REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD

Od "Batmana", przez seriale fantasy, po tani horror. Te wydarzenia zdefiniowały popkulturę w 2022 roku

2022 rok - to był dziwny rok. Szczególnie w popkulturze. Dużo się na tym polu wydarzyło, pozmieniało, odeszło w zapomnienie, a nawet wszystkich zaskoczyło. Te wydarzenia zdefiniowały obecny pejzaż branży rozrywkowej. Czego nas nauczyły i co przyniesie przyszłość?

12.01.2023
7:35
popkultura 2022 podsumowanie streaming
REKLAMA

Scenariusz, który w zeszłym roku nakreśliła nam popkultura, nadawałby się na hollywoodzki blockbuster. Przyglądając się najważniejszym wydarzeniom w branży rozrywkowej, łatwo dojść bowiem do wniosku, że mamy do czynienia z opowieścią o dawaniu i zabieraniu. Odejściach i powrotach. Nadziei i jej utracie. Wielkich ambicjach i jeszcze większych pieniądzach. Chociaż wszystko to podszyte jest fantastyką, jednocześnie okazuje się bardzo przyziemne.

REKLAMA

Najważniejsze wydarzenia popkultury 2022 roku

W Polsce to był szczególnie dobry rok dla popkultury. W końcu zawitały do nas długo wyczekiwane serwisy. Najpierw HBO Max, potem Disney+. Od tej pory możemy już na bieżąco śledzić światowe trendy w branży rozrywkowej. To jest teraz szczególnie ważne, bo przecież w 2022 roku kina nie doszły do siebie po pandemii. Komercyjnych hitów co prawda nie brakowało. Zanim na wielkie ekrany wszedł "Avatar: Istota wody", był przede wszystkim "Top Gun: Maverick", był "Jurassic World: Dominion", był "Doktor Strange w multiwersum obłędu", były jeszcze ze dwa tytuły z lepszym wynikiem i był "Batman". I to od tego ostatniego zaczyna się nasza historia.

Batman i okienko dystrybucyjne

"Batman" zarobił w kinach krocie. Zgodnie z obowiązującą wtedy jeszcze polityką wszedł na HBO Max w ciągu 45 dni od swojej premiery. Jakoś w tych okolicach czasowych doszło do zapowiadanej już wcześniej fuzji Warner Media. i Discovery. Firmy połączyły się w Warner Bros. Discovery, na czele którego stanął David Zaslav - niszczyciel uśmiechów dzieci. Przyjrzał się strategii swojego koncernu i stwierdził, że tak dalej być nie może.

Niechęć Zaslava do streamingu stała się już legendarna. A zaczęło się od tego, że szef Warner Bros. Discovery przyjrzał się bliżej wynikom "Batmana". "Dlaczego skoro tyle zarabia w kinach, tak szybko puszczamy go do HBO Max?" - zapytał. Reguła krótkiego okienka dystrybucyjnego odeszła do lamusa. Od tamtej pory każdy tytuł rozpatrywany jest indywidualnie i nie można być pewnym, ile trzeba będzie czekać na jego internetową premierę.

Batman

Strategię krótkiego okienka dystrybucyjnego Warnera chwalono na lewo i prawo. Tak bardzo, że pozazdrościła jej konkurencja. Disney podpatrzył, jak ma się sytuacja z HBO Max i również postanowił swoje tytuły wprowadzać na Disney+ raczej szybciej niż później (tak było chociażby z "Doktorem Strange'em 2"). Ogólnie jednak tak jak to się dzieje u Zaslava, Myszka Miki każdą produkcję rozpatruje indywidualnie. W efekcie na "Thora 4" w streamingu czekaliśmy ponad 60 dni, "Czarna Pantera 2" trafi na platformę VOD dopiero 1 lutego (ponad 70 dni po swojej kinowej premierze), ale takie "Menu" już pojawiło się w serwisie, chociaż premierę miało w listopadzie.

Okienko dystrybucyjne zależy m.in. od tego jak dany tytuł radzi sobie na ekranie. Dlatego w przypadku hitów jego wydłużenie może być irytujące, ale nie należy go potępiać. Jeśli ma pomóc w pełni odbić się kinom po pandemii, warto uzbroić się w cierpliwość.

Historia dawania i zabierania krótkiego okienka dystrybucyjnego prowadzi nas bezpośrednio do drugiego rozdziału naszej opowieści o popkulturze 2022 roku. Zaslavowi zdarzyło się jeszcze bardziej zszokować opinię publiczną. Z powodu jego podejścia do streamingu przez jakiś czas mówiło się, że planowana jako film oryginalny HBO Max "Batgirl" trafi jednak do kin. Spoko. Kinowe uniwersum "Batmana" powiększa się, do roli Mrocznego Rycerza ma jeszcze przed "Flashem" powrócić Michael Keaton, a do tego w produkcji występuje Brendan Fraser. Dlaczego więc ten tytuł nie trafił ani do streamingu, ani na wielki ekran?

"Batgirl" miała wiele potencjału, aby stać się komercyjnym hitem. Zastając firmę w trudnej sytuacji finansowej Zaslav szukał jednak oszczędności, gdzie tylko się dało. Dlatego gotowy film za 90 mln dolarów postanowił... skasować. Produkcja trafiła na półkę (zresztą nie tylko ona), a Warner Bros. Discovery mogło ją sobie odpisać od podatku. Był to początek paniki wśród fanów, którą dodatkowo napędzało znikanie oryginalnych seriali z platformy HBO Max. Nagle okazało się, że wytwórnie i nadawcy mogą im zabrać wszystko. Powiedzmy...

Do łask wróciły filmy i seriale na nośnikach fizycznych. Płyt DVD, czy blu-ray nikt nikomu z półek nie zabierze. Twórcy zaczęli domagać się więc kopii swoich dzieł, a widzowie poszerzać swoje kolekcje (przynajmniej tak zapewniali). Tym samym dzięki skasowaniu "Batgirl" doszliśmy do wniosku, że chociaż w internecie nic nie ginie, swoje ulubione tytuły warto mieć zawsze pod ręką.

Odejścia, powroty i... odejścia Henry'ego Cavilla

Śpieszmy się kochać idealne castingi, każdego można szybko zrecastingować - taka nauka płynie z kolejnego rozdziału naszej opowieści. Bo w przypadku "Wiedźmina" fani byli zgodni co do jednego: Henry Cavill został stworzony do roli Geralta. W jakież więc Netflix wprawił nas zdumienie, kiedy okazało się, że aktor żegna się z serialem. Po 3. sezonie ma zastąpić go Liam "ten mniej znany" Hemsworth.

Nie zdążyliśmy wypłakać wszystkich łez po odejściu Cavilla z "Wiedźmina", a już mogliśmy mu bić brawo. Skończył przygodę z Geraltem, ale rozpoczął nowy rozdział z Supermanem. Ponownie w ikonicznym stroju pojawił się w scenie po napisach "Black Adama". "Będzie "Człowiek ze stali 2"" - dowiedzieliśmy się. I kiedy już wszystko zmierzało ku dobremu, na scenę wszedł James Gunn. "Wiecie co, Cavill jako Superman jednak nie mieści się w mojej wizji DCU" - powiedział.

Black Adam

To ostatni rozdział opowieści o popkulturze 2022 roku spod znaku "kto daje i zabiera...". Znowu jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, a raczej utraconym Geraltem i Supermanem. Fani dostali ostateczny powód, aby przestać oglądać serial Netfliksa, na który i tak głównie narzekali. James Gunn wie natomiast, że teraz musi mocno zapracować sobie na nasze zaufanie, więc nadchodzące filmy DCU mogą stać na naprawdę wysokim poziomie. Co do samego Cavilla on już szykuje się do kolejnego wymarzonego projektu - adaptacji jednej ze swoich ulubionych gier. Tym razem dla Amazona.

A skoro już przy Amazonie jesteśmy... Koncern zapowiedział ostatnio, że ma zamiar wydawać miliard dolarów rocznie na filmy kinowe. To niemal tyle, ile wybulił na "Władcę Pierścieni: Pierścienie Władzy". Pomimo utyskiwania fanów najdroższy serial w historii całego medium miał okazać się wielkim hitem Prime Video. I ok, to zasługa szeroko zakrojonej akcji marketingowej (nawet warszawskie metro obklejone było materiałami promocyjnymi), bo na pewno nie jakości samej produkcji.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest to serial najgorszy. On jest po prostu... hm, nudny? Widać każdego włożonego w niego centa, ale piękne widoki, wysmakowane kostiumy, bogate w szczegóły dekoracje to trochę mało jak na taką produkcję. I to jest właśnie jeden z problemów, które uwydatnił nam miniony rok. Nikt, ale to nikt nie może aktualnie tak szastać kasą, jak streaming. Niestety nie wie jeszcze jak to robić dobrze. Pokazał to również Netflix.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

W 2022 roku na Netfliksie zadebiutował oficjalnie najdroższy film platformy. "Gray Man" kosztował 200 mln dolarów i podobnie jak "Pierścienie Władzy" miał reklamy na każdym budynku, na każdym słupie wisiały jego plakaty. I co? Mamy w nim dwóch agentów, jeden dobry, drugi zły, oni się pif-paf, a w tle wszystko bum.

"Gray Man" wygląda ładnie, ale nic poza tym. Pomimo gwiazdorskiej obsady, tylko wąs Chrisa Evansa jakoś gra. Pracując przy tej produkcji, bracia Russo chyba jeszcze nie wyszli z trybu "Avengers: Koniec gry", bo fabuła jest posiekana, jakby miał to być kolejny najambitniejszy crossover w historii, a przecież to zwykły thriller szpiegowski. Przy tym napakowanym akcją filmie można więc usnąć, niczym podczas przeglądania zdjęć "bombelków" znajomych z gimnazjum, których przypadkowo spotkaliśmy na ulicy.

Fenomen Terrifier 2

Klaun Art nie szastał setkami milionów dolarów, ani nie atakował nas plakatami z każdej strony. "Terrifier 2" został zrealizowany za 250 tys. dolarów, co w przeliczeniu oznacza - nawet uwzględniając słaby kurs złotego - zero, nul, nic. W mediach społecznościowych pojawił się jednak post, że podczas seansu ktoś się zrzygał, ktoś zemdlał, po kogoś przyjechała karetka. Tyle jeśli chodzi o promocję.

Terrifier 2

Jakoś to poszło i "Terrifier 2" zarobił już 12 mln dolarów. Każdy na całym świecie chciał go zobaczyć. Nie wierzycie? Nawet podczas polskiej premiery na Splat! Film Fest sala przy każdym (a było ich więcej niż planowano) pokazie pękała w szwach. "Nie kasa, a chęć szczera..." - wypada podsumować. Ta szarża brutalnego horroru ośmieszyła bowiem streaming. Dosadnie pokazała, że pieniądze nie są najważniejsze. Przydaje się jeszcze trochę serca. Nawet jeśli dosłownie wyrywanego z piersi, deptanego i rozrywanego.

Pojedynek gigantów fantasy

Ostatni rozdział naszej opowieści o popkulturze 2022 roku dotyczy epickiego pojedynku. W jego lewym narożniku staje wspomniany już "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", a w prawym - "Ród smoka". Elfy mierzą się ze smokami, Śródziemie z Westeros, fani skonsternowani z fanami pełnymi nadziei, jeden pisarz R.R. z innym pisarzem R.R. - słowem: dzieje się. Zwycięzca nie jest jednak w tym wypadku ważny.

Ród smoka
REKLAMA

Tak "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", jak i "Ród smoka" zmieniły coś w popkulturze. Od zakończenia "Gry o tron" fani czekali na serial, który wypełni pozostałą po nim pustkę. Nadawcy i platformy VOD próbowali nam go dostarczyć. Dostaliśmy więc w najlepszym wypadku średniaki, w najgorszym - słabe produkcje. Od teraz serwisy streamingowe nie powinny się już ośmieszać tanimi podróbkami w stylu "Wiedźmina", ani nieudolnymi imitacjami pod postacią "Koła czasu". Tak przynajmniej powinno to wyglądać. A jak będzie? Zobaczymy.

W nowy rok możemy wejść pełni obaw i nadziei. Minione miesiące pokazały, że popkultura jest bytem dynamicznym, ciągle ewoluującym, podatnym na wszelkie zmiany. Tym samym pewnym można być jedynie, że nudzić się nie będziemy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA