"Dziewczyny z Dubaju" to początek. Będzie więcej tabloidyzacji w polskim kinie - rozmowa z ekspertem
"Dziewczyny z Dubaju" i "Pętla" to kino tabloidalne. Z ekspertem z Uniwersytetu SWPS zastanawiamy się, czy rodzima kinematografia nauczyła się w końcu bezpośrednio odnosić do głośnych, aktualnych afer. Bo przecież w przeciągu nieco ponad roku swoją premierę miały też "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" i "Lokatorka".
W polskim kinie pojawiły się filmy oparte na aferach, które jeszcze nie tak dawno elektryzowały opinię publiczną. "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", "Pętla", niedawne "Dziewczyny z Dubaju" czy "Lokatorka" – wszystkie te produkcje trafiły na wielki ekran na przestrzeni nieco ponad roku. Jest to sytuacja bez precedensu. Czy to novum w rodzimej kinematografii? A może to zjawisko jest dzisiaj po prostu bardziej widoczne?
Zadałem powyższe pytania ekspertowi z Uniwersytetu SWPS. Z Bartoszem Murawskim porozmawialiśmy o przerabianiu historycznych traum przez rodzimych twórców, ich inspiracjach i kulturze popularnej, z której wynika tabloidyzacja X muzy w naszym kraju. Bo przecież polskie kino od dawna żywi się aktualnymi tematami, ale trudno znaleźć produkcje robiące to w sposób tak bezpośredni i krzykliwy jak wspomniana "Pętla" i "Dziewczyny z Dubaju".
Dziewczyny z Dubaju - polskie kino bieżące?
Murawski na wstępie zaznacza, że aktualność jest w naszej kinematografii obecna od wielu lat. Wspomina chociażby "Last Minute" i "Botoks" Patryka Vegi czy "Drogówkę" i "Kler" Wojtka Samorzowskiego. Wszystkie one komentowały zastaną rzeczywistość, były to opowieści fikcyjne, ale flirtowały z tematami, o których czytaliśmy na pierwszych stronach popularnych gazet. Jest to jednak trend ogólnoświatowy:
Wymienione filmy bezpośrednio odnoszą się do aktualnych tematów, a takich tytułów w przeszłości nie znajdziemy w naszej kinematografii zbyt wiele. Do głowy przychodzą oczywiste przykłady pokroju "Długu", "Linczu" czy nawet "Smoleńska". O wiele bardziej widoczne i liczne były jednak produkcje rozliczające się z wydarzeniami sprzed 1989 roku. Bo ta trauma po PRL-u wciąż w nas tkwi. Widzieliśmy to w kinie lustracyjnego niepokoju, gdzie w tytułach takich jak "Kret" pokazano, że doświadczenie komunizmu wciąż jest nam kulą u nogi i rzutuje na nasze losy. Z czego więc wynika ta zmiana w rodzimej kinematografii i zwrot w stronę bieżących kwestii?
25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy - przerobiliśmy już traumę PRL-u?
Według Murawskiego, abyśmy mogli zająć się aktualnymi tematami, najpierw musieliśmy przerobić traumę z lat PRL-owskich. Polskie kino długo było zafiksowane na czasach sprzed transformacji, a wynika to z prostego powodu: w okresie komunizmu nie można było na bieżąco komentować ważkich wydarzeń. Było to po prostu nie po drodze z linią polityczną władzy. Z tego względu twórcy uciekali się do metafor i analogii z naszą historią. Widz musiał sam to sobie interpretować i umieścić, jak chociażby "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, we współczesnych mu kontekstach.
To podejście jest charakterystyczne nawet dla dzisiejszych twórców. Mamy w naszym kinie opowieści jak "80 milionów". To wciąż jest rozliczanie się z przeszłością, bo przez kilkadziesiąt lat cenzury w polskiej kinematografii po II wojnie światowej nazbierało się dużo tematów do przerobienia. Dlatego młodzi reżyserzy i scenarzyści mogą próbować odżegnać się od tradycji wielkich mistrzów, ale opowiadają o czasach współczesnych w podobny sposób co twórcy polskiej szkoły filmowej czy kina moralnego niepokoju. Ta tradycja wciąż jest w nas żywa. Oglądając "Żeby nie było śladów", każdy uważny widz dostrzeże, że w pewnym sensie zasady działania komunistycznego aparatu państwowego, który postanawia zwrócić się przeciwko jednostce, są podobne do dzisiejszych – inwigilacji cyfrowej i tłamszenia praw obywateli
– mówi Murawski.
Łatwo tym samym dojść do wniosku, że po przerobieniu części traumy PRL-u i obok kontynuacji tego trendu w produkcjach typu "Hiacynt" zrobiło się w polskiej kinematografii miejsca na wypadające implanty piersi w "Pętli" czy picie moczu z kieliszków do szampana w "Dziewczynach z Dubaju". To jest po prostu znak naszych czasów, bo cokolwiek by nie myśleć o wymienionych filmach, korzystają one z poetyki znanej nam z mediów czy nawet ogólniej kultury popularnej.
Pętla - tabloidyzacja polskiego kina
Murawski zaznacza, że dostrzegamy trend kina bieżącego, bo żyjemy w czasach, w których możemy rzeczywistość komentować w sposób bezpośredni. Ze względu na cenzurę w okresie PRL-u jest on znacznie opóźniony. Historia wciąż będzie rzutować na współczesne filmy, ale mamy już przestrzeń dla aktualnych tematów. Podejście do nich może być różne. I nie powinniśmy się dziwić również ich tabloidyzacji. X muza jest bowiem reakcyjna i twórcy reagują na to, co dzieje się w kulturze:
Murawski zauważa również, że na dobrą sprawę nie mieliśmy w Polsce typowego kina gatunkowego. Nie jest ono zakotwiczone w naszej kulturze. Ani u nas, ani w wielu innych europejskich krajach nie rozwinęło się jak w Stanach Zjednoczonych. W Hollywood reżyser nie do końca uznawany jest za artystę, raczej za osobę odpowiedzialną za realizację danego projektu. W naszym kraju bardzo długo dominował kult autora filmowego czy kina artystycznego. Dopiero teraz takie podejście się zmienia.
Patryk Vega - polskie kino nostalgiczne?
Dzisiaj do głosu dochodzą twórcy, którzy wychowywali się w czasach transformacji. Serwują nam więc kino, którym sami nasiąknęli w młodości. Mamy więc do czynienia z czymś na kształt cyklu nostalgii, od dawna znanego w kinematografii amerykańskiej. Ze względów politycznych, a nawet samej konstrukcji przemysłu filmowego jest to u nas coś nowego.
Po transformacji połykaliśmy kino klasy B i masowo oglądaliśmy VHS-y czy filmy emitowane przez stacje takie jak Polsat. To był powiew świeżości, bo pojawiło się u nas amerykańskie kino gatunkowe. Wychowani w tamtych czasach twórcy replikują to, co wtedy oglądali, tak jak w USA w latach 70. i 80. robili to Steven Spielberg i George Lucas. W końcu całe Kino Nowej Przygody powstało na bazie tzw. seriali filmowych, które reżyserowie konsumowali w młodości. To jest charakterystyczny dla kinematografii cykl nostalgii. Wcześniej nie mogliśmy go u nas dostrzec, ale od transformacji minęło już ponad 30 lat, więc miał szansę zaistnieć
- mówi Murawski.
To jest Zeitgeist – podkreśla ekspert. Na tego typu kino przyszedł bowiem czas. Co więcej, Murawski uważa, że filmy, które stały się przyczynkiem do naszej rozmowy, nie będą wyjątkami potwierdzającymi regułę. Przerobiono już bowiem kwestie mające pierwszeństwo, a teraz nadeszła pora, aby szukać nowych tematów. Dlatego produkcje newsowe, tabloidowe i odnoszące się do bieżących wydarzeń mogą się mnożyć.