Nie znajdziecie piękniejszego finału od "Zadzwoń do Saula". Analiza końcówki spin-offa "Breaking Bad"
Prequel i sequel "Breaking Bad" w jednym, czyli "Zadzwoń do Saula", jest wzorowym przykładem spin-offa. Prędko wyszedł z cienia serialu-matki, a widzowie doczekali się wyciskającego łzy zakończenia. Pełnego subtelnych nawiązań i zwrotów akcji. Przyglądamy się bliżej ostatniej metamorfozie Saula Goodmana w Jamesa McGilla z epizodu "Saul Gone". W skrócie: "Better Call Saul" to tak naprawdę love story i uwspółcześniona "Zbrodnia i kara" w jednym.
Uwaga na spoilery z finału "Zadzwoń do Saula!
Spin-off "Zadzwoń do Saula" jest zwieńczeniem historii snutej leniwie przez Vince'a Gilligana przez ostatnie 14 lat. Luzackiego prawnika Saula Goodmana najpierw poznaliśmy w "Breaking Bad", a potem odkrywaliśmy kolejne karty jego historii w "Better Call Saul" i wyjątkowym filmowym epilogu w postaci "El Camino". Łącznie było tego 113 odcinków. Dziś można już powiedzieć, że wyrósł on z czasem na głównego bohatera uniwersum "Breaking Bad" oraz przyćmił niesławnego Waltera White'a i jego najpilniejszego ucznia, Jesse'ego Pinkmana.
Ostatni sezon "Better Call Saul" był emocjonalnym rollercoasterem pełnym zwrotów akcji, których scenarzyści bynajmniej nie wyciągali z kapelusza. Patrząc wstecz, doskonale widać, iż Vince Gilligan pieczołowicie rozkładał elementy tej układanki już od pierwszej sceny w odcinku "Uno". Dziś trudno już sobie wyobrazić inny kierunek. Tak jak Walter White zginął, a Jesse Pinkam uciekł, tak Saula Goodmana musiała dosięgnąć karząca ręka sprawiedliwości.
Ostatni epizod "Zadzwoń do Saula" pt. "Saul Gone" jest pożegnaniem z całym uniwersum "Breaking Bad".
Oczywiście mamy tutaj do czynienia z Goodmanem, człowiekiem-kameleonem, który zmieniał swoje persony niczym garnitury, więc nawet wysłanie go do więzienia na 86 lat musiało odbyć się na jego zasadach. Zrobił z sali sądowej show, ale też nie bez powodu podczas ostatniej przemowy kazał siebie nazywać nie Jimmy'ym McGillem, tylko Jamesem McGillem. Młody brat Chucka wreszcie dorósł i przyjął jego radę: wykonał krok wstecz i zmienił kierunek.
Czytaj też:
Wehikuł czasu w finałowym sezonie "Zadzwoń do Saula".
Jednym z motywów odcinka "Saul Gone" okazują się rozmowy o podróżach w czasie (które White słusznie określił mianem "ubolewania nad podjętymi przez siebie decyzjami"). Mimo to ani Walter, ani Mike we wcześniejszej retrospekcji, którzy potrafili zidentyfikować swoje porażki, nie wydobyli z Jimmy'ego autentycznego przyznania się do własnych błędów. Był on pełen kompleksów, ale i tak uważał się za lepszego od innych, a przy tym mądrzejszego, sprytniejszego, cwańszego.
Moment zmiany kursu nadszedł zbyt późno, by uratować głównego bohatera. Przegapił on kilka szans, a te były symbolizowane książką "Wehikuł czasu", która przewijała się w tle przez cały sezon. Jednym z takich momentów była rozmowa z bratem, podczas której Chuck nieporadnie wyciągnął rękę do Jimmy'ego, ale ten, ze względu na lata znoszenia pasywno-agresywnej przemocy ze strony starszego McGilla, ją odtrącił. Szansa przepadła.
"Better Call Saul" to taka uwspółcześniona wersja "Zbrodni i kary".
Gene Takovic może i nie stał się mordercą z siekierą (chociaż był już blisko moralnego upadku, gdy trzymał kabel od telefonu i zbliżał się do Marion), ale popełnił w życiu wiele zbrodni. Za sprawą ukochanej zdecydował się jednak na przyjęcie kary. Skończył z rolą ofiary, przestał imitować Heisenberga i przyznał, przed światem i samym sobą, że to on go stworzył. Nie chodziło jednak o chełpienie się, jak u Waltera White'a, gdy mówił "I am the one who knocks!".
Jak słusznie zauważyli obecni na sali prawnicy, to czysta spekulacja, ale jako widzowie wiemy więcej. Nie trudno obronić tezę, że bez udziału Saula Goodmana nieporadny Walter White nigdy by nie zbudował swojego imperium. Wszystkie późniejsze śmierci i inne nieszczęścia związane z Heisenbergiem ciążą na sumieniu nie tylko Saula Goodmana, ale też wszystkich jego oblicz wykreowanych przez lata. Składają się one w końcu na pełny obraz jednej osoby.
James McGill zrozumiał wreszcie, kim jest ten jeden ławnik, którego musi przekonać.
Z zapartym tchem śledziłem tę kolejną (!) przemianę głównego bohatera. Pożegnał on personę Gene'a krótkim telefonem do restauracji Cinnabon, gdzie zasugerował "zatrudnienie nowego managera", a potem po raz ostatni wbił się w przaśny garnitur Saula Goodmana. Już witał się z gąską, a chociaż gambit z ujawnieniem losów Howarda Hamiltona spalił w końcu na panewce, to nawet wtedy kombinował i mataczył. Prawdziwym katalizatorem zmian była jego miłość do Kim Wexler.
Bohater zrozumiał, że jego ukochana może ucierpieć w wyniku jego machinacji, ale to nie dlatego zdecydował się przyjąć karę w większym wymiarze. Podczas podróży samolotem do Nowego Meksyku przeżył na naszych oczach ciche katharsis, gdy wreszcie dotarło do niego, że jest tylko jedna osoba, którą musi przekonać. Nie o swojej niewinności, tylko o tym, że dojrzał i naprawdę się zmienił. Była nią właśnie Kim Wexler.
Moment, w którym Kim spojrzała na Saula i zobaczyła pierwszy raz od lat Jimmy'ego, łamał serce.
Oczywiście dla tej pary nie ma już nadziei, a poetycko skończyli tam, gdzie zaczęli: paląc wspólnego papierosa pod ścianą. W odcinku "Uno" otwierającym "Better Call Saul" para miała jeszcze obok siebie wyjście, ale niestety wtedy z niego nie skorzystała. Teraz, już za więziennymi murami, takich drzwi z napisem "Exit" nie ma. W całym tym obrazku jest jednak coś pięknego. McGill i Wexler jawią się wtedy niczym bohaterowie tych starych filmów, które dawniej kochali razem oglądać. Nawet jeśli wiemy, że ten moment może potrwać tylko przez chwilę.
grafika główna: @kulnifer