REKLAMA

"Władca Pierścieni" jest serialem skrojonym pod fanów epickiego fantasy. Tylko streaming na to stać

Serialowy "Władca Pierścieni" to powrót do idei epickiego fantasy rodem z "Powrotu króla". Od niemal dwóch dekad nie było produkcji, która mogłaby w podobny sposób zachwycić nas rozmachem inscenizacyjnym. "Pierścienie Władzy" swoje w końcu kosztowały. Rzecz w tym, że dzisiaj na takie zabawy stać już tylko platformy streamingowe.

władca pierścieni amazon serial
REKLAMA

Brzmi to nieco depresyjnie, ale ostatnim prawdziwie epickim fantasy był "Władca Pierścieni" Petera Jacksona. Od premiery "Powrotu króla" minęło już niemal 20 lat i dopiero teraz "Pierścienie Władzy" mogą pochwalić się rozmachem na podobną skalę. Bo w międzyczasie ani kino, ani telewizja, ani streaming nie dostarczyły fanom tytułu, który oglądałoby się z tak rozdziawioną szczęką. Nie to, żeby gatunek po prostu przestał istnieć.

Zaraz ktoś pewnie przypomni, że w międzyczasie do kin trafił "Hobbit". Za jego kamerą znów stanął co prawda Peter Jackson, ale tym razem poniósł porażkę. Zresztą przez nagminnie używane w produkcji CGI trudno mówić o prawdziwej epickości. "Zielony rycerz" był natomiast wizualnie niesamowitym przeżyciem, ale on z założenia nie miał nas zachwycać, tylko odpychać, bo świat w nim przedstawiony jest w momencie rozkładu. Tak samo "Gra o tron", "Wiedźmin", czy seriale Amazona ("Carnival Row", "Koło czasu") stawiały przed sobą inne zadania, niż zachwycenie nas rozmachem inscenizacyjnym.

REKLAMA

Serialowy Władca Pierścieni to powrót do idei epickiego fantasy

W wymienionych serialach twórcy skupiali się na "co?" i "kto?" zamiast "gdzie?". A to właśnie z punktu widzenia gatunku powinno być najważniejsze. Świat przedstawiony musi być żywy, wypełniony wielobarwnymi istotami, zachwycający, inny - słowem: fantastyczny. I właśnie to było w ostatnich dekadach problematyczne. Epickości nie osiąga się bowiem jedynie za sprawą wysokiego budżetu, ale też sposobem prowadzenia opowieści. Od "Powrotu króla" mieliśmy więc do czynienia jedynie z jej elementami.

Serial Amazona okazuje się dla fantasy tym samym, czym "Diuna" była dla science fiction - powrotem do dawnych idei gatunku. Sama historia schodzi w nich na drugi plan, a na pierwszy wysuwa się świat przedstawiony. Bo tak jak Denis Villeneuve, J.D. Payne i Patrick McKay nie śpieszą się ze swoją opowieścią. W pierwszych dwóch odcinkach "Pierścieni Władzy" oni budują inną, fantastyczną rzeczywistość. Przywiązują wielką wagę do jej szczegółów, aby pochłonęła nas bez reszty.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy - Amazon Prime Vide

W pierwszych dwóch odcinkach "Pierścieni Władzy" Payne i McKay oprowadzają nas po swoim Śródziemiu i przedstawiają kolejne zamieszkujące je rasy. Poznajemy relacje między różnymi istotami, ale przede wszystkim dostajemy wycieczkę po krainach elfów, krasnoludów, ludzi i Harfootów. To jest najważniejsze dla twórców najważniejsze. Zwróćcie uwagę, że przy zmianach lokacji, zaraz po zaznaczeniu tego na mapie, za każdym dostajemy ujęcie w planie ogólnym. Dzięki temu jesteśmy zorientowani nie tylko w geografii świata przedstawionego, ale też dostrzegamy jego bogactwo, zachwycając się nowozelandzkimi pejzażami i drogimi dekoracjami.

Pierścienie Władzy wracają do starego? A może wyznaczają nowe standardy w fantasy?

Amazon wpuścił "Pierścienie Władzy" do wybranych kin, bo zdaje sobie sprawę, że właśnie tam oglądałoby się je najlepiej. Tylko w takich okolicznościach przyrody jesteśmy w stanie docenić wszystkie szczegóły i w pełni nacieszyć się charakterystycznymi cechami epickiego fantasy. Szkoda, że Polskę pominięto, bo byłaby to dla nas ostatnia szansa. Nie mamy, co liczyć, że Hollywood zainwestuje w gigantyczny film osadzony w tym gatunku. Wytwórnie po prostu nie stać na taki wydatek jak Amazona.

Na sam pierwszy sezon serialu wydano 465 mln dolarów, a dodać do tej kwoty należy też 250 mln przeznaczonych na zdobycie praw autorskich. To jest olbrzymia (w dodatku bezprecedensowa) kwota. Dla porównania: budżet całej trylogii "Władcy Pierścieni" wynosił nieco ponad 280 mln dolarów. Mamy w tym wypadku do czynienia z niemal dwukrotną przebitką, tylko w odniesieniu do 1. sezonu. To suma nie do zaakceptowania przez hollywoodzkie wytwórnie, skoro nawet na wspomnianą "Diunę" wydano "zaledwie" 165 mln dolarów.

"Diuna" i "Władca Pierścieni" łącznie kosztowały mniej niż jeden sezon "Pierścieni Władzy".

Klasyczne Hollywood wciąż się jeszcze podnosi po pandemii, więc tym bardziej nie zapowiada się, żeby przez standardy ustanowione przez streaming, miało powrócić do idei epickiego fantasy. A kwoty ogółem rosną, a nie maleją. Na "Ród Smoka" HBO wydało 200 mln dolarów, czyli 50 mln dolarów więcej niż na ostatni sezon "Gry o tron". Nawet jeśli jego fabuła jest bardziej skupiona na akcji, niż budowie świata przedstawionego i tak widać, że budżety seriali fantasy ostro poszybowały w górę.

Ród Smoka - HBO
REKLAMA

"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" jest więc tym, na co fani epickiego fantasy czekali już od lat. Produkcja bezpowrotnie zmieni pejzaż całego gatunku. Od jej sukcesu zależy tak naprawdę cała przyszłość fantastyki. Jeśli "Pierścienie Władzy" poniosą porażkę, platformy VOD się przestraszą i nie będą chciały inwestować podobnych sum w tego typu seriale. A fani mogą mieć problem z zaakceptowaniem tańszych produkcji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA