REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

No i klops, bo mam problem z finałem "The Last of Us". Trzeba było nie ruszać zakończenia

„The Last of Us” jest jedną z najlepszych ekranizacji gier wideo w historii, ale twórcy i tak potknęli się na ostatniej prostej. Tak się niestety kończy wprowadzanie zmian względem pierwotnego scenariusza bez dokładnego przemyślenia fabularnych konsekwencji. No i po co było ruszać to zakończenie?

14.03.2023
20:02
the-last-of-us-zakonczenie-zmienione-gra-serial-hbo-2
REKLAMA

Uwaga na spoilery z 1. sezonu „The Last of Us”.

„Jak działa, to nie rusz” to złota zasada, którą twórcy ekranizacji uwielbiają ignorować. Nie inaczej było w przypadku „The Last of Us”. Co prawda Pedro Pascal wypadł świetnie i w niektórych przypadkach zmiany w serialu HBO wyszły na lepsze (niezwykle podobał mi się trzeci odcinek poświęcony niemal w całości postaciom drugoplanowym!), a w innych na gorsze (od samego początku dostawaliśmy za dużo retrospekcji, a świat jest sterylny), ale dopiero po finale jestem ciut rozczarowany.

Czytaj też: Joel z gry "The Last of Us" jednak był tym dobrym w serialu? To ma sens

REKLAMA

Co serial HBO zmienia w zakończeniu „The Last of Us”?

Od razu nadmienię, że doceniam finałowy kadr serialu, który jest dokładnie taki sam, jak w grze „The Last of Us: Part I”, chociaż twórcy romansowali z pomysłem zmiany go na inny, bardziej dosłowny. Jednocześnie nie mogę przeboleć, że wyjaśnili, z jakiego powodu bohaterka grana przez Bellę Ramsey jest taka wyjątkowa. Fani gry co prawda już dekadę temu wykoncypowali, iż może wynikać to z faktu ugryzienia jej matki w trakcie ciąży, ale pozostawało to w sferze domysłów. Aż do teraz.

Finałowa scena w serialu „The Last of Us” mogła wyglądać inaczej

Z początku nie widziałem w tym problemu, tak jak z potwierdzeniem mącznej teorii, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie to wkurza. Bohaterowie gry nie mają pojęcia, dlaczego Ellie jest odporna, co zwiększa ładunek emocjonalny decyzji Joela o uratowaniu dziewczyny i zamordowaniu naukowców, którzy próbują uratować cały świat. Mężczyzna, który przez lata był w apatii, pod wpływem impulsu postawił na szali ludzkość oraz swoją przyszywaną córkę, a potem wybrał ją (i okłamał).

Problem w tym, że w serialu Ellie wcale nie jest niezbędna do tego, by ruszyć z pracami nad szczepionką.

Nie tylko widzowie wiedzą, co sprawiło, że dziewczyna jest odporna na grzyba kontrolującego ludzkie umysły, ale również bohaterowie. Marlene dodała 2 do 2, ale z tą wiedzą nie zrobiła tyle, ile mogła (a jeśli tak, to serial o tym nie informuje, choć powinien). Na miejscu naukowców od razu zacząłbym eksperymenty na ciężarnych kobietach (to ludzie, którzy byli w stanie zabić dziecko, by uratować świat…), a Ellie, która mogła zginąć w trasie, byłaby moim planem B.

Oczywiście można łatwo to zretconować i w 2. sezonie możemy się dowiedzieć, że eksperymenty nadal trwały i/lub spełzły na niczym, ale i tak w finale brakowało mi informacji o tym, że taką próbę w ogóle podjęto. Dobrym pomysłem byłoby też wyjaśnienie, dlaczego tak szybko trafiła Ellie pod nóż (np. linią dialogową, że lokalna Fedra odkryła Świetliki czy coś w tym goście). W dodatku produkcja od HBO ma jeszcze inny fabularny zgrzyt, którego łatwo wyjaśnić się już nie da.

Po finalne można sobie zadać pytanie, czy Joel postąpił słusznie, ale w grze „The Last of Us” jego decyzja miała większy ładunek emocjonalny

Szczepionka świata w serialu „The Last of Us” nie uratuje.

W serialu o zombie (nazywanych dla niepoznaki zarażonymi) dostaliśmy bardzo mało zombie. Rozumiem oczywiście, że to mogła być świadoma decyzja, by pokazać, że w tym świecie to nie potwory per se, tylko potwory w ludzkiej skórze są największym zagrożeniem, ale ma to bardzo daleko sięgające implikacje. Jak się nad tym zastanowić, to tak jak w grze szczepionka faktycznie mogła uratować świat opanowany przez grzyba, tak w serialu i tak ona nic nie zmieni.

Nie mamy tutaj zarodników, a dzięki temu grzyba infekującego ludzkie ciała udało się w pewnym stopniu ujarzmić. Istnieją enklawy, w których żyje się bez kontaktu z zarażonymi latami; Bill i Frank przetrwali sami blisko dwie dekady bez kontaktu z zombie, a dopiero łupieżcy okazali się problemem. Podczas podróży Joela i Ellie adwersarzami byli przede wszystkim rewolucjoniści, faszystowski quasi-rząd oraz religijni fanatycy (którzy okazali się przy tym kanibalami).

To sprawia, że ekranizacja od HBO nie wypada aż tak dobrze, jak gra Naughty Dog.

Nawet jeśli powstałaby szczepionka, to świat w serialu „The Last of Us” i tak nie zostałby uratowany. W grze akcenty zostały rozłożone inaczej, a zagrożenie z obu stron, czyli grzybiej oraz ludzkiej, rozkładało się mniej-więcej po równo. W tym przypadku dużo łatwiej było mi uwierzyć, że odkrycie szczepionki na Cordycepsa przeważyłoby szalę i pozwoliłoby cywilizacji się odrodzić. W produkcji HBO mam wrażenie, że ten pociąg i tak już dawno odjechał.

REKLAMA

Niestety tak właśnie kończy się wprowadzanie zmian w ekranizacji. Nawet jeśli scenarzyści mają dobre intencje i współpracują z twórcami oryginału, tak wprowadzone zmiany (takie jak brak zarodników) sprawiają, że na koniec puzzle przestają do siebie idealnie pasować. W przypadku gry „The Last of Us” do zakończenia nie sposób przyczepić, bo wszystko w nim nomen omen zagrało. Serialowe z kolei jest podobne, ale wygląda na wymuszone.

Nie trzeba szukać dziury w całym, żeby znaleźć luki, ale na szczęście nie zmienia to faktu, iż „The Last of Us” od HBO i tak jest jedną z najlepszych ekranizacji gier w historii - o ile nie najlepszą. Fakt, że twórcy potknęli się na ostatniej prostej, nie oznacza, że się wywrócili, a na zapowiedziane już dwa kolejne sezonyczekam z niecierpliwością. Moje uwagi biorą się głównie z tego, że dostaliśmy produkcję (tylko i aż) bardzo dobrą - a miała zadatki na wybitną.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA