Patrz, Bożenko, Max zmienia się w HBO Max. Jeszcze tylko rebranding, nowe kolorki i znowu HBO GO
Max znika. Odchodzi. Nadchodzi... HBO Max? To nie żart, to powrót do korzeni. Po zaledwie 2 latach HBO wraca do łask i to bardzo dobra decyzja.

Kilka miesięcy temu, gdy włodarze Max ogłosili, że zmieniają kolor serwisu z przejmująco niebieskiego na czarny, pomyślałem: „oho!” i nawet napisałem felieton, że to już najwyższy czas zdecydować się na jeden kierunek i twardo się go trzymać, bo robienie rebrandingu co dwa lata jest po prostu zabawne, żeby nie powiedzieć śmieszne. Nie dziwi mnie jednak, że korporacja Warner Bros zdecydowała się na taki ruch. Nie chodzi bowiem o to, aby wrócić do starej nazwy dla samej nostalgii, ale żeby przypomnieć widzom, dlaczego w ogóle płacą za ten serwis.
Max wraca do korzeni (a w zasadzie do pnia)
Krótka historia dla przypomnienia. Była sobie stacja HBO, która miała swoją platformę HBO GO. Początkowo dostępna była ona tylko dla abonentów ich kanału telewizyjnego. Potem pojawiło się HBO Now dostępne dla wszystkich (w Polsce wyglądało to trochę inaczej). Następnie korporacja WarnerMedia ogłosiła powstanie HBO Max i zaoranie dwóch poprzednich usług. Ten stan trwał zaledwie 3 lata, bo po połączeniu Warnera z Discovery ogłoszono, że nie należy wyróżniać żadnej usługi i nadchodzi czas uber-serwisu, czyli Max.
Tak dotarliśmy do niemal połowy roku 2025, kiedy platforma Max znowu zmienia się w HBO Max. Te 2 lata, które serwis sobie działał, to wystarczająco dużo czasu, aby przyznać się do porażki. Nie jest to porażka spektakularna, a raczej krok w tył i przyznanie się do tego, że najważniejszym zasobem platformy zawsze było i ciągle jest HBO.
Kultowa stacja kablowa zdefiniowała serial telewizyjny jako gatunek na nowo, wprowadzając takie tytuły, jak „Rodzina Soprano”, „Więzienie OZ” czy trochę już zapomniane „Sześć stóp pod ziemią”. Od tamtego momentu każda stacja telewizyjna chciała powtórzyć wielki sukces HBO, co doprowadziło do prawdziwego wysypu seriali wysokiej jakości. Bez wielkiego naciągania faktów mogę napisać, że bez HBO nie byłoby „Breaking Bad” czy „House of Cards”, nie mówiąc już o „Mad Men”, którego scenarzysta został zaproszony na rozmowę właśnie dlatego, że pracował przy „Rodzinie Soprano”.
A to przecież nie koniec, bo i „Gra o tron”, i świeższe „The Last of Us” czy „Biały Lotos” pokazały, że HBO dalej potrafi produkować seriale i to takie z najwyższej półki. Nie da się wycenić skojarzeń z telewizją wysokiej jakości. Można oczywiście badać siłę marki, skojarzenia i emocje, jakie wywołuje, ale nie da się dokładnie wycenić wpływu, jaki seriale HBO miały na widzów.
Czytaj także: Nowa reklama Max jest tak bezczelna, że aż chylę czoła
Powrót do starej marki, w której HBO jest centralną częścią traktuje jako przyznanie się do błędu.
Media społecznościowe powiązane z serwisem próbują co prawda ubrać to w żart, ale faktem jest, że zmiany dokonywane za rządów Davida Zaslava były zbyt gwałtowne, nieprzemyślane i powodowane chęcią szybkiego pozbycia się obciążeń finansowych. Zaslav jednak zza cyferek zupełnie nie potrafił dostrzec, jak wiele dla widzów znaczy marka HBO. Jak wiele wspaniałych i okrutnych (w proporcji mniej więcej pół na pół) historii zostało przez nią opowiedzianych.
Przewrotnie można powiedzieć, że jak tak dalej pójdzie, to do końca 2027 wróci HBO GO. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia. Kolejne rebrandingi nie zmienia faktu, że Zaslav się pomylił i dokonał drugiego gwałtownego zwrotu w ciągu kilku lat. Pocieszające jest to, że tym razem jest to krok w dobrą stronę.
Czytaj także:
- Najlepsze filmy na Max. TOP 15 znakomitych produkcji
- HBO: najlepsze filmy. TOP 10 znakomitych produkcji oryginalnych
- Najlepsze seriale na Max. 15 kultowych produkcji HBO
- Najlepsze seriale Max Original. TOP 10 znakomitych produkcji odcinkowych
- Max: najlepsze polskie seriale. Wybieramy TOP 10 produkcji
- Max: najlepsze seriale kryminalne. TOP 10 wciągających produkcji