„Ted Lasso” odniósł niezaprzeczalny sukces podczas rozdania nagród Emmy 2021. To doskonała okazja, by raz jeszcze pochylić się nad tym, wciąż jeszcze niedostatecznie znanym w Polsce, serialem i przekonać cię, że warto dać mu szansę.
Można już chyba powiedzieć, że „Ted Lasso” stał się fenomenem. 20 nominacji do Emmy 2021 to rekord dla serialu komediowego. Projekt odniósł siedem zwycięstw, a na koncie ma już przecież 11 wygranych Primetime Emmy w tym sezonie. Jakby tego było mało, zgarnął aż cztery nagrody Hollywood Critics Association TV, czyli więcej, niż jakikolwiek inny serial wyróżniony przez stowarzyszenie. A przecież krytycy to nie wszystko.
W kwietniu rozpisywałem się na temat swoich wrażeń, starając się uzasadnić określenia takie jak „jedyny w swoim rodzaju”, „świeży”, „ciepły” czy „błyskotliwy”, a przy okazji startu kolejnej serii wymieniłem najważniejsze powody, dla których naprawdę warto ten serial obejrzeć. Powtarzać się nie będę, mogę za to co nieco dopowiedzieć, bo obsypanie tego cudeńka nagrodami nie jest przypadkowe. Podobnie jak fakt, że ten nikomu nieznany serial nagle zaczął odnosić tak spektakularne sukcesy i przekonał do Apple TV+ wielu widzów.
Premiera 2. sezonu serialu pomogła serwisowi Apple TV+ ustanowić nowy rekord oglądalności – nowy epizod przyciągnął przed ekrany więcej widzów, niż jakakolwiek wcześniejsza premiera w tym serwisie (i mam tu na myśli nie tylko seriale, lecz także filmy pełnometrażowe). Apple – nie ujawniając jednak szczegółowych danych – pochwaliło się dwustuprocentowym wzrostem oglądalności z weekendu na weekend i ogromnym skokiem liczby nowych widzów. „Ted Lasso” był wówczas drugą najchętniej oglądaną produkcją odcinkową po „Lokim” od Disney+, co wskazały dane z serwisu Parrot Analytics. 3,5 proc. udziału w globalnym popycie wśród treści dostępnych w usługach VOD przy okazji 2. sezonu urosło aż do 54 proc.!
Skoro już przy liczbach jesteśmy: oba sezony mogą poszczycić się wynikami kolejno 92 proc. i 98 proc. pozytywnych recenzji wg Rotten Tomatoes. Przeglądając opinie rodzimych krytyków próżno szukać tekstów nieprzychylnych, negujących jakość produkcji. Idąc dalej, mogę też posłużyć się dowodami empirycznymi, choć wiadomo, że wartość takowych dla jakiegokolwiek dyskursu jest bliska zeru. Faktem jest jednak, że każda spośród znanych mi osób, gdy już się z Tedem zapoznała, uległa jego urokowi bez reszty.
Nie możecie dalej pytać, o czym jest „Ted Lasso”, musicie go obejrzeć.
Fakt, że w Polsce „Ted Lasso” nie zyskał jeszcze rozgłosu, wynika z niewielkiej popularności Apple TV+ naszym kraju. Platforma, nie ukrywajmy, oferuje skromną liczbę produkcji – biblioteka nie zachęca do podtrzymywania abonamentu, a przez darmowe siedem dni potencjalni abonenci woleli obejrzeć większe, głośniej promowane filmy i seriale. Nie będę nikogo namawiał, by wbrew sobie opłacał opcję, w której nie widzi zbyt wielu ciekawych propozycji dla siebie; mogę jedynie zasugerować, że koniec roku (np. połowa listopada) to dobry czas, by spróbować przygody z serwisem, choćby na jeden miesiąc. W październiku skończy się 2. sezon „Teda Lasso”, a krótkie odcinki sprawiają, że nadrabia się go bardzo szybko. Skończy się również całkiem solidny „Mr. Corman”, a także 2. seria znakomitego „The Morning Show”. Idąc za ciosem, warto sięgnąć m.in. po „W obronie syna”, „For All Mankind” czy „Servant”. Ci z was, którzy zakupią nowe urządzenie obsługujące streamingowy serwis wideo firmy z Cupertino, otrzymają darmowy kwartał dostępu do tej usługi (do lipca darmowy był to aż rok). Poszczęściło się też posiadaczom PlayStation 5: do 22 lipca 2022 roku każdy właściciel najnowszej konsoli Sony może odblokować sześć miesięcy dostępu do serwisu VOD za darmo.
Ale i zapłacić te 25 zł warto, choć raz, dla „Teda”. Uwierzcie. Podziękujecie mi później.