Polacy są w beznadziejnej sytuacji. Żyjemy naszą historią i chcemy ją oglądać na małym i dużym ekranie, ale nie umiemy o niej opowiadać. Najlepszym tego przykładem jest serial „Korona królów”, który pojednał Polaków jak ostatnio Paweł Kukiz – niemal wszyscy go hejtowali, ale i tak miał niezłą oglądalność. Wkrótce doczekamy się już czwartego (!) sezonu i spin-offa.
„Jagiellonowie”, bo tak się nazywa nowe dzieło z błogosławieństwem Jacka Kurskiego, pojawi się w telewizji w przyszłym. Portal Press.pl ustalił, że nie będzie kontynuacją „Korony królów”. Nowy serial ma bowiem opowiadać o wyczynach Władysława Jagiełły, a niesławny serial już przegonił ten moment historii. W przyszłym roku zobaczymy jego czwarty, prawdopodobnie ostatni sezon.
W spin-offie pojawi się nowa obsada. Tak więc nie zobaczymy na ekranie ukraińskiego aktora Wasyla Wasyłyka, który wcielał się postać Jagiełły w „Koronie”. „Jagiellonowie” mają mieć też „nieco inną dynamikę”, ale raczej nie liczmy na polską „Dynastię Tudorów”. Telewizja Polska w ostatnich latach bardziej nastawia się na telenowele kostiumowe, w których rozkochali się widzowie, niż na rasowe kino wojenno-historyczne.
Czy kiedyś doczekamy się kina patriotycznego w stylu Mela Gibsona lub Stevena Spielberga, za które nie będzie nam wstyd?
Wszyscy chcielibyśmy polskiego „Gladiatora”, „Bravehearta” i „Szeregowca Ryana”, a dostajemy „Quo Vadis”, „Bitwę pod Wiedniem” i „Historię Roja”. Ostatnie filmy, które powstały z odpowiednim rozmachem, mają ponad pół wieku. To była jedyna zaleta komunistycznych rządów – nie szczędzono wtedy kasy i środków na propagandę. I tak w 1960 roku dostaliśmy siermiężnych „Krzyżaków”, którzy mogą do dziś budzić zachwyt, głównie wynikający z sentymentu za młodością, ale powstały w ramach antyniemieckiej nagonki.
Od tamtego czasu w ciągu roku dostajemy kilka produkcji historyczno-partiotycznych. Ile dałbym, by zapomnieć takie antydzieła jak np. „1920 Bitwa Warszawska”, „Baczyński” czy „Tajemnica Westerplatte”. Przy tych filmach pracowały duże nazwiska, a prezentowane historie Hollywood zamieniłby w złoto. Problem w tym, że nasza kinematografia nie ma takich budżetów jak Amerykanie. To znaczy mamy, ale wydajemy je tam, gdzie nie trzeba.
Dla przykładu: budżet „Legionów” z 2019 roku wyniósł 27 milionów złotych, czyli niecałe 7 milionów dolarów. Śmiem twierdzić, że 3/4 kasy poszło na nakręcenie jednej, faktycznie udanej i robiącej wrażenie sceny - Bitwy pod Rokitną. Tak więc nie ma gadki, że się „nie da”. Budżet „1917” z tego samego roku, który dzieje się w mniej więcej tym samym okresie, to 95 milionów dolarów, czyli ponad 13 razy więcej. I tutaj leży pies pogrzebany.
Nam talentów i rąk do pracy nie brakuje, lecz po prostu pieniędzy. W ostatnich latach moim zdaniem udał się tylko „Wołyń” i „Miasto 44” (tak wiem, to kontrowersyjna opinia), bo oba wyłamywały się schematom kina wojennego. Może właśnie tędy droga? Wciąż jednak czekamy na dobrze zrealizowane widowisko, przez które polegli Polacy nie będą przewracać się w grobach.
Polacy nigdy nie nakręcą dobrego kina historycznego bez góry gotówki. Producenci muszą to w końcu zrozumieć.
Takie filmy mogą mieć prostą, ckliwą fabułę, ale uda się jej przepchnąć bez odpowiednich kostiumów, scenografii, rekwizytów, efektów specjalnych i komputerowych. Niby oczywista oczywistość, a i tak co roku pchają się w ten biznes tabuny twórców. Jednego roku mieliśmy nawet dwa kiepskie filmy o legendarnym Dywizjonie 303 i jeden był gorszy od drugiego. Tymczasem rok wcześniej zachwycaliśmy się scenami lotniczymi w „Dunkierce”.
Z serialami jest jeszcze gorzej. HBO zrewolucjonizowało telewizję „Rodziną Soprano” (1999 r.), a przede wszystkim „Kompanią braci” w 2001. To już wyświechtany przykład, ale tam pieniądz widać w każdym kadrze. Serial Stevena Spielberga miał łączny budżet 125 milionów dolarów, czyli każdy odcinek średnio kosztował 12,5 miliona dolców. Wiecie ile kosztował jeden odcinek „Korony królów”? 200 tysięcy złotych, czyli 50 tysięcy dolarów (przyjmuję wszędzie kurs po 4 zł, by było łatwiej to przeliczać). I to też widać w każdym kadrze.
„Korona królów” została zmiażdżona przez widzów głównie swoim wykonaniem na poziomie Teatru Telewizji – z całym szacunkiem, ale od flagowego serialu publicznej telewizji chcemy czegoś więcej niż źle dopasowanych peruk czy walk na miecze emocjonujących jak bitwy na patyki w przedszkolu. Kiedy warstwa wizualna odrzuca, nawet już przestają nas ruszać fatalne dialogi, drewniane aktorstwo i dziurawy scenariusz.
Problem w tym, że nam chyba nie przeszkadzają takie filmy i seriale. Wiele osób nie wyobraża sobie świąt bez „Krzyżaków”, a wyniki oglądalności „Korony królów” też robią swoje.
Ten ogólny zawód z tego, że Polska, podobnie zresztą jak inne kraje, ma barwną historię pełną cieni i blasków. Naoglądamy się Hollywoodu i też chcielibyśmy powzruszać się na opowieściach o bohaterskich czynach, ale pozostaje nam jedynie płacz nad żenującą telenowelą. Nasze potrzeby w tym temacie są wciąż niezaspokojone, więc łykamy każdy kolejny tytuł z nadzieją, że może to będzie to. I potem się zawodzimy, chyba, że włączyliśmy coś dla beki lub hate-watchingu. I tak pewnie będzie z „Jagiellonami”.
Oglądanie polskich seriali lub filmów historycznych z szacunku dla herbu z orłem lub powstańczą kotwicą to czyste męczeństwo, ale przecież jesteśmy Chrystusem narodów, prawda? Tym razem to jednak Polacy Polakom gotują ten los. Z jednej strony na takie rzeczy jest popyt, bo taką mamy narrację w polityce, a dodatkowo lubimy się szczycić tym, że „'44 [wpisz nazwę miasta] pamięta”, a Jan III Sobieski pozamiatał „Islamistów” pod Wiedniem.
Z drugiej strony elementem tradycji jest oglądanie ekranizacji Sienkiewicza przy białej kiełbasie w Wielkanoc i karpiku w Boże Narodzenie. Kevin Kevinem, ale Wołodyjowski dopiero pokazał jak się broni swojej fortecy z honorem, a nie uciekając się do tchórzliwych postępów. Ma być z patosem, a niekoniecznie ze smakiem.
Drugim naszym konikiem są kryminały, ale akurat seriale w tym gatunku nam wychudzą i od lat trzymają wysoki poziom – i to nawet te, które kiedyś wyszły spod skrzydeł TVP, a teraz podbijają Netfliksa. Wymagają jednak o wiele niższych budżetów. W sumie wystarczy dobra intryga, plama krwi na podłodze i paczka fajek dla detektywa. I już coś się da z tego da ukręcić. Z produkcjami historycznymi już tak łatwo nie jest. I nigdy nie będzie, bo już chyba nikt nie wierzy, że zmieni się nasza mentalność.
Serial „Jagiellonowie” ma pojawić się na antenie TVP w 2022 roku.
* zdjęcie główne: Kadr z serialu „Korona królów” / kadr z gry „GTA: San Andreas”