„Wiedźmin” był złotym dzieckiem CD Projekt RED. WitcherCon pokazał, że teraz to Netflix rządzi przyszłością Białego Wilka
WitcherCon okazał się zdecydowanie większym sukcesem niż wielu z nas podejrzewało przed konwentem zorganizowanym przez serwis Netflix i CD Projekt RED. Nie ma natomiast sensu ukrywać faktu, że jedna firma dołożyła się do tego triumfu znacznie bardziej niż druga. Bo CD Projekt RED tak naprawdę już stracił swoje złote dziecko, choć wciąż ma do niego prawa.
Nie byłoby sukcesu trylogii gier „Wiedźmin”, gdyby nie olbrzymia popularność sagi Andrzeja Sapkowskiego w naszym kraju. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości, a ten wątek można jak najbardziej pociągnąć dalej. Bo tak samo nie byłoby hitowej atmosfery serialu „Wiedźmin” na długo przed premierą, gdyby nie produkcje studia CD Projekt RED. Trzy wersje Geralta z Rivii od początku mocno się wspierały (choć niekoniecznie podobnie było z ich twórcami) i to nie zmieniło się do dzisiaj. Nie bez przyczyny Netflix i CDPR postanowili razem zrobić WitcherCon, mimo że przecież nie musieli. Jakieś dodatkowe DLC czy easter egg można było dorzucić i bez wspólnego przedsięwzięcia o takiej skali.
WitcherCon był jednak najzwyczajniej w świecie opłacalny dla obu zainteresowanych stron, które mogły w ten sposób rozbudzić emocje wokół nadchodzących nowości ze świata wiedźmina. Netflix nie miał wystarczająco dużo zasobów, żeby wypełnić kilka godzin konwentu tylko własnymi materiałami. Musiałby poświęcić zbyt dużo przyszłych zdjęć, trailerów i zakulisowych informacji, które znacznie lepiej dawkować widzom na przestrzeni kilku miesięcy.
Z kolei CD Projekt RED desperacko potrzebowało jakiegoś głośnego i pozytywnego wydarzenia po katastrofie, jaką okazała się premiera gry „Cyberpunk 2077” i późniejszym ataku hakerów, w trakcie którego wykradziono kody źródłowe kilku gier i dokumenty pracowników. Tytuł reklamowany twarzą Keanu Reveesa w ostatnich dniach złapał drugi oddech po powrocie do PS Store, ale po tylu miesiącach ciągłych podtopień trudno to upatrywać w kategorii wielkiego triumfu. Dlatego WitcherCon był dla polskiej firmy okazją, by powspominać wraz z fanami dobre czasy i wypromować rozmaite gadżety, które bez zapowiedzi „Wiedźmina 4” potrzebują wsparcia.
WitcherCon 2021 okazał się sukcesem, ale pokazał też wyraźny trend spadkowy CD Projekt RED.
Tuż po premierze 1. sezonu „Wiedźmina”, popełniłem na naszym portalu tekst pt. „Komu chcecie powierzyć przyszłość uniwersum wiedźmina?”. Nieskromnie powiem, że był całkiem niezły, ale półtora roku później można ogłosić jego nieaktualność. Bo rozwiązanie pytania znalazło się samo i fani mieli w tym temacie bardzo niewiele do gadania. Andrzej Sapkowski własnoręcznie wypisał się z tego równania. Od czasu zapowiedzianego przez niego sidequela lub prequela „Wiedźmina” minęły już ponad trzy lata, bez żadnych dodatkowych wieści. Nie sposób stwierdzić, czy autor „Lux perpetua” nadal pracuje nad tym projektem, ani czy w ogóle zaczął go pisać. Znając Sapkowskiego, to równie dobrze mógł być zawoalowany dowcip z własnych czytelników. Niczego nie możemy być pewni. Za wyjątkiem może tego, że przyszłość Białego Wilka w bardzo niewielkim stopniu zależy już od jego pierwszego ojca.
- Czytaj także: Do sieci trafił nowy teaser 2. sezonu poświęcony Yennefer z Vengerbergu. Czego się z niego dowiadujemy?
WitcherCon pokazał z kolei, iż ojciec nr 2 również w dużej mierze poszedł w odstawkę. CD Projekt RED uczyniło „Wiedźmina” prawdziwie globalną marką. Dzięki Redom Geralta z Rivii poznali nie tylko czytelnicy fantasy, ale gracze z całego świata. Ba, nawet Barack Obama stał się na krótki moment orędownikiem „Wiedźmina”. Nie można lekceważyć tego sukcesu, ale jego ciężar przytłoczył warszawskie studio. Z jednej strony rozbudził olbrzymie ambicje, którym próbowano bezskutecznie sprostać przy „Cyberpunk 2077”. A z drugiej przyciągnął wzrok jeszcze potężniejszych graczy. CD Projekt RED to była potężna firma jak na nasze warunki przed spadkami z ostatnich kilku miesięcy, ale w porównaniu do Netfliksa jest małym lokalnym biznesem. Niestety, taka jest prawda i WitcherCon to boleśnie udowodnił.
„Wiedźmin” należy do platformy Netflix. To od niej zależy teraz dalszy rozwój tego uniwersum.
Wystarczy spojrzeć na to, co obie firmy przywiozły na WitcherCon. Netflix podał datę premiery 2. sezonu i pokazał zwiastun, pokazał mnóstwo materiałów z animowanego filmu „Wiedźmin: Zmora Wilka”, zorganizował wywiady z aktorami i twórcami, a także opublikował w sieci całe mnóstwo zdjęć z nowych odcinków. Prawie wszystkie mocne momenty WitcherConu wynikały z inicjatywy serwisu streamingowego. CD Projekt RED też wziął ze sobą sporo materiałów, lecz zdecydowanie mniejszego kalibru. Na podobnym poziomie byłoby ogłoszenie „Wiedźmina 4”, ale na taki cud nie było co liczyć.
W porównaniu do hitów Netfliksa zapowiedź odświeżonej wersji „Wiedźmin 3: Dziki Gon” na konsole następnej generacji i komputery osobiste, a także teaser mangi „Witcher: Ronin” wypadły dosyć blado. Redzi chwalili się też zapowiedzianą na 21 lipca grą mobilną „Wiedźmin: Pogromca potworów” (jej recenzja jest już na Spider's Web), Natomiast o niej wiedzieliśmy od dłuższego czasu i na WitcherConie nie pokazano w związku z tym tytułem niczego specjalnego. Nawet w temacie figurek, będących do tej pory domeną CD Projekt RED, największym newsem dnia były zdjęcia modeli wzorowanych na postaciach z serialu.
Dwóch Geraltów stojących ramię w ramię na plakacie reklamującym WitcherCon to swoiste przekłamanie. Między nimi nie ma tak naprawdę równości. Dziś trudno mieć jeszcze wątpliwości, że to Netflix czuwa nad przyszłością Geralta z Rivii i to od amerykańskiej firmy zależy ona w największym stopniu. Nie oznacza to, że CD Projekt RED nic w tym temacie nie zrobi. Ich odświeżona umowa z Andrzejem Sapkowskim wciąż obowiązuje i to się w najbliższym czasie nie zmieni. Zresztą nawet w temacie książek coś się w 2022 roku wydarzy, bo wtedy Dark Horse Comics zacznie wydawać swoje adaptacje opowiadań z tomu „Ostatnie życzenie”. Natomiast od teraz to nie zapowiedzi CD Projekt RED będą przyciągały uwagę milionów, lecz kolejne produkcje z wiedźmińskiego uniwersum Netfliksa. Ta zmiana już się dokonała, pozostaje nam już tylko ją obserwować.