REKLAMA

Rozprawa za nazwanie prezydenta "debilem" dobiegła końca. Żulczyk nie przyznaje się do winy

Jakub Żulczyk stanął przed sądem za rzekome znieważenie głowy państwa. Pisarz nazwał prezydenta RP Andrzeja Dudę "debilem", za co grozi mu nawet do trzech lat więzienia. Rozprawa właśnie dobiegła końca. Czy niepokorny autor trafi za kratki za post na Facebooku? O tym przekonamy się dopiero w poniedziałek.

żulczyk duda debil rozprawa facebook
REKLAMA

Jakub Żulczyk miał znieważyć prezydenta RP Andrzeja Dudę nazywając go "debilem". Już w najbliższy poniedziałek dowiemy się, czy sąd przychyli się do wniosku oskarżyciela, czy może zgodzi się z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, wedle którego była to opinia ekspercka. Pisarz poinformował bowiem w swoich mediach społecznościowych, że rozprawa właśnie dobiegła końca, a na początku przyszłego tygodnia ma zapaść wyrok.

Rozprawa jest pokłosiem postu na Facebooku z listopada 2020 roku, w którym Żulczyk skrytykował prezydenta Dudę za niepogratulowanie Joe Bidenowi zwycięstwa w wyborach prezydenckich USA, nazywając go "debilem". Kilka miesięcy później, w marcu 2021 roku okazało się, że warszawska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia o znieważenie głowy państwa, za co grozi nawet do trzech lat więzienia.

REKLAMA

Żulczyk kontra Duda - koniec rozprawy o nazwanie prezydenta "debilem"

Do czasu pojawienia się aktu oskarżenia każdy tak naprawdę zapomniał o wpisie Żulczyka. Nawet wtedy można jednak było myśleć, że wszystko szybko rozejdzie się po kościach. Tak się nie stało i sąd odrzucił wniosek o umorzenie sprawy i 16 listopada minionego roku ruszyła rozprawa, która właśnie dobiegła końca.

Na Facebooku pisarz poinformował właśnie fanów, że wyrok zapadnie w poniedziałek i umieścił w pości swoją mowę końcową, w której nie przyznaje się do winy. W dalszej jej części punktuje wymiary, jakie przybrało jego oskarżenie. Wyraźnie zaznaczył, że chciałby się odciąć od opinii dużej części opinii publicznej, jakoby sprawa miała rozchodzić się o intelekt i samodzielność w sprawowaniu urzędu Andrzeja Dudy.

Nie jest tajemnicą mój, bardzo delikatnie mówiąc, krytyczny stosunek do obecnej władzy w Polsce, natomiast rzeczywiste niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą precedens mojego oskarżenia, wykraczają daleko poza osobę Andrzeja Dudy. Dla tej sprawy nie ma znaczenia, czy prezydent Duda jest mądry bardziej, lub mądry mniej. Znaczenie ma możliwość krytyki władzy, wyrażenia sprzeciwu. Co mamy zrobić, jeśli władza łamie nasze moralne standardy, jeśli przestaje się posługiwać kategorami zdrowego rozsądku, tak jak to ma miejsce w przypadku relacji polsko-amerykańskich na przestrzeni ostatniego roku? Jakie mamy możliwości działania, gdy władza zachowuje się źle, głupio, gdy władza kłamie? Czy władza może nas pouczać w jaki sposób ją krytykować?

- czytamy w opublikowanym przez Żulczyka poście.

Jakub Żulczyk zauważa, że sympatycy Dudy zarzucają mu brak dobrego wychowania, przez co idea szacunku i standardów uprzejmości stają się "narzędziem kneblowania opinii". W całkiem mocnych słowach i dosadnymi przykładami opisuje, jak w takich wypadkach zwolennikom partii rządzącej i samym politykom można więcej. Wspomina, jak odmawiano człowieczeństwa osobom LGBT, a poseł Terlecki nazwał kobietę kretynką.

Rozprawa Żulczyka - trochę śmiesznie, trochę strasznie

W dalszej części postu Żulczyk wylicza możliwości obywateli, którzy obecnej władzy nie są przychylni. Ci mogą według niego co najwyżej pójść na demonstrację i dostać gazem po oczach lub skończyć w radiowozie. Mogą też zostać zwolnieni z pracy, jeśli pracują w instytucjach państwowych. Pisarz nie uważa, żeby był osobą przez władzę prześladowaną:

REKLAMA
Jakub Żulczyk vs. Andrzej Duda

Można dyskutować, czy Żulczyk mógł nazwać prezydenta Dudę "debilem". Trudno jednak odmówić pisarzowi racji w nazwaniu całej sprawy "trochę śmiesznym, trochę strasznym, ale istotnym kłopotem". Tymczasem autor "Ślepnąc od świateł" może się cieszyć, że przy serialach współpracuje z HBO i Canal+. Gdyby realizował je wraz z TVP po użytych przez niego słowach Jacek Kurski niechybnie by go zwolnił, tak jak to miało miejsce w przypadku Barbary Kurdej-Szatan.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA