REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

"Moon Knight" wjeżdża cały na biało. Na Zachodzie narzekają, a jak nam podoba się serial Marvela?

Oscar Isaac zagrał tytułowego bohatera w serialu "Moon Night", który zabrał fanów Marvela do londyńskiego muzeum pełnego egipskich artefaktów. To wcale nie była nudna szkolna wycieczka. Zanim jednak będziecie mogli legalnie wziąć w niej udział, Disney+ musi wejść do Polski. Co jeszcze chwilę potrwa.

31.03.2022
13:38
moon-knight-serial-marvel-mcu-recenzja
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera drobne spoilery z 1. odcinka serii "Moon Knight" od Marvel Studios.

"Moon Night" jest pierwszą z nowości Marvela na 2022 r. Serial, którego pierwszy odcinek trafił już do usługi Disney+, opowiada o tytułowym mścicielu często porównywanym do Batmana od konkurencyjnego wydawnictwa DC. W ramach MCU dostaliśmy nieco inną wersję tego bohatera, ale na szczęście jego najważniejsze przymioty są tu na swoim miejscu. To nadal powiązany z egipskim bóstwem facet cierpiący na osobowość mnogą.

REKLAMA

Kim jest Moon Night?

Co ciekawe, głównym bohaterem pierwszego odcinka serialu "Moon Knight" nie jest wcale najemnik Marc Spector (czyli główna osobowość Moon Knighta w komiksach), tylko mniej popularny Steven Grant. W tegorocznej ekranizacji komiksów Marvela nie jest on w dodatku wcale bogaczem z wyższych sfer, przypominającym Bruce'a Wayne'a z komiksów DC, tylko sprzedawcą gadżetów w muzeum. Scenarzyści zrobili z niego zwykłego, przeciętnego faceta mieszkającego w Londynie, który notorycznie spóźnia się do pracy i nie prowadzi życia towarzyskiego.

Jedynym towarzyszem w życiu Stevena jest jego złota rybka. Koledzy i koleżanki z pracy traktują go jak dziwaka, a matka, której cały czas nagrywa się na pocztę głosową, nie odbiera od niego telefonów. Granta fascynuje przy tym egipska mitologia, ale szefowa nie chce zrobić z niego przewodnika. Biorąc pod uwagę błędy merytoryczne dotyczące procesu mumifikacji, które popełnił podczas rozmowy z muzeum z pewnym dzieckiem, nie powinno to jednak dziwić.

Steve Grant w serialu "Moon Knight" jest takim pociesznym naiwniakiem, który skrywa mroczny sekret.

Już w pierwszych scenach odcinka obserwujemy z pewną dozą niepokoju, że przed pójściem spać Steven przywiązuje sobie nogę do słupa obok łóżka, bo wydaje mu się, że lunatykuje. Prawda jest jednak znacznie gorsza. Grant to tylko tylko jedna z wielu osobowości zamieszkujących jedno ciało i to nawet nie ta główna. Za tę w komiksach uznaje się Marca Spectora, czyli byłego żołnierza, który z biegiem lat stał się najemnikiem.

Jakby tego było mało, Marc nie jest taką zwykłą spluwą do wynajęcia. Druga z osobowości Spectora ma powiązania ze starożytnym bóstwem nazywanym Khonshu i wplątuje Stevena w konflikt z tajemniczą organizacją, której przywódca Arthur Harrow (Ethan Hawke) służy bogini Ammit. Ta również pochodzi z egipskiego panteonu, a spotkanie obu panów wywraca do góry nogami życie Granta, który podczas swoich blackoutów zaczął gubić już tylko nie godziny a całe dni.

Marvel nieco zmienił i uprościł historię Moon Knighta, ale to wyszło serialowi na dobre.

Bardzo podoba mi się to, że z jednej strony nie dostaliśmy typowego origin story, gdyż główny bohater jest już dawno po spotkaniu z Khonshu, a z drugiej dowiadujemy się wszystkiego o tym świecie równocześnie ze Stevenem. Ten wie o Marcu pozbawionym jego angielskiego akcentu oraz innych osobowościach z jego głowy jeszcze mniej niż my. Jeremy'emu Slaterowi, który stworzył serial "Moon Night" dla Disney+, udało się tym samym zjeść i zatrzymać ciastko.

Nie mam też za złe serialowi, że nie jest powiązany z resztą Marvel Cinematic Universe, bo broni się jako zamknięta historia. Momentami wygląda zresztą na to, że jest on osadzony w przeszłości MCU - główny bohater w niektórych scenach korzysta ze starego feature phone'a w postaci Motoroli Razr z klapką. Nie jest to jednak wcale aż tak odległa przeszłość, jak mogłoby się wydawać, gdyż w innych scenach Steven Grant ma smartfona z 2018 r., którym jest Samsung Galaxy S9.

Nieco bardziej przeszkadza mi dziecinny humor, choć bardzo pasuje do tego, kim Steven Grant w serialu jest.

REKLAMA

Spodziewam się, że mroczniej zrobi się dopiero teraz, gdy na pierwszy plan wyjdą Marc oraz tytułowy Moon Knight. Ich niemalże do samego końca epizodu de facto tu nie było. Serial w cwany sposób pokazywał nam przez cały odcinek wyłącznie perspektywę Stevena, a gdy tylko do gry wchodził Marc, doświadczaliśmy przeskoku w czasie do przodu. Jedyne, co widzieliśmy, to efekty pracy najemnika, co było ciekawym zabiegiem ze strony scenarzysty.

"Moon Knight" nie jest przy tym serialem wybitnym i nie wyróżnia się specjalnie na tle innych produkcji w odcinkach na podstawie komiksów. Nie czekam też na kolejne epizody z aż taką niecierpliwością, jak w przypadku zeszłorocznych "WandaVision", "What If...?" czy "Lokiego", ale z chęcią po nie sięgnę, gdy już się pojawią. Dla fanów, którzy również na nie czekają, mam przy tym dobrą wiadomość: Disney+ dostał oficjalną datę premiery w Polsce.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA