REKLAMA

Netflix skończył 3. sezon "Wiedźmina". Miałkie szanse serialu przy "Rodzie smoka" i "Władcy Pierścieni"

Netflix oficjalnie ogłosił, że zdjęcia do 3. sezonu jego hitowego serialu dobiegły końca. "Wiedźmin" powoli zmierza więc z powrotem na platformę, ale o jego prequelu (zatytułowanym "Wiedźmin: Rodowód krwi") wciąż jest cicho. Tymczasem konkurencyjne serwisy streamingowe podbijają dwa nowe hity fantasy. Czy "Ród smoka" i "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" sprawią, że o "Wiedźminie" szybko zapomnimy?

wiedźmin 3 sezon ród smoka władca pierścieni
REKLAMA

Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.

Czy ktoś jeszcze pamięta, że istnieje pewna hitowa produkcja o tytule "Wiedźmin"? Netflix właśnie ogłosił, że zdjęcia do 3. sezonu produkcji zostały ukończone. Problem w tym, że gdy seriale fantasy lądują na kolejnych platformach VOD z rekordowymi budżetami, produkcja największego serwisu VOD wygląda przy nich jak tania podróbka lub ubogi kuzyn. Nie chodzi nawet o to, że "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" i "Ród smoka" są dużo lepszymi serialami od "Wiedźmina", choć ma to też swoje znaczenie. Jeszcze większą wagę ma jednak to, jak wyglądają.

REKLAMA

Każdy fan gatunku powinien zdawać sobie sprawę z faktu, że nie ma przypadku w niemal równoczesnej premierze najbardziej wyczekiwanych seriali fantasy ostatnich lat. Najpierw na HBO Max pojawił się "Ród Smoka" (dziś zadebiutował 4. odcinek), a potem Prime Video wypuścił jednocześnie dwa premierowe epizody "Pierścieni Władzy". Reakcje na obie produkcje nie są jednakowe, bo o ile HBO może być zadowolone z odbioru prequela "Gry o tron", o tyle Amazon poświęcił pierwszy weekend po premierze na walce z negatywnymi ocenami i recenzjami.

Co na to Netflix? Wiedźmin zamknął właśnie zdjęcia do 3. sezonu.

Być może w takim momencie nie powinno się wspominać o trzecim głośnym serialu fantasy. Mam jednak wrażenie, że w całym tym natłoku zdarzeń fanom gatunku umknął jeden istotny fakt. Tegoroczna walka miała się toczyć między trzema produkcjami. Oprócz "Rodu smoka" i "Pierścieni Władzy" zapowiedziano też kolejny prequel. Na długo, zanim zobaczyliśmy choć jedno ujęcie z obu tytułów, Netflix opublikował teaser serii "Wiedźmin: Rodowód krwi". Czy ktoś jeszcze pamięta to nagranie? Choć wisi na YouTubie od grudnia zeszłego roku, to "Wiedźmin" nadal nie doczekał się swojego prequela.

Wiedźmin - prequel

Ostatnie konkretne doniesienia na temat produkcji pochodzą z kwietnia. Okazało się wtedy, że Netflix zdecydował o dokrętkach i poważnych przeróbkach produkcji, która zmalała z sześciu do czterech odcinków. W lipcu portal Redanian Intelligence zdołał potwierdzić wcześniejsze plotki i dostarczyć więcej informacji na temat planowanej daty premiery (spekulowano o październiku, ale prequel podobno pojawi się na Netfliksie dopiero 25 grudnia). Widać więc wyraźnie, że marka "Wiedźmina" przeżywa swoje kłopoty, a przecież nie chodzi tylko o spin-off. Główna seria wcale nie wypada lepiej w starciu z konkurencją, a będący po zdjęciach 3. sezon wcale nie daje nadziei na wzrost jakości.

Ród smoka i Pierścienie Władzy sprawiły, że Wiedźmin wygląda jak biedny kuzyn ubrany w plastik.

Premierowy sezon "Rodu smoka" kosztował więcej niż finałowa odsłona "Gry o tron". A to i tak nic w zestawieniu z budżetem serialowego "Władcy Pierścieni", który wyniósł 465 mln dolarów. Nikt do tej pory nie przeznaczył takiej kwoty na pojedynczy sezon jakiejkolwiek produkcji. Ba, znalezienie równie drogiego filmu też nie byłoby możliwe. Nawet, gdy mowa o największych hollywoodzkich blockbusterach. Jak "Wiedźmin" wypada w tym porównaniu?

Informacje na ten temat nie są oficjalne i warto przyjmować je z odrobiną dystansu. Przy okazji 1. sezonu po mediach krążyły doniesienia, że na każdy odcinek "Wiedźmina" Netflix wydał około 10 mln dolarów. Co dałoby ogólny budżet w wysokości 70-80 mln. Kolejna część podobno była trochę droższa, a pojedynczy epizod kosztował 15 mln dolarów. To wciąż jednak trochę mniej niż HBO wydało na "Ród smoka" i zdecydowanie mniej niż Amazon przepuścił na "Władcę Pierścieni".

Władca Pierścieni a Wiedźmin

Ktoś z was w tym momencie powie zapewne, że pieniądze to nie wszystko i będzie miał oczywiście rację. Sam wysoki budżet udanej produkcji nie czyni. Niestety, fantasy jest bardzo niewdzięcznym gatunkiem, bo niezwykle trudno zrealizować zupełnie nowy, bogaty w detale świat bez odpowiednich nakładów finansowych. A "Wiedźmin" od początku wyglądał tanio i to nie uległo zmianie w zasadzie aż do końca 2. sezonu. Fantastyka musi być epicka - za tym fani tęsknili i to dał im "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy".

Skoro "Wiedźmin" wyglądał tanio przed debiutem hitów HBO Max i Amazona, to teraz wypada jeszcze gorzej.

Gdyby oczywiście produkcja Netfliksa broniła się innymi elementami, to wielu z nas przymknęłoby oko na fatalnie wyglądające zbroje Nilfgaardczyków czy bijące sztucznością kolorowe soczewki. Nie miałoby znaczenia, że Geralt z Rivii biega w stroju jakby z plastiku, bo to byłby "nasz" Geralt z Rivii. Nawet na powtarzalne i biedne wyglądające lokacje człowiek machnąłby ręką. Nie jest przecież tak, że "Ród smoka" zaprezentował póki co nie wiadomo, ile miejsc w Westeros. "Wiedźmin" nie jest jednak ani szczególnie odważną produkcją, ani wierną adaptacją.

REKLAMA

Fani Tolkiena narzekają na "Pierścienie Władzy" nawet bardziej niż wielbiciele Andrzeja Sapkowskiego na produkcję Netflix Original, ale ta różnica nie jest znowuż taka wielka. To trochę jak wybór między dżumą a cholerą - żadna opcja nie budzi entuzjazmu. Zresztą nie chcę bronić serialowego "Władcy Pierścieni", ale Lauren S. Hissrich miała bądź co bądź łatwiejsze zadanie niż J.D. Payne i Patrick McKay. Zatrudniona przez Netfliksa showrunnerka może bazować na dwóch zbiorach opowiadań i całej serii powieści, tymczasem twórcy "Pierścieni Władzy" robią serial na podstawie... dodatków do "Władcy Pierścieni". Amazon sam jest sobie winny, bo nikt nie kazał mu robić produkcji na temat Drugiej Ery, natomiast "Wiedźmin" pod względem wierności i tak wypada niezwykle słabo w porównaniu z oboma tytułami.

Trochę trudno mi sobie wyobrazić, żeby Netflix pozostawił całą sprawę bez żadnej odpowiedzi, ale czy będzie skłonny walczyć za pomocą dodatkowych milionów dolarów? Skoro "Wiedźmin: Rodowód krwi" zapowiada się na przynajmniej częściową porażkę, to tylko główna seria będzie w stanie stanąć w szranki z konkurencyjnymi hitami fantasy. Jeżeli firma nie pójdzie jednak drogą zwiększonego budżetu, to pozostanie jej tylko opcja znaczącej przebudowy fabuły. A z Lauren Hissrich za sterami wydaje się to niemożliwe. Tak czy inaczej przed firmą stoi teraz poważny dylemat i jeszcze większe wyzwanie.

*Tekst pierwotnie opublikowano 6 września i został zaktualizowany.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA