Harry Potter: Hogwarts Mystery zrobili chciwi mugole. To nie gra, tylko kilka różnych ekranów do mikropłatności
Gra Harry Potter: Hogwarts Mystery trafiła już na Androida i iOS. Postanowiłem odebrać list od Sowy, spakować manatki w kufer i pojechać znowu do szkoły. To miała być fantastyczna przygoda, ale pobrałem jakiś dziwny symulator klikania. Nie wiem, jakim cudem to coś pojawiło się w sklepie z aplikacjami w kategorii gry.
OCENA
Przyznam się, że podchodziłem do tej gry jak pies do jeża. Pewnie podobnie jak wielu czytelników zaczytywałem się w książkach J.K. Rowling w dzieciństwie i oglądałem oczywiście filmy, ale gdzieś tak w połowie hollywoodzkiej serii magia gdzieś się ulotniła. Dorastałem z książkowym Harrym, ale ten filmowy był już dla mnie obcy.
Nic dziwnego, że jakoś nie ciągnęło mnie, by poświęcać czas na wycieczkę do Hogwartu. Lubię gry RPG, ale niekoniecznie na smartfonach. Z drugiej strony… w Pokemony grałem najpierw w podstawówce, a potem wróciłem do serii już grubo po pierwszych studiach, a od dwóch lat mam prawie zawsze uruchomione na smartfonie Pokemon GO.
Dałem więc Harry Potter: Hogwarts Mystery szansę.
Od początku wiedziałem też, że pomimo tytułu nie ma co się spodziewać Chłopca, Który Przeżył. Wszystko dlatego, że akcja Harry Potter: Hogwarts Mystery osadzona jest w przeszłości - na wiele lat, zanim osierocony dzieciak z blizną na czole wsiadł do pociągu z magicznego peronu 9 i 3/4.
Trochę szkoda, że WB Games nie zdecydowało się na osadzenie czasu akcji współcześnie. Dzięki temu mogliby opowiedzieć nowy rozdział historii tego świata i rzucić nieco światła na wydarzenia po zakończeniu cyklu. Harry Potter i spółka mogliby się nawet pojawiać w rolach epizodycznych.
Znajomych twarzy w Harry Potter: Hogwarts Mystery jednak nie brakuje.
Już w intro gracza wita profesor McGonnagal, która uczyła w Szkole Magii i Czarodziejstwa w latach 80. Zatrudniono nawet znanych z filmów aktorów do dubbingu! Po krótkim wprowadzeniu, które sugeruje czekanie na sowę, gracz może połączyć swoje konto w grze z kontem na Facebooku, wejść w ustawienia (brakuje języka polskiego) oraz przystąpić do tworzenia nowej postaci.
Jak przystało na grę reklamowaną jako RPG, w której gracz podobno miał przejść cały siedmioletni cykl nauki w Hogwarcie, pierwszym wyborem jaki trzeba podjąć jest określenie płci - można zostać czarodziejem lub czarownicą. Na kolejnym ekranie wybiera się inne cechy awatara, takie jak kształt głowy, fryzurę, ubrania (top, spodnie i płaszcz) oraz dodatki (czapki, okulary).
Trójwymiarowe modele postaci nie są fotorealistczne, a bajkowe.
Na szczęście nie razi specjalnie pikseloza, aczkolwiek produkcje z komputerów stacjonarnych i konsol przyzwyczaiły mnie do znacznie lepszej oprawy w grach z gatunku RPG. Rozczarować fanów gatunku może de facto brak dubbingu poza intro - ale na to decydują się studia tworzące tytuły AAA, a nie produkcje na smartfony, w które często i tak gra się z wyciszonym dźwiękiem.
Grę rozpoczyna się od dialogu z innym uczniem, który wie nieco więcej na temat miejsca, do którego trafiliśmy. Pierwszym zadaniem jest zdobycie podręczników. Postaci są trójwymiarowe, ale mapy - a przynajmniej te na początku - wykonane są w tzw. 2.5 D. Można przesuwać kamerę tylko w lewo i prawo, ale sceneria ma głębię. W tle widać znajome budynki, jak np. Bank Gringotta.
Poruszać awatarem się jednak nie da.
Tutaj zapaliła mi się pierwsza ostrzegawcza lampka. By „grać", należy po prostu klikać w ikony nawigacyjne lub wybierać opcję szybkiej podróży w menu. By pchnąć fabułę do przodu, trzeba patrzeć na podświetlone elementy scenerii i ich kolejno dotykać, za co gra nagradza gracza punktami. Po nadaniu awatarowi imienia, ma się wreszcie szansę wybrać jedną z trzech odpowiedzi w dialogu.
Potem nadchodzi wybór różdżki. Gracz od razu uczy się rzucać zaklęcia. Twórcy wpadli na całkiem ciekawy pomysł, jeśli chodzi o mechanikę - trzeba rysować wymyślne kształty na ekranie, inne dla kolejnych zaklęć. Przy okazji gra daje nieco informacji na temat historii postaci gracza. Okazuje się, że jego brat został wydalony z Hogwartu, uciekł z domu i zaginął.
Reakcja na rozmowę na ten temat determinuje, jaką różdżkę otrzyma gracz.
Później gra prezentuje jeszcze inne elementy mechaniki i zabiera gracza wreszcie na teren szkoły. Rozpoczyna się ceremonia przydzielająca go do jednego z domów. Trafiłem, zgodnie z życzeniem, do Ravenclaw. Po tym mogłem zacząć podróżować wreszcie po Hogwarcie, aczkolwiek gra przez cały czas trzymała mnie dość mocno za rękę. Czekałem jednak, aż samouczek się skończy i rozpocznie się właściwa rozgrywka.
A potem wszystko trafił szlag. Tak dokumentnie. „Gra” polega wyłącznie na klikaniu w miejsca wskazane na ekranie po kilka razy. Przeprowadziłem kilka dialogów i poszedłem na pierwsze lekcje, potem trafiłem do piwnicy. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle się okazało, że jedyne (!), co mogę zrobić, to wydać prawdziwe pieniądze na wirtualne bonusy. I to jeszcze zanim skończyłem na dobre samouczek.
Mikropłatności zabiły Harry Potter: Hogwarts Mystery.
Rozumiem, że ta gra jest darmowa. Rozumiem, że mikropłatności to stosowany w świecie mobilnym model monetyzacji swojej pracy. Harry Potter: Hogwarts Mystery jednak odrzuca i zniechęca tak, że w życiu nie wydałbym na tę grę ani złotówki. Pozycja wyleciała z mojego telefonu szybciej niż na niego trafiła.
Rozgrywki tutaj po prostu nie ma. Cała interakcja z tytułem podczas „misji" polega na klikaniu w kolejne podświetlone elementy na ekranie. Jedno kliknięcie zabiera jeden punkt energii, których dostałem jakieś 30. A co się dzieje, jak się skończą? Ano nie dzieje się kompletnie nic.
No chyba ktoś upadł na głowę.
Odświeżenie punktu energii trwa 3 minuty. Potrzebuję ich kilka, żeby dotrzeć do kolejnego etapu, a na tym nie koniec misji. Nie mogę jej przerwać (!), póki jej nie przejdę do końca. Mogę jedynie czekać i czekać. Jeśli dla kogoś walka z magicznym pnączem polegająca na dotknięciu ekranu kilkanaście razy, rozłożona w czasie na kilka godzin, jest elementem właściwym dla gry wideo, to ja nie mam pytań.
Jasne, pojawiają się tutaj jakieś parametry, trzy różne waluty i nagrody za wykonane lekcje, ale co z tego? Przez chwilę się zapowiadało, że Harry Potter: Hogwarts Mystery opowie jakąś fajną historię. Tak naprawdę jednak przez godzinę klikałem tylko jak głupi w kolejne ikonki. Nie zdążyłem nawet się dobrze rozejrzeć po menu, a utknąłem w martwym punkcie. Podczas oczekiwania na punkty energii nie mogłem nawet wejść do menu.
Skoro jedyną szansą na uratowanie mojego czarodzieja jest wydanie pieniędzy, by za kolejny kwadrans znów się zablokować, to ja pasuję. Po cichu spodziewałem się, że Harry Potter: Hogwarts Mystery będzie produkcją kiepską i wtórną, ale nie podejrzewałem, że to jest tylko kolorowa wyciskarka złotówek i dolarów do naciągania dzieciaków. Omijajcie szerokim łukiem. Ta „gra” nie jest warta zużytego na pobranie transferu.