Nie dajcie sobie wmówić, że Netflix ma tylko złe seriale. W 2021 wypuścił też świetne serie z "Arcane" na czele
W 2021 roku seriale Netfliksa wyrastały jak grzyby po deszczu. Niektóre, jak "Wiedźmin" czy "Cowboy Bebop", zawiodły, ale niemało naprawdę udało się platformie. Wybrałem produkcje, które moim zdaniem najbardziej nadają się do polecenia. Na liście nie mogło zabraknąć "Arcane", ale jest też kilka niespodzianek.
Zanim przejdziemy do nowości, które Netflix przygotował na przyszły rok, warto wykorzystać początek stycznia do przynajmniej kilku podsumowań. Kilka dni temu przedstawiłem swoją listę najgorszych produkcji platformy z minionego roku, ale przecież trzeba też napisać kilka słów na przeciwny temat. Jakie były moim zdaniem najlepsze seriale Netfliksa w 2021? Czy chodzi tylko o nowości, a może pojawiło się też kilka zaskakująco udanych powrotów? Wszystkie dowiecie się z poniższej listy.
Netflix najlepsze seriale 2021 - animacje poradziły sobie najlepiej:
Nie zdecydowałem się na stworzenie numerowanego rankingu, bo właściwie każda z omawianych produkcji ma swój unikalny styl i mogą w inny sposób przemówić do różnych widzów. Trzeba jednak wyróżnić jeden serial, który wyrastał poziomem ponad wszystkie zeszłoroczne nowości. Chodzi oczywiście o "Arcane", do którego Netflix (na szczęście) powróci w przyszłym roku.
Kid Cosmic
"Kid Cosmic" to serial, któremu osobiście bardzo kibicowałem i strasznie żałuje, że tak mało się o nim mówiło. Nowa animacja dla dzieci i młodzieży od Craiga McCrackena (twórcy kultowych "Atomówek") naprawdę się udała. Tak udanego startu produkcji dla najmłodszych dawno nie widziałem. "Kid Cosmic" ze świetnym efektem połączył humor z ekscytującą opowieścią superbohaterską i bardzo ważnym przesłaniem. Na Zachodzie serial okazał się hitem, co zapewniło mu 2. sezon, ale u nas szybko przepadł w zalewie innych tytułów. Czasem można odnieść wrażenie, że polscy rodzice zadowalają się byle czym i pozwalają dzieciom oglądać na zapętleniu "Psi patrol", bo tak jest po prostu łatwiej.
Zostań przy mnie
Brytyjskie "Zostań przy mnie" weszło na moją listę najlepszych zeszłorocznych seriali Netfliksa dosłownie w ostatnim momencie. Mowa przecież o produkcji, która zadebiutowała dokładnie 31 grudnia. Później się nie dało, co nie oznacza, że nie jest to wybór przemyślany. Ze wszystkich adaptacji Harlana Cobena z 2021 roku ta była zdecydowanie najlepsza. Duża w tym zasługa świetnej obsady "Zostań przy mnie", ale też sprawnie napisanego scenariusza pełnego sprytnych i zabawnych dialogów. Brytyjczycy chyba naprawdę najlepiej radzą sobie z przełożeniem mocnych stron prozy Amerykanina i skutecznym zakamuflowaniem jej braków.
Ferajna z Baker Street
W przypadku "Arcane" wysoka jakość przełożyła się na zamówienie kolejnego sezonu, nie wszystkie zeszłoroczne nowości miały jednak to samo szczęście. Skasowanie "Ferajny z Baker Street" to najdziwniejsza i najbardziej niepokojąca decyzja podjęta przez Netfliksa w ostatnich latach. Serial o grupie młodych sierot wychowujących się na ulicach Londynu, które przypadkiem wikłają się w intrygę kryminalną powiązaną z Sherlockiem Holmes, miał naprawdę olbrzymi potencjał.
Już pierwszy sezon "Ferajny z Baker Street" udał się naprawdę dobrze. Twórcom udało się sprawnie połączyć wątki kryminalne z fantasy i horrorem, a ich wizja uniwersum Sherlocka Holmesa wydawała się naprawdę interesująca. Co więcej, produkcja notowała też dobre wyniki oglądalności. Dlaczego więc została skasowana? Nieoficjalnie mówi się o wysokich kosztach produkcji, które w okresie pandemii stały się przeszkodą dla wielu tytułów. Mam też podejrzenie, że Netflix wolał skupić się na popularniejszej marce "Enola Holmes" i nie dokładać się do konfuzji wśród swoich użytkowników.
Pacific Rim: The Black
Netflix tworzy w ostatnim czasie dużo CGI anime, ale w zdecydowanej większości nie są to udane produkcje. Wyróżniają je przede wszystkim olbrzymia sztywność animacji i przeważnie bardzo bezpieczne, pozbawione ryzyka scenariusze. "Pacific Rim: The Black" w obu kwestiach wyróżnia się zdecydowanie na plus. Animatorzy wykonali tutaj kawał dobrej roboty, a scenarzyści nie wahali się opowiedzieć historii, która byłaby brutalna, zaskakująca i niepokojąca. Nie jestem olbrzymim fanem kaiju i jaegerów, więc w normalnych okolicznościach zapewne nigdy nie sięgnąłbym po "Pacific Rim: The Black", ale zrobiłem to i zdecydowanie tego nie żałuję.
Castlevania: Sezon 4
Mój związek z serią "Castlevania" nigdy nie należał do najłatwiejszych. Od samego początku ceniłem ten serial za świetne sceny walki i ciekawych bohaterów, fabuła zbyt często zahaczała jednak o nonsens i kicz, by dałoby się to bezboleśnie przełknąć. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że identyczne obiekcje dało się też wyłożyć wobec gier Capcomu (wystarczy przypomnieć kultowy monolog "Miserable Little Pile of Secrets"). Natomiast nie czuję wobec nich wystarczającej nostalgii, żeby wybaczyć tak poważne wady serialu.
Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Głównie dlatego, że "Castlevania" od samego początku miała sceny genialne. Nigdy nie była jednak w stanie do końca wybić się ponad przeciętność. Aż do finałowego sezonu, który udał się twórcom po prostu fenomenalnie i do którego z każdym mijającym miesiącem coraz chętniej wracam pamięcią. Co tylko pokazuje, że też nie ma się co przesadnie przywiązywać do ocen wskazanych tuż po obejrzeniu. W swojej recenzji dałem bowiem "Castlevanii" 6/10, ale dzisiaj zdecydowanie podniósłbym jednak ten wynik co najmniej o jedno oczko.
Final Space: Sezon 3
Oba akapity poświęcone "Castlevanii" można by w dużej mierze powtórzyć wobec "Final Space". Ta produkcja też od samego początku pokazywała widzom dwie twarze. Z jednej strony była to naprawdę fascynująca opowieść science fiction, a z drugiej przerażająco nieśmieszna komedia. W 3. sezonie twórcy w końcu przenieśli akcenty dużo bardziej w stronę poważnej historii pełnej fenomenalnych bohaterów, a głupawe żarciki ograniczyli do minimum. Wyszedł z tego od razu naprawdę fenomenalny serial i jedno z najlepszych przedstawień kosmicznego horroru w historii kina. Aż żal ściska za serce, że "Final Space" skasowano po 3. sezonie, bo ta animacja naprawdę miała jeszcze dużo do zaoferowania.
Arcane
Zgodnie z zasadą: "Najlepsze zostawiamy na koniec" o "Arcane" piszę jako ostatnim z wyróżnionych seriali. Rodzi się tutaj jednak pytanie, co jeszcze można powiedzieć o tej francuskiej animacji, czego do tej pory nie zdążyły powiedzieć setki innych osób (w tym nasza recenzentka)? Nie ma najmniejszych wątpliwości, że to najlepszy serial platformy Netflix w 2021 roku. Najbardziej dojrzały, najpiękniejszy, najbardziej nieoczywisty i pokazujący naprawdę niesamowity świat. Wszystko to udało się wykreować na bazie bogatego, ale prostego uniwersum "League of Legends", co jest osiągnięciem niemal nie do uwierzenia.
Ze swojej strony absolutnie namawiam wszystkich fanów fantasy, żeby dali "Arcane" szansę, nawet jeśli zazwyczaj sceptycznie podchodzą do tego typu projektów. Nie natrafiłem jeszcze na osobę, która pożałowałaby obejrzenia tej animacji. Ten tytuł po prostu przemawia do ludzi, do czego przyczyniła się ciężka praca wykonana przez animatorów, aktorów i scenarzystów. Każdy element zadziałał tutaj niemal perfekcyjnie. Czekam na kontynuację z olbrzymią niecierpliwością, ale też pewnymi obawami. Bo poprzeczka dawno nie była zawieszona tak wysoko przed żadnym serialem Netfliksa. Nawet przed "Wiedźminem".