Śmiejecie się z klona Palpatine’a, a on wchodzi do seriali ze świata "Gwiezdnych wojen" bocznymi drzwiami
„Somehow, Palpatine Returned”, czyli kwestia wypowiedziana przez Poe Damerona w filmie „Skywalker. Odrodzenie”, stała się memem. Disney stara się teraz tę fabularną głupotkę jakoś odkręcić. Nowe seriale z uniwersum „Gwiezdnych wojen”, czyli „The Mandalorian” i „Parszywa zgraja”, są pełne nawiązań do klonowania Imperatora. Z odsieczą nadciąga też Wielki Admirał Thrawn.
„Gwiezdne wojny” to jedna z najpopularniejszych franczyz w historii popkultury, ale Disney rozczarował fanów trylogią sequeli. Tak jak „Przebudzenie Mocy” w reżyserii J.J. Abramsa było całkiem niezłym soft-rebootem, tak Rian Johnson swoim „Ostatnim Jedi” podzielił fandom na pół. Dopiero po premierze „Skywalker. Odrodzenie” fani znów byli zgodni: praktycznie nikomu nie podobał się pomysł wskrzeszenia na tym etapie Imperatora i zrobienia z Rey jego quasi-wnuczki.
Poe Dameron wypowiadający słowa „Somehow, Palpatine Returned” stał się obiektywem drwin jak internet długi i szeroki. J.J. Abrams nazywany przez rozczarowanych widzów jest dziś Jar Jar Abramsem, bo nawet nie silił się na rozsądne wytłumaczenie, w jaki sposób Imperator przetrwał śmierć na pokładzie drugiej Gwiazdy Śmierci, by powrócić w sklonowanym ciele. Dopiero teraz, po latach, otrzymujemy kolejne puzzle pomagające w rozwikłaniu tej zagadki.
Seriale z uniwersum „Gwiezdnych wojen” takie jak „The Mandalorian” i „Parszywa zgraja” retroaktywnie robią teraz podwaliny pod powrót Imperatora.
Już w pierwszym sezonie „The Mandalorian” pojawił się niejaki dr Penn Pershing, który na swoim ubraniu miał emblematy organizacji zajmującej się techniką klonowania ludzi. Moff Gideon, czyli największy antagonista w serialu, chciał zdobyć Grogu po to, aby pozyskać z niego materiał genetyczny. Można rozsądnie założyć, że potrzebny był on do dalszych badań nad stworzeniem ciała dla ducha Palpatine’a - i to takiego, które byłoby wrażliwe na Moc.
„Parszywa zgraja” osadzona fabularnie niedługo po upadku Starej Republiki wprowadziła do nowego kanonu Disneya z kolei słynną górę Tantiss. W tej wersji historii uniwersum „Star Wars” placówka pod wodzą niejakiego Hemlocka prowadzi tajne eksperymenty na klonach (i nie tylko). Pracownicy tej jednostki, którym towarzyszą bezwzględnie posłuszni Imperialni Komandosi, mają dokładnie takie emblematy, jak wspomniany Pershing.
Te pozornie niezwiązane ze sobą opowieści z odległej gakatski powoli zaczynają się ze sobą łączyć.
Część fanów nadal ma nadzieję na to, że Disney zdecyduje się na kolejny reboot i wyrzuci trylogię sequeli z kanonu, w czym mógłby pomóc niesławny Świat Między Światami. Dzięki temu moglibyśmy wreszcie zapomnieć o kiepskiej trylogii sequeli, a wydarzenia przedstawione w „Mandalorianinie” i innych serialach aktorskich, które tworzą Dave Filoni i Jon Favreau, mogłyby rozgrywać się w innej linii czasowej. Pora jednak pozbyć się złudzeń.
Wraz z kolejnymi premierami seriali motyw sklonowania Palpatine’a nie jest zamiatany pod dywan. Ba, on wysuwa się powoli na pierwszy plan! Z początku odnoszono się do niego w albumach dla największych fanów oraz napomknięto o tym w książce „Shadow of the Sith” o przygodach Luke’a Skywalkera oraz Lando Calrissiana, gdzie bohaterowie natknęli się na biologicznych rodziców Rey, ale teraz gra on pierwsze skrzypce w serialach.
Do tego sam pomysł na sklonowanie Imperatora wcale nie pochodzi wcale od J.J. Abramsa.
Ten motyw pojawił się już w latach 90. w komiksach z serii „Dark Empire” będących częścią Expanded Universe, a samo klonowanie było również w centrum fabuły trylogii książek Timothy’ego Zahna o Wielkim Admirale Thrawnie („Dziedzic Imperium”, „Ciemna Strony Mocy” i „Ostatni Rozkaz”). Dodajmy, że te powieści wydano jeszcze przed trylogią prequeli, w której to zobaczyliśmy po raz pierwszy, na czym w zasadzie polegały Wojny klonów.
W nowym kanonie Thrawn pojawił się z kolei w serialu „Rebelianci” oraz w dwóch książkowych trylogiach, a jego dalsze losy nie są znane - jeszcze. Nie zdziwię się, jeśli zobaczymy go niedługo właśnie w „Mandalorianinie”. Stawiam kredyty przeciwko orzechom koja, że to właśnie on odbił Moffa Gideona, a nadchodzący serial „Ahsoka”, w którym ma pojawić się również Sabine Wren, będzie prequelem, który nam wyjaśni, co Wielki Admirał porabiał, gdy upadało Imperium.
Daję przy tym Disneyowi naprawdę spory kredyt zaufania i liczę na to, że Myszka Miki nie zawiedzie fanów po raz kolejny. Tak jak w przypadku filmów upuściła piłeczkę i to z głośnym hukiem, tak w ostatnim czasie kiepsko rokujące projekty są ubijane, zanim złożą jaja, a seriale - z pominięciem „Obi-Wana Kenobiego” od zupełnie innej ekipy, który wypadł niestety słabiej - w świetny sposób pogłębiają naszą wiedzę o odległej galaktyce.