Przynajmniej "Wiedźmin: Zmora Wilka" nie zawiódł. Najlepsze filmy Netfliksa w 2021 roku
Najlepsze filmy kinowe 2021 roku zostały już wybrane i osądzone przez większość widzów. W czasie pandemii premiery na dużym ekranie stanowią jednak niewielki odsetek wszystkich, które obejrzeliśmy. Dużo naprawdę niezłych filmów wypuścił choćby Netflix, spośród których wybrałem własną listę tytułów. I tak, znalazł się tam również "Wiedźmin: Zmora Wilka".
Każdy ranking pt. "Najlepsze filmy 2021 roku" zawsze będzie wypadkową pewnych subiektywnych odczuć i przyjętych kryteriów. Dlatego tytuły wybrane na bazie kinowych premier i oferty różnych serwisów VOD siłą rzeczy muszą różnić się od tych związanych z pojedynczą platformą. Netflix jest jednak na tyle istotnym źródłem współczesnej rozrywki, że pomijanie go w dyskusji o najbardziej udanych produkcjach roku zwyczajnie nie ma sensu.
Kilka dni temu wskazałem już najlepsze seriale Netfliksa poprzednich 12 miesięcy. Jeżeli nie do końca ufacie mojej opinii, to polecam porównać tamten ranking z zestawieniem najlepiej ocenianych tytułów zdaniem polskich i zagranicznych widzów. Filmy trzymały się w zeszłym roku w serwisie podobnie dobrze, dlatego uzupełnienie listy: "Co obejrzeć?" o pełnometrażowe dzieła wydawało się kolejnych logicznym krokiem. Które tytuły zrobiły szczególnie dobre wrażenie?
Najlepsze filmy 2021 roku na platformie Netflix:
Wielu fanów animacji sporo obiecywało sobie po filmie "Mitchellowie kontra maszyny". Za jego powstaniem stoją bowiem Christopher Miller i Phil Lord, czyli filmowcy odpowiedzialni za "LEGO Przygodę" oraz "Spider-Man Uniwersum". Ostatecznie chyba możemy jednak mówić o małym zawodzie. Familijna komedia z elementami sci-fi nie jest nieudanym dziełem. Nie znalazłaby się na tej liście, gdyby tak było. Jej fabuła wydaje się jednak trochę zbyt podobna do wielu podobnych produkcji z przeszłości.
W 2012 roku opowieść o technologicznym gigancie, którego roboty zagrażają całej ludzkości (o ile nie uratuje jej tytułowa rodzina), wydawałaby się może świeża, ale ten scenariusz wyszedł na światło dzienne trochę zbyt późno. Na szczęście, jak w każdym filmie wyprodukowanym przez Millera i Lorda, strona wizualna "Mitchellów kontra maszyny" stoi na mistrzowskim poziomie.
6. Moxie
Temat feminizmu i młodzieńczego buntu jest dosyć powszechny na Netfliksie. Niestety, aż nazbyt często dobre intencje twórców chcących pokazać seksizm wciąż toczący zachodnie społeczeństwo prowadzą ich na manowce. Przesłanie staje się bowiem ważniejsze od fabuły, a całość nabiera wyraźnie łopatologicznego wymiaru. Na szczęście "Moxie" jest pozytywnym wyjątkiem od tego trendu.
To niegłupi i całkiem zabawny film o nastoletniej Vivian, która rozkręca w szkole feministyczną gazetkę o tytule "Moxie". Periodyk błyskawicznie zyskuje popularność, ale jego anonimowa natura zaczyna coraz bardziej ciążyć dziewczynie. Jeśli szukacie na feministyczny wieczór produkcji, która nie boi się pokazywać błędów własnej bohaterki, to "Moxie" jest idealnym wyborem.
5. Tlen
Ostateczna ocena tego francusko-amerykańskiego thrillera science fiction zależy tak naprawdę od indywidualnego podejścia widzów do przedstawionego w nim fabularnego twistu. Na pierwszy rzut oka mamy bowiem do czynienia z klasycznym dreszczowcem o kobiecie z amnezją próbującej wydostać się z zamknięcia. Twórcy "Tlenu" odkrywają jednak z czasem kolejne ukryte karty i nadają swojej opowieści zupełnie nowy wymiar. Scenariuszowa wolta z ostatniego aktu niektórych widzów całkowicie odrzuci, a inni uznają ją za genialny wybieg. Osobiście znajduję się gdzieś pośrodku tego sporu, ale jak najbardziej doceniam oryginalność i pomysłowość tej produkcji Netfliksa.
Animowany serial "My Little Pony" był jednym z największych telewizyjnych fenomenów poprzedniej dekady. Dobiegł jednak końca w 2019 roku i kolejnym (dosyć oczywistym) krokiem zdaniem Hasbro było połączenie sił z Netfliksem. Współpraca układa się obu firmom na tle dobrze, że pracują już nad serialem i kilkoma odcinkami specjalnymi. Jeżeli będą równie udane jak "My Little Pony: Nowe pokolenie", to nie ma się czego obawiać.
Produkcja w bardzo inteligentny sposób odnosi się do sukcesu poprzedniej generacji My Little Pony, ale może się też pochwalić własną estetyką i humorem. Można oczywiście narzekać na dosyć proste przesłanie całości, ale mam nadzieję, że w serialu uda się poprawić podobne słabości. Trzymam za to kciuki.
"Ohana: Najcenniejszy skarb" to chyba największe zaskoczenie na mojej liście. Przed obejrzeniem tego filmu nie spodziewałem się po nim niczego wyjątkowego. Ot kolejnej średniej produkcji oryginalnej Netfliksa, która w dawnych czasach trafiłaby od razu na DVD. Tymczasem "Ohana: Najcenniejszy skarb" okazała się pełną serca familijną produkcją przygodową, którą spokojnie można nazywać "Goonies" dla nowego pokolenia. Nie dlatego, byśmy mieli tutaj do czynienia z perfidnym kopiowaniem cudzych rozwiązań. Wyprodukowany na Hawajach film znajduje swój własny głos i ugruntowaną w tamtejszych tradycjach historię. Za co ma z mojej strony dodatkową pochwałę.
Grudniowy powrót "Wiedźmina" okazał się olbrzymim rozczarowaniem, po którym serial Netfliksa (a tym bardziej fani książek) mogą się już nie podnieść. To bolesna wiadomość, tym bardziej że jeszcze kilka miesięcy wcześniej wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Animowany prequel "Wiedźmin: Zmora Wilka" trafił do widzów i został przyjęty przez ich ogół względnie dobrze. Część oczywiście narzekała i wcale nie odrzucałbym z góry większości ich argumentów. Idiotyczne były tylko głosy, że "Wiedźmin: Zmora Wilka" jest za bardzo anime, bo pokazywały jedynie kompletny brak wiedzy na temat sztuki animacji w naszym kraju.
Rozumiem natomiast kręcenie nosem na to, że serial nie ma nic wspólnego ze słowiańską estetyką. Zgadzam się też z krytyką nazbyt przeładowanego scenariusza oraz zmian w kanonie. To prawda, że pogrom i zniszczenie Kaer Morhen wywołane bezpośrednio próbami stworzenia nowych potworów przez wiedźminów trochę zakłamuje oryginalną wizję Andrzeja Sapkowskiego. Większość powyższych kwestii nie przeszkadzała mi jednak czerpać przyjemności z oglądania prequela. Głównie ze względu na świetnie wyreżyserowane sceny walki oraz bardziej wygadaną i żartobliwą postać Vesemira, który był powiewem świeżego powietrza po mrukliwym Geralcie w wykonaniu Henry'ego Cavilla.
Paolo Sorrentino to jeden z najlepszych europejskich reżyserów swojego pokolenia i twórca znany z estetycznie wysmakowanych, ekstrawaganckich filmów. Od lat jestem jego wielkim fanem i dlatego czekałem na najnowszą produkcję Włocha z dużym wyczekiwaniem. Na szczęście tym razem obyło się bez rozczarowań. "The Hand of God" pod pewnymi względami przypomina wcześniejsze filmy Sorrentino, ale to jednocześnie znacznie bardziej osobista i skromna opowieść.
Reżyser z dużą wprawą miesza tutaj nostalgię za Neapolem czasów swojej młodości z bólem po stracie rodziców i opowieścią o dojrzewaniu nastoletniego człowieka. Unika banałów i wielkich gestów, ale właściwie każdy z przedstawionych przez niego kadrów ma w sobie olbrzymie ciepło. Film "The Hand of God" (lub jak bywa też przedstawiany - "To była ręka Boga") nie ma na celu wgniatania w fotel czy wykonywania niezwykłych wizualnych koziołków. To w gruncie rzeczy bardzo cicha opowieść, ale przy tym niepozbawiona momentów wielkości. I dlatego też po prostu musiałem uznać ją za najlepszy zeszłoroczny film Netfliksa.