Jeśli lubicie „Gwiezdne wojny”, a nie oglądaliście jeszcze „The Bad Batch”, to rzućcie wszystko i odpalajcie w te pędy tę animację na Disney+. „Parszywa zgraja”, bo taki polski tytuł nosi ta produkcja z uniwersum „Star Wars”, to nie jest serial (tylko) dla dzieci!
OCENA
Po zapowiedzi spin-offu serialu „Wojny klonów” byłem sceptyczny. Oddziałowi 99, o którym nikt nigdy wcześniej nie słyszał, poświęcono odcinek nakręconego po latach przerwy epilogu „The Clone Wars”, który był typowym backpilotem. Wydawało mi się wtedy, że to zwykły skok na kasę, a produkcja będzie odgrzewanym kotletem. Na szczęście Disney wiedział, co robi, a drugi sezon „Parszywej zgrai”, który można już w całości oglądać w streamingu, jedynie to potwierdził.
Już pierwszą serię „The Bad Batch” oceniałem pozytywnie, a kolejna znowu porusza istotne tematy, takie jak opieka nad weteranami. Pokazuje nam raczkujące Pierwsze Imperium Galaktyczne utworzone przez Sheeva Palpatine’a z zupełnie nowej perspektywy, a na naszych oczach opresyjny rząd przeprowadza czystkę w armii. To tutaj widzimy proces wymiany klonów na zwykłych poborowych i obserwujemy formowanie się pierwszych komórek Rebelii.
Ale kim w ogóle są bohaterowie „The Bad Batch”?
Tytułowy oddział składa się ze zmodyfikowanych klonów, którym głosu użycza Dee Bradley Baker. W przeciwieństwie do reszty żołnierzy, którzy byli (poza tym, że starzeli się szybciej niż zwykli ludzie) generycznymi wiernymi kopiami Jango Fetta, zostali zmodyfikowani przez klonerów z Kamino. Są znacznie bardziej od siebie różni niż regsi. Ci co prawda w czasie wojen klonów zaczęli zmieniać fryzury i nadawali sobie imiona, ale dzielili te same cechy fizyczne.
W nowym sezonie powrócili główni bohaterowie z pierwszej serii i nie zabrakło również kilku nowych twarzy. W centrum jest Omega (Michelle Ang), czyli młoda dziewczynka stworzona na Kamino z DNA należącego do Jango Fetta. Można tym samym uznać ją za siostrę Boby Fetta, a podobnie jak i on starzeje się w normalnym tempie - a nie przyspieszonym, jak pozostałe klony. Zmodyfikowani genetycznie członkowie Oddziału 99 ją przygarnęli, a na ich ekipę składają się teraz:
- Hunter - lider Parszywej zgraji, który ma wyostrzone zmysły i umiejętności taktyczne i jest dla Omegi niczym ojciec;
- Tech - geniusz techniczny, który ma wysoką inteligencję i umiejętności informatyczne, potrafi też mówić na różnych językach;
- Wrecker - siłacz o złotym sercu, który ma nadludzką siłę i lubi niszczyć rzeczy, ma też słabość do Omegi;
- Echo - były zwykły żołnierz-klon, który został ranny i zmodyfikowany przez Separatystów, teraz ma wiele cybernetycznych części ciała.
Na początku drugiego sezonu „The Bad Batch” cała piątka stacjonuje na Ord Mantell. Są teraz dezerterami i to uważanymi za zmarłych, więc ukrywają się przed nowo powstałym rządem i wykonują różne niebezpieczne misje dla Cid. Podejmują się ich z nadzieją, że zdobędą wreszcie na tyle dużo pieniędzy, aby zapewnić Omedze spokojne dzieciństwo. Z czasem jednak ponownie znajdują się na celowniku Imperium, któremu nadal służy ich były druh, Crosshair…
„Parszywa zgraja” bez parszywej zgrai
Co przy tym ciekawe, w 2. sezonie dostaliśmy kilka odcinków, w których tytułowych bohaterów nie było wcale! Mogliśmy zajrzeć do Imperialnego Senatu, w którym politycy debatowali nad dalszym losem klonów. Byliśmy świadkami wydarzeń, jakie doprowadziły do tego, że Palpatine we współpracy z wiceadmirałem Rampartem zrealizował swój plan zbudowania armii składającej się z żołnierzy poborowych, a nie istot wyhodowanych w laboratorium.
Sporo uwagi poświęcono też Crosshairowi, który pozostał wierny Imperium, ale z czasem zaczął dostrzegać, że postawa „dobrego żołnierza wykonującego rozkazy” nie ma dalszej racji bytu. Został zmuszony do skonfrontowania swoich przekonań z rzeczywistością, która dla weteranów okazała się okrutna. Zajrzeliśmy też parę razy na znaną z „Expanded Universe” górę Tantiss, gdzie uwięziono Nalę Se i Lama Su, a naukowcy na zlecenie Palpatine’a pracują nad tajemniczym projektem…
Filmy, seriale, książki i gry z uniwersum „Star Wars” zaczyna wreszcie łączyć sieć powiązań.
Bohaterowie, poza nielicznymi wyjątkami w postaci np. gubernatora Tarkinga, oczywiście nadal nie wiedzą, o co tutaj chodzi, ale widzowie nie powinni mieć już wątpliwości, że to na górze Tantiss zaczęły się prace nad sklonowaniem Imperatora, których efekt widzieliśmy w „Skywalker. Odrodzenie”. Ten wątek poruszany jest również w serialu aktorskim „The Mandalorian”; dr. Penn Pershing miał na swoim ubraniu te same emblematy, co złowrogi Royce Hemlock z „Parszywej zgrai”…
Jestem niezwykle zadowolony z tego, że „Gwiezdne wojny” po latach posuchy wreszcie zaczynają nabierać rumieńców, a Disney wyciągnął wnioski ze swoich hollywoodzkich porażek. Do tego na uwagę w „Parszywej zgrai” zasługują fenomenalne i pełne detali animacje, a także muzyka, która nawiązuje do kultowych już kompozycji Johna Williamsa, ale jest znacznie bardziej surowa w formie (co ma sens, biorąc pod uwagę miejsce tego serialu na osi czasu).
Jeśli tylko lubicie uniwersum „Star Wars”, to koniecznie dajcie szansę „Parszywej zgrai”. Pełne dwa sezony można już oglądać na platformie Disney+, a zakończenie nie pozostawia złudzeń, że doczekamy się kolejnego. Nie zdziwię się też, jeśli bohaterowie pojawią się też w serialach aktorskich, skoro w „The Mandalorian” i „Księdze Boby Fetta” mieliśmy już całe masę cameo postaci z „Wojen klonów”, „Rebeliantów”… i nie tylko.