Fani Tolkiena marudzą na serial "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy". Co ich najbardziej wkurzyło?
"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" od Amazona może być najgłośniejszym serialem tego roku. Dopiero co zobaczyliśmy zdjęcia, dopiero co pokazano nam zwiastun, a już okazuje się, że dyskusji jest więcej niż przy niejednym głośno promowanym serialu. Wielu fanów poczuło się jednak rozczarowanych, sprawdzamy, dlaczego.
Serial "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" może być największym hitem lub najboleśniejszym rozczarowaniem roku. W powodzenie produkcji nie do końca ufają nawet fani J.R.R. Tolkiena, wśród których spore poruszenie wywołały pierwsze zdjęcia. Wielu czytelników mających za sobą lektury takich książek jak "Silmarillion" i "Niedokończone opowieści" otwarcie hejtuje Amazona. Co dokładnie im się nie spodobało?
Serwis Amazon Prime Video od początku roku systematycznie podkręca atmosferę wokół nowej adaptacji twórczości Tolkiena. Serial "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" najpierw dostał klimatyczną zapowiedź, a potem kilkadziesiąt plakatów z rękami bohaterów. Początkowe materiały nie pokazywały jednak najważniejszego, czyli świata i zamieszkujących go postaci. Zmieniło się to dopiero wraz z serią pierwszych zdjęć, na których widzimy takie legendy Śródziemia jak Galaderiala, Elrond czy Durin IV.
Do wczoraj wielu fanów "Władcy Pierścieni" wstrzymywało się z publikowaniem opinii i przewidywań na temat produkcji Amazona, ale od momentu publikacji wspomnianych fotografii tamy runęły i woda wezbrała. Każdy, kto żyw i przeczytał którąś z książek Tolkiena, wypowiedział się na temat "Pierścieni Władzy".
Wiele osób odniosło się do tematu w sposób negatywny, część w bardzo entuzjastyczny, a garstka za pomocą ostrożnego optymizmu. Nie wszystkie uwagi są do końca racjonalne, ale zauważalny u niektórych ludzi odruch, by z góry zlekceważyć obiekcje fandomu, byłby bardzo szkodliwy. Warto pochylić się nad tym, na co marudzą maniacy J.R.R. Tolkiena.
"Władca Pierścieni: Pierścieni Władzy" może skończyć jak "Wiedźmin". Fani się tego bardzo obawiają.
Zanim jednak przejdziemy do szczególnie ciekawych zagadnień, paradoksalnie chciałbym się najpierw odnieść do kwestii, o której nie widzę sensu dyskutować. Chodzi oczywiście o opinie internautów, którzy krytykują Amazona za zatrudnienie aktorów należących do różnych ras. Nie wiem, jak dokładnie brytyjski pisarz wyobrażał sobie kolor skóry swoich rozmaitych bohaterów. Wiem natomiast, że Tolkien nie był rasistą. Dlatego nie ma sensu zaśmiecać pamięci o nim debatując z osobami, dla których sama ciemna karnacja jest wystarczającym powodem do wykluczania jakiejś postaci. Zresztą z "Wiedźminem" była analogiczna sytuacja i można było ją identycznie ocenić.
Wiele innych głosów pojawiających się na Reddicie i w mediach społecznościowych podejmuje znacznie ciekawsze tematy. Da się wyczuć, że zdjęcia z "Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy" i udzielone przez twórców serialu wypowiedzi dla portalu Vanity Fair zawierały kilka wyraźnych "czerwonych flag". To określenie pojawia się bardzo często w kontekście dyskusji o serialu, dlatego używam go też tutaj. Co więc wzbudziło największy niepokój w fandomie? Odpowiedź na to pytanie jest prosta - drastyczne porzucenie oryginalnej chronologii wydarzeń.
- Czytaj także: "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" to niejedyny prequel fantasy szykowany na 2022 rok. Czy "Wiedźmin: Rodowód krwi" i "Ród Smoka" okażą się lepsze?
- Czytaj również: Jak działa Pegasus i po co ktoś podsłuchuje Polaków? Sprawdźcie.
Showrunnerzy produkcji J.D. Payne i Patrick McKay podjęli bardzo kontrowersyjną decyzję, by zamknąć wszystkie wydarzenia mające miejsce w serialu na przestrzeni kilku lat. U Tolkiena cała Druga Era Śródziemia trwała 3441 lat, więc mowa o kolosalnej zmianie. Fabuła serialu zapewne obejmuje nieco krótszy okres nawet w książkach (na ten moment nie sposób tego potwierdzić), ale to i tak był dla wielu fanów szok. Niektórzy wprost stwierdzają, że jednoznacznie dyskwalifikuje to serial w ich oczach. Mówiąc szczerze, rozumiem tę postawę. Payne i McKay przedłożyli chęć zachowania spójnej obsady nad logikę całej opowieści i ciąg przyczynowo-skutkowy. Powiedzieć, że dużo ryzykują, to nie powiedzieć nic.
Czy Galadriela była wojowniczką? Oto jest pytanie.
Elfowie stanowią drugi najczęściej kontestowany element serialu. Wiele osób ma problem z wyglądem Elronda i zdecydowanie za długimi i zbyt spiczastymi uszami tej rasy. To jednak głownie kwestia gustu, więc trudno na ten temat poważnie dyskutować. Kontrowersje wokół postaci Galadrieli to zdecydowanie ciekawszy temat i to z wielu powodów. Należąca do Noldorów najsłynniejsza elfka w historii Śródziemia została przedstawiona w materiałach prasowych jako wojowniczka i głównodowodząca Armiami Północy. Żaden prawdziwy fan Tolkiena nigdy nie podważy odwagi, przebojowości i zdolności dowódczych Galadrieli, ale wizja tej bohaterki zarzynającej orków z lewa i prawa na polu bitwy po prostu nie pasuje.
Stąd olbrzymie obawy, czy serial nie pokaże nam zupełnie innej postaci, która tylko nazywa się identycznie. Tak jak "Wiedźmin" zrobił z Vesemirem czy Eskelem. Wątpliwości budzą też detale wizualne takie jak zupełnie niepasująca do estetyki świata Tolkiena zbroja płytowa czy widoczna na niej ośmioramienna gwiazda Feanora. Galadriela jest postacią, której historię J.R.R. Tolkien przerabiał wielokrotnie, ale nigdy, w żadnej wersji nie przyjęłaby symbolu rodu Feanora. Żaden Elf Wysokiego Rodu nie znienawidził twórcy Silmarilli bardziej po masakrze na Telerich niż właśnie Galadriela. Opis Elronda jako "młodego elfiego polityka budującego swoją pozycję przez poprawę relacji jego ludu z krasnoludami z Khazad-dum" również brzmi po prostu idiotycznie. Ani nie oddaje stosunku Elronda do krasnoludów, ani jego pozycji jako syna Earendila, ani fantastycznych przecież relacji Dzieci Durina z Noldorami Celebrimbora.
"Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" przez takie elementy wygląda jak kiepski fanfik. I to one są bardziej niepokojące niż krasnoludzkie kobiety bez bród.
Sprawne oko fanów szybko zauważyło zresztą, że księżniczka grana przez Sophię Nomvete ma trochę włosków na brodzie, co zapewne ma być swego rodzaju ekwiwalentem. Akurat design krasnoludów spotkał się zresztą z najcieplejszą reakcją ze strony fandomu, więc tutaj nie ma wielkiego kłopotu. Kolejny "elfi" wątek poruszył za to czytelników dosyć wyraźnie. Mowa o zakazanej miłości między elfem Arondirem i ludzką kobietą Bronwyn. Podobne związki zdarzały się u Tolkiena ekstremalnie rzadko. Część internautów boi się więc, że kolejna historia tego typu rozcieńczy wyjątkowość miłości między Berenem i Luthien oraz Aragornem i Arweną.
Wszystko to są oczywiście tylko spekulacje, ale taka już natura fanów, by skupiać się na tego typu szczegółach na długo przed premierą serialu, filmu czy gry. Inna sprawa, że wielbiciele Tolkiena są akurat dosyć otwarci na nowe postaci i wątki. Większość z radością przyjęła choćby informację o pojawieniu się w serialu protoplastów hobbitów zwanych harfootami. Znacznie większy niepokój budzą wyraźne i często trudne do wytłumaczenia zmiany w istniejącym kanonie. Mając przed oczami los "Wiedźmina", naprawdę trudno lekceważyć te obawy. Natomiast z bardziej konkretnymi obiekcjami warto się wstrzymać przynajmniej do premiery pierwszego zwiastuna (podobno już w ten weekend), co fani Tolkiena na szczęście w większości robią.
*Autorem zdjęcia głównego jest Ben Rothstein/Amazon Studios.