SPIDER-MAN: O tak! To dopiero była jazda. Szczerze mówiąc, myślałem, że po wykończeniu Sandmana i Venoma media wyślą mnie na dłuższy urlop, a aparat fotograficzny i praca w Daily Bugle znowu staną się moim głównym zajęciem. W końcu po akcjach w trzeciej części mojego super filmu nie miałem już komu łoić skóry. Goblin, Octopus, Venom... wszystkich posłałem na dechy. W zasadzie to miotałem tymi frajerami jak pacynk…
DOCTOR OCTOPUS: Ekhem, Parker. To, że zdołałeś pokrzyżować moje plany, to czysty przypadek, łut szczęścia. Nie o tym jednak miałeś opowiadać.
RHINO : Właśnie, nie o tym! Poza tym, czemu ja nie wystąpiłem w każdym z Twoich filmów?
SPIDER-MAN : Oh, proszę. Nie bądźcie wścibscy. W końcu muszę zrobić jakieś wprowadzenie. Czy może sądzisz inaczej, przerośnięty mamucie?
RHINO: Yyy… ja jestem nosorożcem!
DOCTOR OCTOPUS: Na miłość boską, Parker! Nie wymuszaj na tym worku mięśni pracy umysłowej. Prędzej się udusi niż wpadnie na coś konkretnego. Swoją drogą, jego strój faktycznie przedstawia nosoroż…
VENOM: Arrrhhgg! Nie możemy was słuchać! Durnie, Venom to opowie!
VENOM: Wraz z Green Goblinem, Sandmanem i Octo planowaliśmy zasadzkę na Parkera. Wszystko szło świetnie aż do czasu, kiedy wtrącił się ten synalek Osbourna - ta tania podróbka "naszego" Goblina. Wszystko zaczęło wybuchać. Byliśmy zdezorientowani. I wtedy nagle pojawiły się te Phantomy… małe, żałosne kreaturki, które aż prosiły się o rozerwanie na strzępy przez nasze pazury.
RHINO: Czemu Ty zawsze mówisz o sobie, jakby było was dwoje, Venom?
DOCTOR OCTOPUS: Rhino, lepiej go nie drażnij, dobrze Ci radzę.
VENOM: … Rzuciliśmy się na te żałosne stworzenia, ale one z nami nie walczyły, o nie. Gdy nasze ogromne pazury wbiły się w jednego z nich, przeniosło nas w zupełnie inne miejsce. Nieznane miejsce.
LIZARD: Rossspad i reakcje cząsssteczek poprzess czynnik Higgssa. Zostaliśście przeteleportowani.
VENOM: Nieważne, przerośnięta jaszczurko. W każdym razie te Phantomy uwięziły każdego z nas. Za pomocą ich dziwnej technologii straciliśmy świadomość, a oni przejęli kontrolę nad głową Venoma. Ostał się tylko głupiec Parker, którego przed teleportacją uratował ten duży latający statek.
SILVER SABLE: Chciałeś powiedzieć, kwatera główna S.H.I.E.L.D - organizacji rządowej stworzonej do walki z takimi jak Ty, Venom.
VENOM: Chciałem powiedzieć, że zaraz Cię zjemy, jeżeli nadal będziesz nam przeszkadzała. Ten mały pajączek cudem nie wpadł w ręce potworów atakujących tą durną planetę. Wraz z bubkiem z tego całego S.H.I.E.L.D, którego swoją drogą też któregoś dnia zjemy, rozpoczęli mozolny kontratak…
SPIDER-MAN: Dalej już tylko jedna osoba wiedziała co i jak, i tak się składa, że to byłem właśnie ja. Po tym, jak Nick Fury zapoznał mnie z aktualną sytuacją zostałem zmuszony do działania. W końcu bycie superhero to też obowiązki, nie tylko rzesze fanek i wywiady dla prasy. "Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność" bla bla bla bla. Krążownik S.H.I.E.L.D stał się moją bazą wypadową, a ja sam szybko ruszyłem na mały zwiadzie. Swoją drogą ta główna kwatera to prawdziwe cacko. Wszystko się tam błyszczało, mieli tam inteligentny, mówiący komputer który mnie podrywał i wiele maszyn, które wyglądały naprawdę groźnie.
SILVER SABLE: Spidey, ta rzecz którą trzymałeś w dłoniach w takim skupieniu…. To była moja suszarka.
SPIDER-MAN: Emmm… jak już mówiłem - ruszyłem na zwiad. Gdy dotarłem na miejsce to normalnie dopadła mnie załamka, nici z bujania na pajęczynach. Tereny zrobiły się jakieś dziwnie płaskie, bez tych wszystkich wieżowców którymi zawsze sobie pomagałem. W ogóle bez porównania to było do moich wcześniejszych przygód. Żadnych wygibasów, akrobatyki czy przylepiana się do ścian. Normalnie szok! Sobie co najwyżej podskoczyć mogłem, ale oczywiście i tak nie za wysoko. Poza tym ta latająca kamera S.H.I.E.L.D, która mnie ciągle obserwowała, przeważnie była pod takim dziwnym kątem…
DOCTOR OCTOPUS: Zapewne chodzi Ci o rzut izometryczny, niedouczony ignorancie.
SPIDER-MAN: Właśnie! Swoją drogą zważ jak mówisz, ośmiornico. Przez ten cały "rzut" obiektyw nie był w stanie zrobić żadnych dobrych ujęć moich przekozackich akcji.
LIZARD: Ssskromny jak zawszzze.
SPIDER-MAN: Hej, Skoro ma się dar, to trzeba go eksponować, prawda? W każdym razie ta cała nowa misja w ogóle była jakaś dziwna, zupełnie nieprzypominająca moich starych. Zamiast bujania ma pajęczynach czy skakania po dachach mojego ukochanego NY, lądowałem w jakichś dziwnych nowych miejscach, które wcześniej znałem jedynie z pocztówek wysyłanych od Mary Jane. Jedyne, co tam robiłem to tłukłem i jeszcze raz tłukłem po mordach różne odmiany tych Phantomów. W ogóle to muszę się wam zwierzyć, że czułem się strasznie ograniczony, prawie jak w jakiejś grze komputerowej. Jakbym miał to do czegoś przyrównać, LEGO STAR WARS to pierwsze co przychodzi mi do głowy.
LIZARD: Lego co?
SPIDER-MAN: Jezu, Lisard. Nie wymagaj od siebie za wiele. Jesteś tylko jajogłowym naukowcem zajmującym się badaniem nad kodem DNA, który od czasu do czasu zamienia cię w gigantyczną, brzydką jak noc jaszczurkę. Skąd możesz wiedzieć cokolwiek o konsolach i grach na nie doktorku?
DOCTOR OCTOPUS: Konsolach?
SPIDER-MAN: Wy jajogłowi naprawdę nie znacie się na prawdziwym życiu. A myślisz, ze co robię, gdy nie oklepuje wam tych pięknych twarzyczek, nie latam ze zdjęciami dla tego snoba J.J i nie spotykam się na randki z Mary? Wyciskam na konsolce! …Zresztą nieważne. Nick Fury wysyłał mnie w różne części globu, moje zadanie polegało z kolei na walce z Phantomami. "Zupełnie przy okazji" spotykałem tam również zawsze któregoś z was, bydlaki. Najpierw na nowo musiałem pokazać wam kto tu rządzi, żebyście potem błagali mnie na kolanach, żebym was bronił.
VENOM: Parker, chyba zapominasz jak głodni jesteśmy.
SPIDER-MAN: …No więc miałem do zbadania 5 różnych części świata: Japonia, wyspa Tangaroa, Kair w Egipcie, upiorną Transylwanię oraz Nepal. W skład każdej z tych lokacji znajdowały się 4 mniejsze tereny, które byłem zobowiązany spenetrować. Dopiero wtedy Nick odhaczał mi dany rejon jak "mission accomplished". Szczerze mówiąc, była to buła z masłem, przynajmniej dla takiego twardziela jak ja. Kilka kopniaków i dosłownie przewracałem całą lokację do góry nogami.
SILVER SABLE: Może nieco bardziej szczegółowo, "twardzielu?"
SPIDER-MAN: Ale o czym mam dokładnie mówić, wszystko w zasadzie było takie same, niezależnie gdzie S.H.I.E.L.D by mnie nie podrzucił. Zaskakująco podobni do siebie przeciwnicy, ta sama strategia, ta sama procedura. Tylko widoczki nieco inne, choć powiem wam, że niezbyt dobrze czułem się na tym przymusowym zwiedzaniu świata. Niby i fajnie bo pamiątki kupiłem, zjeździłem kawał świata za free i nawet opaliłem się trochę, mimo tego czułem, że po prostu tam nie pasowałem. To, że tubylcy patrzyli na kolesia w czerwono-niebieskim lateksie jak na świra to jedno, ale to, że ten świr czuł się tam jak mucha pośród gromady pająków to drugie. Znam wielu kolegów po fachu, w tym Wolverine`a czy Fantastyczną Czwórkę, którzy o wiele, wiele lepiej pasowaliby do powierzonej mi misji. Prawdę mówiąc, okropnie cieszyłem się w mej pajęczej duszy gdy to wszystko się już skończyło. W końcu mogłem udać się na wakacje do mojej betonowej dżungli.
DOCTOR OCTOPUS: Parker, znam cię nie od dzisiaj i dobrze wiem, że ty co chwila robisz sobie jakieś wakacje. Jesteś najleniwszym superbohaterem jakiego znam.
VENOM: My też Cię
znamy nie od dzisiaj Parker i dobrze wiemy, że gdyby nie my, byłbyś już karmą dla rybek. W sumie to i tak za chwile się nią staniesz.
SPIDER-MAN: Pfff, wasza pomoc była zbędna. Prawdę mówiąc wchodziliście mi tylko w drogę i przeszka
…
SILVER SABLE: Spider-Man!
SPIDER-MAN: Okej, luzy. Może troszkę mi się przesadziło.
LIZARD: Ssspider, nie zapominaj, że któryśśś z nasss towarzyszył ci podczasss każdej z misssji, wssspierając cię sswoimi unikatowymi ciossami i zdolnośśściami. Właśśściwie, to któryśśś z nasss ciągle ratował ci ssskórę.
DOCTOR OCTOPUS: Śmiem twierdzić, że to prawda. W związku z globalnym zagrożeniem każdy z nas musiał połączyć siły. Uprzedzenia chwilowo poszły na bok. W przeciwnym razie, gdyby nie chwilowy sojusz, nasze szanse na pokonanie wroga nie wynosiłyby więcej niż 30 %. Swoją drogą, sojusz z tobą Parker był naprawdę odrażającą i uwłaczającą godności decyzją.
VENOM: Uwierz nam mackowaty, nam ta perspektywa wydawała się być odrażająca jeszcze bardziej.
SILVER SABLE: Hej, zostawcie go w spokoju. Gdyby nie on, mogłoby nie być tutaj żadnego z was! A trzeba przyznać, że zebrał prawdziwą kompanię. Green Goblin, Crawler, ta pusta Black Cat, Dr. Octopus, łowca wampirów Blade, piaskowy Sandman, muskularny Rhino, Nowy Goblin, nawet sam Venom no i oczywiście ja. O ile to wszyscy. Nigdy nie widziałam drugiej tak silnej grupy.
SPIDER-MAN: Słoneczko, nie zapominaj, że pod koniec przygody ponownie przyodziewam kozacki czarny fraczek. Niestety, tym razem symbiot mnie zawiódł na caaaałej linii. Nie poczułem żadnej różnicy, żadnego powera, nic! Nie to, co za pierwszym razem. Ot Liczyłem, że nowy kostium wprowadzi również nowe umiejętności, jakiś powiew świeżości do mojej choreografii. A tu lipa… A jak moi drodzy fani wiedzą doskonale - Spidey nie lubi się powtarzać.
DOCTOR OCTOPUS: Zrzędzisz, Parker. A jest w ogóle coś, co Ci się w tym wszystkim podobało? Nie czerpiesz przyjemności z nowych doświadczeń, poznania nowych kultur, obcych technologii?!
SPIDER-MAN: Co mi się podobało? Silver Sable i Black Cat. No, szczerze mówiąc to również walki z Bad-assami twojego pokroju. O ile podstawowych frajerów naliczyłem tylko cztery rodzaje i ich pochodne, co jest oczywiście skandalem, o tyle solóweczki z każdym z was to już zupełnie inna bajka. Nie dość, że byliście twardzi jak sztuczna szczęka mojej ciotki, to jeszcze musiałem wykminić jak każdego z was pokonać. Zwyczajne cepy nie odnosiły niestety większego rezultatu. Szczerze polecam przejrzeć archiwa i znaleźć moją walkę z Sandmanem. Tam dopiero to się działo! Na siłę to mogę jeszcze powiedzieć, że pierwsze wrażenie na temat nowej przygody też było super. Niestety, mniej więcej w połowie dopadło mnie takie znużenie, że głowa mała. Nawet twoja, Rhino.
RHINO: Masz coś do mojej głowy?! Rhino nie lubi, jak się z niego żartuje!
SILVER SABLE: W każdym razie jak podobała ci się sama walka?
SPIDER-MAN: Wiesz kotek, jak dla mnie to była bardzo łatwa. Za łatwa. O śmierć to ja się ani razu nie otarłem, choć Wam, moi kompani, tak łatwo chyba już nie było. No ale co do walki… na początku mnie cieszyła, dawała spore dawki frajdy. Wiecie, ta pozornie duża liczba ciosów i kombinacji. Tyle że przeciwników było więcej niż z umiarem, a że byli przy tym identyczni, to i walka szybko się nudziła. Nie pomogły nawet apgrejdy moich pajęczyn.
LIZARD: A gdy patrzyszzz na to z perssspektywy czassssu, jak to wszyssstko ci się widziało?
SPIDER-MAN: A wiesz, jakoś tak zbyt kwadratowo. Było kanciasto, skromnie i uproszczenie. No, ale co zrobić, taka praca. Raz jest ładnie, a raz nie, w zależności gdzie cię wyślą. Gdyby to wszystko nie przypominało tylko jakiegoś dziecięcego tworu…
LIZARD: Ssssugerujesz, że to wszyssstko co przeżyłeś było… dziecinne?
SPIDER-MAN: W porównaniu do moich poprzednich przygód to jasne, że tak. Na całe szczęście wczułem się w klimat i rzucałem żartami gdzie popadnie. Mógłbym przysiądź, że raz USA zadrgały nawet Nickowi Fury.
SILVER SABLE: To chyba fizycznie niemożliwe…
SPIDER-MAN: W każdym razie humor to ja miałem naprawdę niezły. Może nie wybredny, ale zabawny. To może dlatego potem tak bardzo podobały mi się scenki z archiwum, kiedy wdaje się w głębsze interakcje z pozostałymi. Ale o nie moja wina, że mam świetne poczucie humoru. To po prostu jeden z moich kolejnych cudownych talentów.
DOCTOR OCTOPUS: Dobra Parker, podsumuj to jakoś, już najwyższy czas. Tylko skromnie, błagam.
SPIDER-MAN: Niewykorzystany potencjał i pomysł na opanowanie świata, słabi, powtarzający się przeciwnicy, kiepsko wykonane otoczenie, ciekawe walki z bossami, prowadzenie mnie do przodu jak po sznurku i na sam koniec, co chyba najbardziej mnie wpienia - nie mogłem dać upustu mojej pajęczej zwinności. Czyli jakoś tak średni..
<buuuuum!!!>
SPIDER-MAN: Co to było, do cholery?!
SILVER SABLE: Zdaje się, że Venom miota samochodami na drugiej przecznicy.
SPIDER-MAN: Echhh, ani chwili wytchnienia. No to co, z powrotem do pracy! Czekaj na mnie Venomku, tatuś Spidey już po ciebie idzie!
RHINO: Ale ja nie mam dużej głowy, prawda?
DOCTOR OCTOPUS: : Nie Rhino, nie masz…