Dziadersy narzekały, że Netflix rujnuje kino. Teraz Netflix, Amazon i Apple pokazują im środkowy palec
Amerykańska Akademia nie chce filmów streamingowych na Oscarach. Od kilku lat nie może już jednak ignorować produkcji Netfliksa, a od jakiegoś czasu również i innych platform, chociaż nadal stara się nie przyznawać im statuetek w najważniejszej kategorii. To może się wkrótce zmienić, bo na ich salony z coraz większym wdziękiem wdzierają się kolejni gracze.
Czy streaming psuje branżę filmową? Decydenci z wielkich wytwórni z pewnością powiedzieliby - tak. W końcu Netflix i spółka odciągają od nich słynne nazwiska, kusząc tyleż pieniędzmi, co twórczą swobodą. Dlatego pomimo ich niechęci filmy kolejnych platform (albo przynajmniej przez nie dystrybuowane) już jakiś czas temu wdarły się na salony.
Netflix nie ukrywa, że chce konkurować z największymi w Hollywood. Przełomowym dla platformy był 2018 rok, kiedy to "Mudbound" otrzymało cztery nominacje do Oscarów także w kluczowych kategoriach - aktorka drugoplanowa, scenariusz adaptowany, piosenka, zdjęcia (warto zaznaczyć, że mówimy w tym wypadku o kinie narracyjnym, bo jeśli chodzi o dokumenty, to serwis już rok wcześniej mógł pochwalić się statuetką za "Białe hełmy" - krótkometrażowy film dokumentalny). Od tamtej pory było już tylko lepiej.
Netflix vs. Oscary
Już w 2019 roku 10 nominacji do Oscarów otrzymała "Roma", potem był "Irlandczyk" i "Historia małżeńska", a w zeszłym roku "Proces Siódemki z Chicago", "Mank" i "Ma Rainey: Matka bluesa". Netfliksa już nic nie zatrzyma. A w międzyczasie pojawili się inni gracze, którzy też otrzymali szansę, aby głosami Amerykańskiej Akademii zwiększyć swój prestiż. Wystarczy wspomnieć "Sound of Metal" od Amazon Prime Video z dwiema statuetkami na koncie i nominacją dla najlepszego filmu.
Pewne już było, że dla streamingu nadchodzą lepsze dni. Oczywiście, biblioteki platform wciąż potrzebują rozrywki dla gawiedzi i ocierających się o B-klasę gatunkowców, ale dobrze jest mieć w swoich zasobach również kino ambitniejsze, mogące się pochwalić nominacjami do najbardziej pożądanych nagród w branży. Oferta tych ostatnich wciąż się powiększa, a Netflix musi czuć oddech konkurencji na szyi.
Inne platformy streamingowe kontra Oscary
Podczas tegorocznych nominacji Apple TV+ może odhaczyć historyczny sukces. Po raz pierwszy ich produkcja ma szansę na statuetkę w kategorii najlepszy film. "CODA" została zakupiona do globalnej dystrybucji przez platformę za rekordowe 25 mln dolarów. Zwycięzca festiwalu w Sundance może pochwalić się łącznie trzema nominacjami. Niby nie jest to wiele, ale dla serwisu to wielki krok. Tym bardziej że w Oscarowym wyścigu liczy się również "Tragedia Makbeta" (z nominacjami dla aktora pierwszoplanowego, za zdjęcia i scenografię).
Amazon Prime Video wypada na tym tle blado. Z jego perspektywy w tegorocznym wyścigu po statuetki liczy się tak naprawdę jedynie "Being the Ricardos" i to wyłącznie w kategoriach aktorskich (nominacje dla aktora i aktorki pierwszoplanowych oraz aktora drugoplanowego). Za to Netflix to już inna bajka.
Nowi streamingowi gracze na Oscarach
Najbardziej doświadczona w zdobywaniu nominacji do Oscara platforma otrzymała w tym roku ich aż 27. Na szczególną uwagę zasługują dwa wyróżnione filmy: "Psie pazury" i "Nie patrz w górę". Ten pierwszy, ze wszystkich wyróżnionych przez Amerykańską Akademię tytułów, ma najwięcej szans na statuetkę - aż 12 (w tym na oscarowego pokera, czyli nagrody w najważniejszych kategoriach - film, aktor pierwszoplanowy, aktorka pierwszoplanowa, reżyseria, scenariusz). Ten drugi zauważono w ramach zaledwie czterech kategorii, ale w tym w tej głównej.
Tak jak w zeszłym roku trzy nominowane tytuły pochodzą od platform streamingowych. Poprzednio dwoma tytułami Netflix stanął naprzeciwko jednego od Amazon Prime Video. Tym razem dwoma tytułami Netflix staje naprzeciwko jednego od Apple TV+. W 2020 roku był za to sam Netflix z dwiema nominacjami. Coś się więc ruszyło.
Amerykańska Akademia doceni filmy streamingowe podczas Oscarów?
Dade Hayes z Deadline zauważa, że ogólna liczba nominacji dla platform streamingowych drastycznie spadła. Jest to oczywiście prawda, ale spojrzenie na najważniejszą kategorię, pokazuje, że zacietrzewiona Akademia, chociaż stara się ze wszystkich sił, nie może już internetowych dystrybutorów ignorować i dopuszcza na swoje salony kolejnych graczy. Do tej pory żaden z nich nie mógł się pochwalić statuetką dla najlepszego filmu. Czy teraz będzie inaczej? Przypadek "Psich pazurów" daje na to nadzieję. Czy ta nie okaże się płonna przekonamy się dopiero w nocy z 27 na 28 marca podczas gali.
Jeśli w tym roku się nie uda, możemy być pewni, że platformy streamingowe się nie poddadzą. Netflix już pokazał jak agresywnie potrafi walczyć o swoje, a Apple TV+ przygotowuje przecież film z Martinem Scorsese, w którym zobaczymy gwiazdorską obsadę. Prędzej czy później Amerykańska Akademia będzie musiała nagrodzić jakąś ich produkcję Oscarem w tej najważniejszej kategorii. Innej opcji nie ma.