"Jak feniks" portretuje Marilyna Mansona jak potwora, ale fani ciągle go bronią. Oceniamy film HBO Max
"Jak feniks" to dokument HBO Max z Evan Rachel Wood. Aktorka opowiada w nim o toksycznym związku z Marilynem Mansonem, który miał ją gwałcić, torturować, a nawet zmuszać do picia krwi. Opowieść kobiety jest wstrząsająca, ale nie wiem, czy cokolwiek zmieni. Fani dalej bronią swojego idola, a Wood dalej nie ma żadnych twardych dowodów.
"Jak feniks" (oryginalny tytuł to "Phoenix Rising") jest dwuczęściowym filmem dokumentalnym nakręconym przez Amy Berg, który zadebiutował na tegorocznym festiwalu Sundance w styczniu. Do mediów wypłynęło wtedy bulwersujące wyznanie Evan Rachel Wood. Aktorka powiedziała, że została "właściwie zgwałcona przed kamerą". Miało to mieć miejsce na planie teledysku do piosenki Heart-Shaped Glasses. Marilyn Manson zaprzeczył tym i innym zarzutom. Teraz obie części filmu możemy już obejrzeć na HBO Max. Ostrzegam, że jeżeli byłaś/byłeś ofiarą przemocy seksualnej, to ten seans może wywołać w tobie nieprzyjemne wspomnienia.
O czym opowiada dokument "Jak feniks" od HBO Max? Evan Rachel Wood opowiada o związku z Marilynem Mansonem, który przypominał horror.
W pierwszej części poznajemy przede wszystkim historię Evan Rachel Wood. Opowiada w nim o swoim dzieciństwie, wychowaniu w domu pełnym kłótni rodziców, kompletnym braku edukacji seksualnej i początkach kariery aktorskiej - bardzo szybko stała się rozpoznawalna dzięki roli w "Trzynastce" (2003 rok, za rolę była nominowana do Złotego Globu). Pomimo tego wciąż pozostawała niepewną siebie dziewczyną, która mając 14-lat całowała się na planie z 23-letnim aktorem, ale nikt wtedy nie mówił jej, że to coś złego lub może po prostu odmówić.
Wątki poświęcone osobistej historii i dorastaniu Wood mogą się wydawać nudne dla widzów nastawionych na samo mięcho, ale zostały umieszczone celowo. Po to, by w ogóle zrozumieć, jak 18-latka związała się z dwa razy starszą gwiazdą muzyki i nie przerywała tego, gdy działa jej się krzywda. Marilyn Manson w 2006 r., kiedy zaczęli się spotykać, był przecież jednym z najsłynniejszych ludzi na Ziemi.
Evan Rachel Wood opowiada w dokumencie o tym, jak się poznali, a plan wspomnianego teledysku wymienia jako moment, od którego zaczął się jej wieloletni koszmar (byli w związku 4 i pół roku). Dlaczego od niego nie uciekła od razu? Aktorka twierdzi, że to m.in. przez grooming, czyli taktykę stopniowego oswajania i uzależniania dzieci przez oprawców. Później muzyk miał jej np. grozić bronią czy torturować, gdy chciała odejść.
Wydawać się mogło, że już gorzej być nie może. W drugiej części dokumentu "Jak feniks" pojawiają się kolejne szczegóły ich związku, przez które z pewnością będzie ciężko przebrnąć niektórym widzom. Wood wspomina, że Manson miał zmuszać ją do seksu bez zabezpieczenia, nigdy nie chciał zakładać prezerwatywy, a także gwałcił ją przez sen po uprzednim podaniu tabletek nasennych. W końcu zaszła w ciążę i poddała się zabiegowi aborcji. Kiedy wróciła z kliniki, muzyk kazał jej zrobić obiad.
Namawiał ją też do picia własnej krwi, wyrył literkę "M" tuż obok waginy (on zrobił sobie skaryfikację z "E" na ciele), podawał jej narkotyki, sprawdzał maile, miał świra na punkcie Hitlera (wiedział, że aktorka ma żydowskie korzenie, ale i tak na ścianie jej pokoju miał pisać "Śmierć wszystkim Żydom), a kiedy próbowała z nim zerwać, związał ją i katował pejczem ze swastyką.
Evan Rachel Wood miała depresję, myśli samobójcze (i jedną próbę odebrania sobie życia), ale nawet własny ojciec ją olewał, gdy szukała u niego pomocy. Po zakończeniu kilkuletniego koszmaru - nie tylko związanego z relacją z Mansonem, aczkolwiek ten aspekt potraktowano po macoszemu - lekarze zdiagnozowali u niej złożony zespół stresu pourazowego (complex PTSD).
Evan Rachel Wood pomaga też innym ofiarom. Była jedną z kobiet, która zmieniła prawo w Kalifornii - tzw. Phoenix Act.
Spora część dokumentu jest poświęcona życiu Wood jako aktywistki pomagającej ofiarom przemocy seksualnej. Ten fragment odpowiada też na pytania, dlaczego mówi o tym dopiero po latach i nie poszła z tym najpierw do sądu. W Kalifornii, gdzie miała być wykorzystywana, takie zbrodnie ulegały po prostu przedawnieniu po 1-3 latach. Tymczasem ofiary nieraz potrzebują roku, by tylko sobie uświadomić, że zostały zgwałcone.
Dlatego razem z innymi kobietami chciała zmienić to prawo - projekt z nowelizacją ustawy nosił nazwę "Phoenix Act" ("Prawo Feniksa" w wolnym tłumaczeniu). W 2019 roku zeznawała przed kalifornijskim senatem. Opowiedziała o swoich doświadczeniach, ale wtedy jeszcze nie wymieniała nazwiska sprawcy (dopiero ujawniła je w lutym zeszłego roku). Ustawa przeszła, ale w okrojonej formie. Inicjatorki chciały wydłużyć czas przedawnienia do 10 lat, ale ustanowiono termin na 3-5 lat. To i tak był ogromny sukces w porównaniu z poprzednim prawem.
Dokument jest szokujący, ale pomimo tego opowieść Evan Rachel Wood wydaje się spójna. Wypowiadają się w nim też inne domniemane ofiary oraz Dan Cleary - były asystent Mansona, który był świadkiem tego, co robił jego pracodawca, gdy wyruszał z nim w trasy koncertowe. Sam główny antybohater nie pojawia się osobiście (są tylko archiwalne wywiady), a w stanowisku napisanym przez prawnika, które pojawia się na końcu każdego z odcinków, zaprzecza wszystkiemu.
"Jak feniks" jest niestety stronniczy i nie ma w nim twardych dowodów. Pod tym względem przypomina "Leaving Neverland".
Z drugiej strony możemy też odnieść wrażenie, że film jest bardzo stronniczy. I nie chodzi o brak Briana Warnera znanego światu jako Marilyn Manson, ale filmiki i zdjęcia, w których jest przedstawiony w bardzo negatywnym świetle. Np. przypomniano, że sprawcy masakry w Columbine byli jego fanami (medialna afera zresztą miała zrujnować jego karierę). Wszyscy wiemy, że to nic nie znaczy, bo nie każdy słuchacz Mansona idzie potem do szkoły z karabinem, więc trochę się zdziwiłem, że tak nagle to wyciągnięto. Co ciekawe, twórcy użyli przy tym fragmentu jego wywiadu, w którym dziwił się, że nikt o tym nie porozmawiał z mordercami.
Nawet jeżeli ktoś nie miałby jednoznacznego zdania na jego temat, to z dokumentu wyłania się wyłącznie obraz nie tylko przemocowca, ale generalnie potwora w ludzkiej skórze. Jego sceniczny wizerunek utrudnia nam dodatkowo osąd. Oczywiście taka możliwość też istnieje, ale takie mocno sugestywne podejście twórczyń działa wręcz na odwrót, bo przez nie jesteśmy tym bardziej sceptyczni. I widzę mnóstwo komentarzy w sieci, w których fani bronią swojego idola. "Jak feniks" przypomina przez to dokument "Leaving Neverland" o Michaelu Jacksonie, w którym słyszeliśmy tylko oskarżenia rzekomych ofiar króla popu o wydarzeniach sprzed wielu lat.
W dokumencie Amy Berg nie pojawiają się konkretne dowody. Pokazywane są m.in. zdjęcia otarć na ciałach kobiet, wiadomości od Mansona i generalnie słowo przeciwko słowu. To też niestety cecha zbrodni seksualnych - zwłaszcza wtedy, gdy próbuje się czegoś dowieść po latach. Jest to w wielu przypadkach praktycznie niemożliwe. Ten aspekt jest również poruszony w dokumencie.
Władze co prawda wszczęły dochodzenie przeciw Brianowi Warnerowi, ale na razie nie postawiono mu zarzutów. Wiele osób ma też za złe twórczyniom dokumentu, że nakręciły film bez wyroku sądu. Ten argument jest zrozumiały, ale najwyraźniej postawiły wszystko na jedną kartę, bo dostrzegły brak światełka w tunelu. Nie wydaje mi się, by to posunięcie cokolwiek wskórało, ale miały zamiar pokazać nieznane oblicze ikony industrialu.
Manson pozwał Wood, a fani trzymają jego stronę. Może paradoksalnie właśnie to coś zmieni.
Na początku marca muzyk pozwał Evan Rachel Wood i Illmę Gorę (była dziewczyna aktorki, która miała m.in. podawać się za agentkę FBI i sfabrykować list, w którym byłe Mansona mogą być w niebezpieczeństwie - tak podaje "Daily Mail"). Za zniesławienie i "cierpienie emocjonalne". Twierdzi, że fragmenty dokumentu i podawane przez nich maile zostały sfałszowane. Możliwe, że paradoksalnie właśnie to zmusi organy ściągania do udowodnienia bądź zaprzeczenia zarzutom jego domniemanych ofiar.
Słynny muzyk uważa, że "spiskują" przeciwko niemu. Taką teorię widziałem też w komentarzach internautów, sugerujących mechanizm, który działa trochę jak przy stalkingu, kiedy ktoś ma na czyimś punkcie obsesję i nie mogąc być z daną osobą, próbuje jej uprzykrzyć życie. Może też chodzić o zwykłą, staroświecką zemstę. Widziałem także porównania do sprawy Amber Heard i Johnny'ego Deppa. Na aktorze też początkowo wszyscy wieszali psy, a potem się okazało, że został fałszywie oskarżony o bycie "żonobijcą", a kariera byłej żony nabrała rozpędu.
Osobiście jednak nie wierzę, że do czegoś takiego posunęłaby się Evan Rachel Wood. Możliwe, że niektóre wydarzenia trochę podkręciła, ale jeżeli kłamałaby przed kamerami przy najgrubszych oskarżeniach, to musiałaby być naprawdę szalona. Była już słynną aktorką przed związkiem z Mansonem, a teraz ma zbyt dużo do stracenia - po świetnej roli w "Westworld" jest już w ogóle w czołówce Hollywoodu i nie potrzebuje dodatkowego fejmu (i to jeszcze w takim kontekście).
Nie idzie też na wojnę z ikoną muzyki dla pieniędzy, bo już swoje przecież w życiu zarobiła. Skoro odpadają dwa najpopularniejsze powody, to po co to wszystko robi? Myślę, że chodzi jej przede wszystkim o sprawiedliwość oraz ostrzeżenie innych kobiet przed Mansonem i jemu podobnymi. Najlepiej jednak jest go obejrzeć i samemu wydać wyrok.
Film dokumentalny "Jak feniks" ("Phoenix Rising") możemy obejrzeć na HBO Max.
* zdjęcie główne: kadr z dokumentu "Jak feniks" / HBO Max