Twórcy "Pierścieni Władzy" wciskają fanom kit. Gdzie to wzorowanie się na Tolkienie, o którym tyle kłamią?
"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" jest chyba pierwszym serialem w historii, który jest tak znienawidzony jeszcze przed premierą. Amazon co kilka tygodni prezentuje nowe zdjęcia i wywiady z twórcami, ale fani za każdym razem mają tę samą odpowiedź: "Nie chcemy tego". Dla ich udobruchania showrunnerzy podkreślają na każdym kroku, że robią wszystko tak, jak chciałby tego J.R.R. Tolkien. Szkoda tylko, że zupełnie tego nie widać.
Serial "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" z oczywistych względów od początku musiał mierzyć się z olbrzymimi oczekiwaniami widzów. Fani fantasty od dawna czekają na produkcję godną "Władcy Pierścieni" i wczesnych sezonów "Gry o tron", ale raz za razem spotyka ich rozczarowanie. Olbrzymi budżet serialu Amazon Prime Video wydawał się możliwą odpowiedzią na część problemów gatunku. Wystarczyło jednak, że firma pokazała pierwsze zdjęcia i teaser, by wybuchło ogólnoświatowe oburzenie.
Amazon bardzo długo nie podejmował żadnych kroków zaradczych. Wyglądało to tak, jakby chciał przeczekać wściekłość fandomu "Władcy Pierścieni". Gdy okazało się to niemożliwe, dopiero postanowiono zainterweniować. W magazynie "Empire" ukazał się obszerny materiał poświęcony serialowi z wypowiedziami showrunnerów, J.D. Payne'a i Patricka McKaya, a także różnych członków obsady.
W pierwszym momencie z wypowiedzi, udzielonych przez twórców, bije przede wszystkim olbrzymia asekuracja. Obaj w żadnym razie nie chcą, żeby "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" był porównywany z trylogią Petera Jacksona i "Grą o tron". Nie chcę być niemiły, ale to po prostu nie jest możliwe. Te produkcje będą ze sobą zestawiane, co jest zresztą naturalne. Pierwsza rzecz, jaką zrobili fani po opublikowaniu materiałów z serialu, to właśnie porównanie go do filmowego "Władcy Pierścieni" i "Hobbita". Pomysłodawcy nowej produkcji powinni się zresztą cieszyć, że mówimy częściej o filmach niż książkach. Bo - wbrew ich zapewnieniom - kontrast między serialem a twórczością Tolkiena jest jeszcze bardziej zauważalny. Budzi też jeszcze bardziej negatywne skojarzenia wśród fanów.
J.R.R. Tolkien przewraca się w grobie. "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" nie ma nic wspólnego z jego wizją.
Normalnie powstrzymywałbym się z rzucaniem tak kategorycznego stwierdzenia przed obejrzeniem filmu lub serialu. Dlatego w tym wypadku muszę podkreślić, że ta opinia bazuje na udostępnionych do tej pory materiałach i wywiadach z ekipą "Pierścieni Władzy". Być może Amazon finalnie nas wszystkich zaskoczy i pokaże 1. sezon kompletnie inny od tego, co widzieliśmy do tej pory.
To jednak tylko hipotetyczna sytuacja, w którą osobiście nie wierzę. "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" w rzeczywistości reprezentuje najgorszy typ adaptacji, czyli oficjalnie tworzony fanfik. Sugerowanie, że J.R.R. Tolkien właśnie tego by sobie życzył, jest niczym więcej jak wierutnym kłamstwem.
Co ważne, nie mam w tym miejscu na myśli kwestii mniejszości etnicznych w serialu Amazona. Napisałem już w przeszłości sporo na temat fałszywych sugestii dotyczących rasizmu Tolkiena i jak najbardziej prawdziwego rasizmu niektórych fanów Anglika. Nie ma wielkiego sensu, bym się tutaj powtarzał. Zwłaszcza, że zdjęcia z "Empire" nie wywołały takiego natłoku komentarzy wyrażających przeciw wobec czarnoskórych elfów, krasnoludów i hobbitów (a właściwie Harfootów). Rasiści chyba całkowicie odwrócili się od "Pierścieni Władzy". Może to i dobrze. Tym bardziej, że nie brak innych krytycznych komentarzy ugruntowanych w twórczości Tolkiena, nad którymi znacznie bardziej wolę się pochylić.
"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" chce na siłę uwspółcześnić Tolkiena i sprowadzić go do roli standardowej hollywoodzkiej opowieści.
W rozmowie z magazynem "Empire" Patrick McKay i J.D. Payne na każdym kroku podkreślają, że są tylko kustoszami dziedzictwa Brytyjczyka. To J.R.R. Tolkien stworzył świat, a oni do niego na moment wchodzą. Zgodnie zresztą z życzeniem pisarza, który chciał, aby "Władca Pierścieni" i jego mitologia zostawiły po sobie ślad dla innych artystów. Przywołujący słynny cytat o "umysłach i rękach dzierżących narzędzia malunku, muzyki i dramatu" Payne nie wspomina oczywiście nic o tym, że słowa Tolkiena można różnie interpretować. Ani o jego obawach przed adaptacjami, które wypaczają oryginał.
Serial "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" szykuje się na właśnie taki typ adaptacji. Po części nawet nie z winy twórców. Trudno wejść w tak słabo opisany przez Tolkiena fragment historii Śródziemia bez praw do "Silmarillionu" i "Niedokończonych opowieści", a tych Amazon nie posiada. Gorzej, że twórcy serialu poszli o krok dalej i sami wprowadzili masę zmian, które w oczywisty sposób idą wbrew pismom Tolkiena. Spójrzcie tylko na poniższą listę:
- udział Harfootów ważnych wydarzeniach Drugiej Ery Śródziemia, choć mówi się, że przed Trzecią Erą niziołkowie byli rasą niemal niezauważalną i bez wielkich osiągnięć
- Galadriela jest "młoda", niedoświadczona i ma "jeszcze dużo do nauki", choć widziała światło Amanu i potem brała udział w trwającej 600 lat wojnie z Morgothem w Pierwszej Erze
- Elrond jako "młody elfi polityk budujący swoją pozycję poprzez poprawę relacji swojego ludu z krasnoludami z Khazad-Dum"; w książkach mowa zaś o synu Earendila i bracie pierwszego króla Numenoru, którego olbrzymia mądrość i pozycja były absolutnie niepodważalne
- słaba relacja między elfami i krasnoludami w Drugiej Erze to też temat budzący wątpliwości; w pierwszych latach istnienia obu ras faktycznie dochodziło między nimi do sporów czy nawet walk, ale w Drugiej Erze właściwie wszystkie krasnoludy z różnych ras i zniszczonych siedzib w Górach Błękitnych udały się do Morii, a Dzieci Durina miały wyśmienite stosunki z Noldorami Celembrimbora
- duże kontrowersje budzi też stosunek serialu do długowieczności elfów; w "Pierścieniach Władzy" te istoty wydają się znacznie bardziej zmienne i mniej dostojne, a ich wiek skacze między "młodymi" Galadrielą i Elrondem a wyglądającym na emeryta Celembrimborem (co też nie jest zgodne z kanonem)
- czas odgrywał zresztą u Tolkiena olbrzymie znaczenie, a ciężar długiego życia elfów i ludzkie pragnienie nieśmiertelności miały olbrzymi wpływ na wypadki Drugiej Ery; w serialu Amazon Prime Video cała historia wydarzy się w ciągu znacznie krótszego okresu, co niszczy fundamenty zbudowane przez Anglika
Kolejne odstępstwa od kanonu i dziwne, fanfikowe decyzje twórców można by wymieniać jeszcze długo. Nie ma jednak ku temu wielkiej potrzeby. Choć showrunnerzy kłamią bez choćby drgnienia powieki na temat zgodności swojego serialu z wizją J.R.R. Tolkiena, to prawie nikt im nie wierzy. Wystarczy zerknąć na komentarze pojawiające się pod artykułami i zdjęciami z "Empire" w mediach społecznościowych i na Reddicie. Patrick McKay i J.D. Payne mają oczywiście prawo zrobić taki serial, jaki sobie wymarzyli (skoro ktoś im na to pieniądze i licencję na korzystanie z tego świata), ale niech przynajmniej nie wycierają sobie gęby Tolkienem. Bo tego fani zdecydowanie nie będą tolerować.
* Zdjęcie główne: Empireonline.com