądali na znużonych. Najbardziej zaskakujący byli widzowie, którzy dodzwonili się do programu.

sylwester wardega krzysztof stanowski hejt park
REKLAMA

Odcinki Hejt Parku z Jasiem Kapelą czy Krzysztofem Gonciarzem przeszły do historii internetowych inb. Sylwester Wardęga okazał się jednak twardszym zawodnikiem i generalnie na żywo nie odbiegał zbyt od swojego wizerunku w nagrywanych ze scenariuszem, a później przecież montowanych filmikach. Ostatnio, jako swoisty szeryf internetu, zasłynął materiałami o Wersow z Ekipy oraz misją ujawniania scamów influencerek i influencerów.

REKLAMA

"W końcy ktoś, kto rozkręca w internecie lepsze gównoburze niż ja" – zapowiadał odcinek Krzysztof Stanowski. Znany dziennikarz sportowy na swój obecny status pracował latami, ale od niedawna też jest kojarzony z dramami. Wystarczy wspomnieć jego konflikt z Mają Staśko czy całą historię z "ustawką" z Marcinem Najmanem. Tak więc, można powiedzieć, że trafił swój na swego.

Sylwester Wardęga w Hejt Parku u Stanowskiego - oceniamy odcinek

Wardęga vs Stanowski, czyli starcie królów internetowych gównoburz. Jak wypadli?

Z niemal 3-godzinnej rozmowy za wiele się nowego nie dowiedzieliśmy. Sylwester Wardega przeprosił za swój niesławny prank z Boobsmanem, tłumaczył, dlaczego już przestał nagrywać takie filmy, a przerzucił się na commentary (po prostu lubi to robić) oraz wytłumaczył się, dlaczego tak rzadko nagrywa charytatywne odcinki z Psiakobusem i czemu wystąpił na gali Fame MMA, skoro ma cukrzycę.

Najciekawsze momenty były jednak wtedy, gdy obaj panowie wzajemnie się podsumowali. Wardęga zarzucił Stanowskiemu hipokryzję. Poszło właśnie o Maję Staśko i przyczynę, przez którą dziennikarz anulował jej udział w Hejt Parku. Stanowski wyjaśniał to wtedy tym, że jest za mało znana i nie chciał, by się wybiła na jego popularności. Wardęga zapytał więc, dlaczego w takim razie odpowiedział na zaproszenie Jasia Kapeli, który przed występem w programie nie był jakimś wielki celebrytą.

Znany był temat ustawy reprograficznej i tak jak był Sindey Polak i Jaś Kapela. Wtedy przyjąłem do programu ludzi, którzy się zgłosili. Z natury poeci nie są znani w Polsce w Polsce, więc kogokolwiek byś od nich zaprosił, to nie byłaby to osoba znana, ale sam problem byłby interesujący. Natomiast Maja Staśko jest w mojej opinii oszołomką i nie chce mi się z nią rozmawiać, ani też nie chcę, żeby rozmawiała na mój temat w moim miejscu pracy.

Ja nie wiedziałem kim jest Jaś Kapela w tym sensie, że wiedziałem, że taki człowiek istnieje, pisze teksty, ma się za poetę. Zakładałem, że będzie osobą troszeczkę odjechaną, a to jest zawsze fajne jak druga strona będzie trochę odjechana. Nie wiedziałem kim jest w takim sensie, że jak wygląda i się wypowiada, nie wiedziałem w jakim stanie psychicznym przyjdzie

- mówił Stanowski.
Wardęga u Stanowskiego

Pod koniec odcinka poruszony został temat misyjności i algorytmów YouTube'a, które potrafią drastycznie ciąć zasięgi, jeżeli nie goni się za trendami. Jeden z dzwoniących widzów zapytał, dlaczego zaprasza do Psiakobusa popularne influencerki (była Lexy Chaplin, będzie Natsu), a nie np. ludzi ze świata nauki?

To jest zawsze ta odwieczna walka z algorytmem. Dla mnie ciekawsze rozmowa byłaby z fizykiem lub kimś związanym z astronomią, bo lubię o tym słuchać, ale takie odcinki bardzo mało będą się klikać. Muszę znaleźć złoty środek. W momencie kiedy bym pozapraszał kilku takich gości, którzy byliby mniej zasięgowi, YouTube automatycznie obniżyłby mi rating i wszystko zaczęłoby się słabiej klikać

- przyznał Wardęga.

Stanowski wtedy odgryzł się za wcześniejsze zarzuty. Dziennikarz zawiódł się, kiedy zestawił jego udział programie z tym, jaki Wardęga jest na swoim kanale. Uważał go za kogoś "mocno niepokornego". Jednym z powodów zmiany zdania był poruszony, ale niezrealizowany pomysł na punktowanie polityków i manipulacji telewizyjnych na podobnej zasadzie co influencerów. Wardęga wyznał, że straciłby w ten sposób połowę widowni.

- Trochę mi wychodzisz na człowieka, który jest niewolnikiem algorytmu, czyli boisz się czegoś zrobić, by z tego algorytmu nie wypaść czasem (…). Jednak ta bezkompromisowość nie jest tak do końca, bo jesteś trochę niewolnikiem swoich własnych widzów, bo boisz się, że jak powiesz coś, co może się połowie nie spodobać, to wolisz tego nie mówić - stwierdził Stanowski.

Algorytm jest dla mnie tym, czym dla ciebie są wszystkie twoje portale. Gdyby ci odebrać wszystkie twoje media i twój portal Weszło, to byś chciał coś powiedzieć, a nikt by ciebie nie słyszał (…). Na przykład sprawy szczepień: mógłbym zabrać zdanie, ale to tak dzieli Polskę, że nie wiem, czy jest to mi w ogóle potrzebne. Jest rachunek zysków i strat, ale nie powiedziałbym, że jestem niewolnikiem. Algorytmu może trochę tak, bo to każdy z influencerów jest niewolnikiem algorytmu

– odparł youtuber.

Dzwoniący do studia próbowali wbić szpilę Wardędze i Stanowskiemu, ale sami się ośmieszyli na wizji

To, co łączy obu panów, oprócz rozkręcania gównoburz, to również wielka fanbaza. Zwolennicy Wardęgi nazywają się "Wataha" (od nazwy kanału). Społeczność zgromadzona wokół Stanowskiego nie używa konkretnego określenia. Obaj mają też swoich antyfanów i to głównie oni dzwonili w czasie odcinka – wszak nazwa youtube'owego talk show do czegoś zobowiązuje.

Pomimo tego, że część widzów zadawała rzeczowe pytania (jak np. te o Psiakobusa) i potrafiła konstruować zdania, to i tak najbardziej zapamiętani zostaną ci, którzy chcieli obsmarować youtubera i dziennikarza, ale polegli z kretesem.

Jeden z chłopaków "zapowietrzał" się na niezręcznie długie chwile (to był chyba fan Ekipy), a drugi (Carrioner, hejter Wardęgi) wyciągał argumenty z tylnej części ciała. Pomimo tego, że to połączenie było priorytetowe – Stanowski nawet poprosił, by wysłał mu numer na maila, bo internauci chcieli posłuchać, co ma do powiedzenia. Najlepszy był ostatni internauta (2:42:10 moment wywiadu), który był raczej pod wpływem i nie do końca ogarniał, co się dzieje.

Sam się spinam przed wywiadami, choć przeprowadzam je od lat, czasem nawet się zająknę ze stresu, ale czekanie w kolejce kilkadziesiąt minut, by komuś dowalić, a ostatecznie nie wiedzieć, co się chcę powiedzieć, jest dla mnie niezrozumiałe. Przecież wystarczyło zapisać sobie pytania i ewentualne argumenty na kartce. Odchodzi też spora część tremy, bo dzwoniąc, jesteśmy praktycznie anonimowi i nie musimy patrzeć w oczy rozmówcy.

REKLAMA

Pod streamem pojawiło się sporo komentarzy dotyczących poziomu dzwoniących. "Chyba nigdy nie było tak słabych telefonów do studia", "Kiedy test na IQ dla dzwoniących?" - to będzie ciężkie do zrealizowania. Jednak na miejscu obu bohaterów odcinkach zmartwiłbym się tym, kto ogląda moje poczynania w mediach i zastanowiłbym się, czy na pewno chcę mieć takich odbiorców.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA