„Madame Web” jest filmem dokładnie tak kiepskim, jak się spodziewałem. Widziałem jednak gorsze, a rozjeżdżający go hate-train jest ciutkę przesadzony. Nie wierzę, że to robię, no ale muszę stanąć w obronie najnowszej odsłony Sony's Spider-Man Universe i Cassandry Webb. Co wcale nie wyjdzie jej na dobre.
OCENA
Ekranizacje komiksów Marvela dzielimy na dwie grupy. W jednej mamy produkcje Marvel Studios, którego szefem jest Kevin Feige, będące integralną częścią Marvel Cinematic Universe. Na drugim biegunie są filmy kręcone samodzielnie przez Sony, które to w 1999 r. nabyło prawa prawa do kinowych przygód Spider-Mana i spółki, ale ich związek z MCU jest w najlepszym razie mocno dyskusyjny - ze względu na konflikty między wytwórnią, a Disneyem.
Ponieważ wszystkie poprzednie obrazy z serii o nieco koślawej nazwie Sony's Spider-Man Universe były kiepskie, fani w stosunku do „Madame Web” byli sceptyczni od pierwszej zapowiedzi. To w końcu kolejny żywcem wyciągnięty z lat 90. film opowiadający o postaci pochodzącej z komiksów o Spider-Manie, ale znowu bez Spider-Mana. Po obu fatalnych „Venomach” oraz oszukańczym „Morbiusie” wszyscy oczekiwali klapy no i klapę dostaliśmy. Aż i tylko.
Madame Web: recenzja. Wcale nie jest najgorszym filmem w historii kina
W mediach oranie „Madame Web” zaczęło się na długo przed premierą i nie przeczę, taka krytyka awansem okazała się przynajmniej po części zasłużona. Nie pomagają też wywiady udzielane przez Dakotę Johnson, w których np. nie jest w stanie wymienić poprawnie tytułu ani jednego filmu o „Spider-Manie” z Tomem Hollandem. Fani nastawili się jednak na tyle negatywnie, że teraz dają chyba upust frustracji względem całokształtu Sony's Spider-Man Universe.
Mam wrażenie, że nowy film obrywa mocniej, niż powinien obrywać w próżni - czyli bez tego całego bagażu związanego z korporacjami i licencyjnymi zawirowaniami. Z tego powodu po seansie postanowiłem wziąć w obronę Cassandrę Webb, bo „Madame Web” jest typowym przeciętniakiem. W tej swojej mizerności jest przynajmniej równa i spójna, a do tego nie mydli oczu, że jest czymś więcej niż w rzeczywistości. To prościutkie origin story trzecioligowej superbohaterki.
Cassandra Webb zyskuje moce prekognicji i próbuje uratować trzy młode dziewczyny przez śmiercią.
To jedno zdanie streszcza całą fabułę tej cieniutkiej produkcji, która jest typowym wyrobem rzemieślniczym. Scenarzyści, kreśląc kolejne sceny, odhaczają po prostu kolejne punkty z listy rozpisanej w ubiegłym tysiącleciu i w żadnym wypadku nie silą się na kreatywność. Archetypowa jednowymiarowa drugoplanowa postać tu, ze dwie strzelby Czechowa tam, dodajmy do tego jeszcze trochę klisz oraz wyświechtanych tropów i pora na CS-a, pora na napisy.
Do tego dochodzą siermiężne easter-eggi w postaci członków rodziny Petera Parkera. Aby zbliżyć „Madame Web” do historii człowieka-pająka, scenarzyści zrobili z Bena Parkera przyjaciela Webb, a do tego Cassandra trafiła na baby shower w domu Mary Parker, które zorganizowano pod nieobecność jej męża, Richarda. Okraszone jest to wszystko tekstami w stylu „będę wujkiem, czyli sama frajda, bez odpowiedzialności”. Miało być chyba śmiesznie, a wyszło krindżowo.
W filmie pojawiły się za to trzy Spider-kobiety, ale tylko z pewnego punktu widzenia.
Żadna z trzech dziewczyn, którym przeznaczone jest ubieranie się w inspirowane pajączkiem obcisłe wdzianka, nie zakłada kostiumu ani nie zdobywa supermocy w toku akcji „Madame Web”. O tym, co je czeka, wiemy tylko dlatego, że zarówno główna bohaterka, jak i antagonista, mają moce przewidywania przyszłości, które dał im jakiś magiczny peruwiański pająk. Widzieli tylko w wizjach, jak Jessica Cornwall, Mattie Franklin i Anya Corazon walczę ze złem i występkiem.
Motywem przewodnim filmu jest to, iż Ezekiel, czyli złoczyńca, chce zabić te dziewczyny - w przeciwnym razie za dekadę to one przyczynią się do jego śmierci. Cassandra Webb z kolei po tym, jak przeżyła śmierć kliniczną, zaczyna widzieć wizje śmierci trójki swoich towarzyszek. Oczywiście przez chwilę bije się z myślami, czy przypadkiem nie lepiej byłoby zostawić te dzieciaki samym sobie, ale finalnie stara się oczywiście je uratować. I tyle.
Czytaj inne nasze teksty o ekranizacjach komiksów Marvela od Sony:
- Marvel w końcu spełni marzenia fanów Spider-Mana? Tego castingu widzowie domagają się od dawna
- Tę scenę ze „Spider-Mana” trzeba było powtarzać aż 156 razy. Aż trudno uwierzyć, że się udało
- Nowy Spider-Man będzie czarny i mroczny. Zadba o to gość od Punishera
- Film z uniwersum „Venoma” zniknął nagle z kalendarza premier. O co chodzi?
- Spider-Man: kolejność oglądania filmów, seriali oraz animacji - nie tylko z MCU
Fakt, iż „Madame Web” jest filmem kiepskim, ale nie tragicznym, działa paradoksalnie na jej niekorzyść.
Odbiorcy popkultury mają to do siebie, iż czasem konsumują coś słabego z bananem na twarzy, bo robią to ironicznie. Dzięki temu dziś „The Room” uznawane jest za produkcję kultową, chociaż jaki był koń, każdy widział. W przypadku filmów Sony na podstawie komiksów Marvela granicę „na tyle zły, że aż dobry” przekroczył jak dotąd jedynie „Morbius”, który stał się memem samym w sobie (do tego stopnia, że fani wkręcili wytwórnię w puszczenie go ponownie w kinach).
„Madame Web” do tej granicy jednak nie dociera; jest na dobrej drodze, ale zatrzymuje się w połowie. Bynajmniej nie mam ochoty na kolejny seans w gronie znajomych, podczas którego wspólnie byśmy się nad Cassandrą Webb dla zabawy pastwili. Czuć też, że nikt z Sony nie wierzył w jakość tego filmu (nie było pokazów dla prasy, tak jak w przypadku „Morbiusa”) ani w to, że zarobi na tyle, aby uzasadnić sequel - nie dostaliśmy nawet sceny po napisach.
Mam wrażenie, że Sony postawiło już krzyżyk na Sony's Spider-Man Universe.
Pojawia się jednak pytanie, po co „Madame Web” i jej podobne produkcje (a przecież w tym roku dostaniemy zapowiadającego się równie czerstwo „Kravena Łowcę” i „Venoma 3”) w ogóle powstają. Zaczynam patrzeć na całą serię jak na mockbustery, które mają przyciągnąć do kin widzów mylących je z częścią Marvel Cinematic Universe. Niewykluczone też, że studio w podobny sposób traktuje aktorów i aktorki, którym mogło się wydawać, że dołączyły do MCU.
Jakby tego było mało, aktorka wcielająca się w Cassandrę Webb na tydzień po udostępnieniu trailera zwolniła swoją agencję. Przypadek czy znak? Nie wiem, ale spod foliowej czapeczki się domyślam. Jeśli zaś się tutaj nie mylę, to jest pewna poetyckość w tym, iż premierę „Madame Web” przykryły całkowicie newsy Disneya: pierwszy zwiastun „Deadpool i Wolverine”, ogłoszenie obsady „Fantastycznej Czwórki”oraz nostalgiczny trailer „X-Men ’97”.
Tak czy inaczej informacji o tym, iż Sony's Spider-Man Universe się kończy, spodziewam się dopiero po premierze „Kravena Łowcy” i „Venoma 3”. Oba te filmy trafią do kin jeszcze w tym roku, tak jakby Sony chciało o nich jak najszybciej zapomnieć, ale wytwórnia pewnie nie chce popełnić błędu DC, które ogłosiło reboot kinowego uniwersum przed premierą „The Flash” i „Aquaman: Zaginione królestwo” (które to, swoją drogą, wypadły od „Madame Web” znacznie gorzej).