REKLAMA

Afera z „Żeby nie było śladów”. Meller i Miłoszewski ostro o Festiwalu Filmowym w Wenecji

Film „Żeby nie było śladów” premierową na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Jego twórcy pokazali się na czerwonym dywanie. Na tej części uroczystości nie pojawił się jednak Cezary Łazarewicz, czyli autor oryginalnego reportażu. Co sprowokowało Zygmunta Miłoszewskiego do sformułowania bardzo mocnej opinii na Facebooku. A potem poleciało już z górki.

zygmunt miłoszewski żeby nie było śladów afera cezary łazarewicz
REKLAMA

Zygmunt Miłoszewski znany jest z mocnych i niepokornych komentarzy na tematy społeczne i polityczne. Nie każdy pisarz byłby gotów wystąpić z krytyką kolegów na rozdaniu nagród czy powiedzieć w twarz Kubie Wojewódzkiemu, że jest „prawicą od wujka Bronka”. Tym razem Miłoszewski stanął jednak na ubitej ziemi przeciwko ważnej części środowiska artystycznego, którego jest przecież częścią. Wszystko zaczęło się pozornie od posta dotyczącego filmu „Żeby nie było śladów”, ale w rzeczywistości kryje się głębiej i dotyczy coraz większej zadry w sercach popularnych polskich pisarzy.

Produkcja wybrana na tegorocznego polskiego kandydata do Oscarów zadebiutowała właśnie na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Wszystko odbyło się z typową dla takich wydarzeń pompą, której nie popsuły nawet negatywne recenzje zagranicznych krytyków z takich portali jak Deadline, The Hollywood Reporter czy ScreenDaily. Głos Zygmunta Miłoszewskiego rozbrzmiał jednak znacznie głośniej oraz wywołał silny odzew ze strony i pisarzy, i filmowców. Autor cyklu o Teodorze Szackim zauważył, że na czerwonym dywanie, konferencjach i różnych oficjalnych zdjęciach nie pojawił się Cezary Łazarewicz, czyli twórca reportażu „Żeby nie było śladów”.

REKLAMA

Marcin Meller i Zygmunt Miłoszewski w obronie Cezarego Łazarewicza

Zygmunt Miłoszewski przypomniał, że filmowcy nie po raz pierwszy ignorują pisarzy, których pomysły wykorzystują.

Problemy (głównie w kontekście gali rozdania nagród Orły) mieli też w przeszłości obaj bracia Miłoszewscy, Jakub Żulczyk czy Szczepan Twardoch, który głośno skrytykował organizatorów tego wydarzenia. Prezydent Polskiej Akademii Filmowej w odpowiedzi zadeklarował wprowadzenie zmian w regulaminie Polskich Nagród Filmowych, ale na razie nie wiadomo, co z tego wyjdzie. O ile jednak w przypadku Twardocha internetowa presja okazała się skuteczna, o tyle na post Miłoszewskiego filmowcy zareagowali negatywnie. Zarzucili też pisarzowi nieznajomość tego, o czym mówi:

Zygmuncie drogi, po pierwsze Cezary Łazarewicz jest z nami w Wenecji i był na premierze - jestem również przekonany, że spędził tu z nami wczoraj wspaniały czas razem z całą ekipą filmu. Po drugie, protokół festiwalu w Wenecji i regulacje w zakresie udziału w konferencji prasowej, photo callu czy przejściu przez czerwony dywan są bardzo rygorystyczne i ustalane odgórnie przez sam festiwal – żadne postanowienia czy żądania umowne tego nie zmienią.

Wszystkie największe festiwale filmowe same decydują o tym kogo i gdzie zapraszają: to oni są gospodarzami i to oni decydują, a nie producenci czy twórcy filmu. Czarek znalazł się w Wenecji, bo zaprosiliśmy go my jako producenci, a nie festiwal. Naprawdę proponuję najpierw zapoznać się z tym i poobserwować jak wyglądają inne konferencje czy czerwone dywany - nie tylko w Wenecji, ale chociażby również w Cannes. To jest standard i nikt z nas nie narzuci wielkim festiwalom filmowym innego zachowania.

– zaznaczył producent filmu Leszek Bodzak.

Zygmuncie może zanim wpadniesz w egzaltację swoją walka o sprawiedliwość, może mały fact checking? To nie do Twoich przyjaciół ze świata filmu, tylko do władz instytutów, jest Twój list. Są przepisy określające skład delegacji promującej film, której koszty można rozliczyć i nie ma tam autora pierwowzoru. Nie ma tam wielu kluczowych dla powstania filmu osób. Do niedawna reprezentacja nie mogła uwzględniać scenarzysty (czy to oryginalnego czy adaptującego cudzy utwór).

Takie oburzenia jak Twoje czytamy przy każdej delegacji zagranicznej polskiej ekipy. Sprawa była wielokrotnie wałkowania, dyskutowana, tłumaczona. Jeśli ekipa jest ogromna, to znaczy ze ludzie pojechali na swój koszt. Rozumem, ze niesprawiedliwość raziła Cię dopiero teraz bo nie chodzi o anonimowego dla Ciebie twórcę, tylko osobę która znasz. Wiadomo. Proponuje by Stowarzyszenie Unia Literacka wystąpiło do działu promocji zagranicznej PISF o zmianę tych regulacji. Zrobisz coś dobrego dla świata, zamiast marnować talent na fejsbuku.

– wtórowała mu dyrektorka Gildii Reżyserów Polskich Magdalena Lankosz.

Pod postem o „Żeby nie było śladów” rozpętała się burza, w której nie zabrakło wzajemnych oskarżeń o kłamstwa, głupotę i pazerność.

Żeby nie było śladów – film na podstawie książki Łazarewicza
REKLAMA

Wszystko to dało ogółem dosyć ponury obraz polskiego środowiska artystycznego, które funkcjonuje na zasadach iście plemiennych. Nikt nie spróbował wyjść z otwartą przyłbicą do drugiej strony i wspólnie wynegocjować układ, który mógłby odpowiadać obu stronom. Bo jak widać problem faktycznie istnieje i przynajmniej części polskich pisarzy i reporterów przeszkadza. Jednocześnie nie sposób tak całkowicie przejść do porządku dziennego nad oskarżeniami, że cała sprawa została rozdmuchana do granic możliwości. Bo przecież Cezary Łazarewicz jest obecnie w Wenecji i tak również świętuje premierę filmu wzorowanego na jego książce.

Wygląda na to, że nikt w tym całym zamieszaniu nie raczył go zapytać, czy w ogóle chciał pojawić się na czerwonym dywanie i konferencji prasowej? Przecież nie wszyscy twórcy mają na to ochotę, a większość aktorów robi to z obowiązku a nie poczucia płynącej z tego przyjemności. Nie wiemy, jakie jest nastawienie mimowolnego bohatera całej afery. Nie przeszkodziło to jednak obu stronom sporu przed wyciągnięciem broni na przeciwnika i obrzucaniem się cierpkimi słowami dla oglądu całej facebookowej społeczności. Zresztą afera już dawno wyszła poza profil Zygmunta Miłoszewskiego i objęła kolejne postaci z celebryckiego światka, w tym Marcina Mellera i Paulinę Młynarską. Gdzieś na marginesie pojawił się też wątek projektanta mody Tomasza Ossolińskiego, dla którego miejsce na czerwonym dywanie obok aktorów „Żeby nie było śladów” się znalazło.

Sam Zygmunt Miłoszewski nie odniósł się na razie do kontrkrytyki wymierzonej w niego przez filmowców. Redakcja Rozrywka.Blog odezwała się do pisarza z prośbą o komentarz, ale do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi. Dyskusja wokół tej sprawy z pewnością nie zakończy się jednak na wątku Cezarego Łazarewicza, bo wyraźnie wśród artystów słowa da się wyczuć przekonanie o niewystarczającym docenieniu ich wkładu w rozwój polskiej kinematografii. Mają zresztą trochę racji, bo ostatnio znaczna większość filmowych i serialowych nowości powstała na bazie wcześniejszej książki. Szkoda tylko, że tą walce o uhonorowanie Łazarewicza całkowicie przykryli rozmowę o dziele bazującym na jego reportażu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA