Marvel wrzucił na Disney+ dwa odcinki swojego najdziwniejszego jak dotąd serialu. „To zawsze Agatha” jest kontynuacją „WandaVision” i stawia w centrum wiedźmy. Najprawdziwsze wiedźmy.
OCENA
„WandaVision” to pierwszy serial Marvel Studios, który trafił do serwisu Disney+. Fani, którzy znali superbohaterów głównie z filmów, z pewnością byli zaskoczeni, gdyż okazał się czymś niezwykle pokręconym. W telegraficznym skrócie Wanda Maximoff użyła bezwiednie swoich magicznych zdolności, by zmienić otaczającą ją rzeczywistość w amerykańskie sitcomy, które oglądała za dzieciaka.
W miasteczku Westview, które zostało odcięte od reszty świata, utknęło wiele osób i przybyła do niego niejaka Agatha Harkness, czyli żyjąca od setek lat kobieta parająca się magią. Chciała ukraść Wandzie jej moc, ale Maximoff, która przy okazji zmieniła się w Scarlet Witch, udaremniła te plany i rzuciła na kobietę zaklęcie i uwięziła ją w roli mieszkanki tej mieściny o imieniu Agnes.
Harkness, gdy na jaw wyszły jej niecne sprawki (to ona zabiła psa Sparky’ego!), zaśpiewała wpadającą w ucho piosenkę „It was Agatha All Along”. Najwyraźniej to wystarczyło, by Disney uznał, iż przydałoby się nakręcić serial poświęcony właśnie tej postaci, a teraz, po trzech latach, trafił on do usługi VOD od Disneya z pierwszymi dwoma odcinkami.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone Marvelowi:
- Kolejność oglądania filmów Marvela - pełna lista wraz z serialami MCU
- Co o fabule „Avengers: Doomsday” i „Secret Wars” mówi RDJ jako Doktor Doom?
- Henry Cavill jako Wolverine w MCU i to przed „Secret Wars”? Komiksy mówią, że to ma sens
- To on nakręci nowego filmowego Spider-Mana
- Marvel złożył fanom oficjalną obietnicę. To będzie najbrutalniejsza produkcja w historii studia
„To zawsze Agatha” jest miłą odmianą po ostatnich Marvelach.
Kinowe filmy i wiele innych seriali ściga się ze sobą na CGI oraz multiwersalne cameo, a tutaj jest inaczej. Ekipa od „Agatha All Along” postawiła na takie, hm, zamknięte plany zdjęciowe (pasujące do fabuły!) przypominające momentami sceny teatralne (nie zabrakło piosenek!) i praktyczne efekty specjalne (które wyszły super). Czuć tu ducha „WandaVision”, ale serial ma swoją własną tożsamość.
Cieszy przy tym, że Disney postawił tym razem w centrum nie kolejnego bohatera - czy to bez skazy, czy to walczącego ze swoimi demonami - tylko kobietę, która ma całkiem sporo na sumieniu, a z demonami jest na „ty”. To ciekawa i unikatowa (jak na Marvela oczywiście) perspektywa. Do tego ciąży jej bagaż nie dekad, a stuleci robienia innych w konia - a teraz oczywiście potrzebuje pomocy.
„To zawsze Agatha” zaczyna się przy tym jak rasowe true crime i przywodzi na myśl najnowszego „Detektywa”, bo Harkness od trzech lat jest uwięziona w roli Agnes i zajmuje się sprawami kryminalnymi w Westview jako policjantka. My z kolei spotykamy ją w momencie, gdy natrafia w lesie na zwłoki bezimiennej kobiety o rudych włosach, co rozpoczyna lawinę dziwnych wydarzeń…
„Agatha All Along” to garnek magii ze szczyptą humoru. I horroru.
Jedno, na co twórcy nowej produkcji Marvela się nie zdecydowali, to na kalkę z „WandaVision”. Z początku myślałem, że przez pół serialu będziemy obserwować Agnes w różnych scenariuszach, ale na pojawienie się Agathy nie przyszło nam dużo czekać - i chyba dobrze, bo grająca ją Kathryn Hahn po prostu błyszczy, gdy jest pozbawioną skrupułów i w gorącej wodzie kąpaną egoistyczną wiedźmą.
Jeśli miałbym jakoś zaklasyfikować „To zawsze Agatha”, to przypiąłbym tu łatkę czarnej komedii. Nikt nie ratuje tutaj świata (no, a przynajmniej nie na samym początku, bo potem może się to zmienić), a serial opowiada o podróży i przyjaciołach spotykanych po drodze zdobywaniu zaufania ludzi, którym bez kozery wbiłoby się nóż w plecy aż po rękojeść, gdyby sytuacja tego wymagała.
Na szczęście cały ten sabat czarownic, który wyrusza na poszukiwanie Wiedźmiej Drogi, jest barwny i różnorodny. Aktorki i aktor wcielający się w towarzystwo Harkness portretują ludzi pełnych przywar, których nie da się nie lubić, a jeśli coś im się stanie, to widza zaboli! Do tego przez cały czas nie wiemy, czego się spodziewać i czujemy się podczas seansu jak Alicja w nomen omen krainie czarów.
Oby tylko Agatha nie wyłożyła się na ostatniej prostej!
Mam za sobą już cztery z dziewięciu odcinków, więc jeszcze sporo może się wydarzyć, ale trzymam kciuki, by nie przerobiono Agathy na bohaterkę; ba, chciałbym, aby pozostała po ciemnej stronie Mocy! Byłoby super, gdyby na sam koniec okazało się, że pozostali bohaterowie będą musieli z Harkness walczyć na śmierć i życie, bo nie wyciągnie żadnej lekcji i zaliczy całkowity upadek.
Z drugiej strony, jeśli dostaniemy tutaj typowe redemption story, a to zostanie fajnie rozpisane, to też nie będę narzekał, bo byłaby to fajna przeciwwaga dla dalszych losów Scarlet Witch, która była drugą główną bohaterką „Doktora Strange’a w multiwersum obłędu”. Mam też nadzieję, że obie kobiety spotkają się jeszcze chociaż raz na ekranie, co dzięki multiwersum nie jest wcale niemożliwe!
Tak czy inaczej, chociaż z pewną dozą sceptycyzmu podchodziłem do „Agatha All Along”, wyrażam ostrożny optymizm wobec dalszego ciągu tej historii. Niby to kolejny Marvel, a ogląda się go niczym coś pochodzącego z zupełnie innej bajki i to jest super! Oby tylko serial fajnie się skończył i przypadł do gustu widzom, bo nie obraziłbym się na Disneya za jeszcze więcej takich eksperymentów.
Pierwsze dwa odcinki „To zawsze Agatha” można już oglądać w Disney+, a kolejne będą pojawiać się w tym serwisie VOD co środy.