Polska antywojenna gra wideo ma być obowiązkową lekturą szkolną. Na czym zagrają uczniowie?
Od dawna słychać głosy, że lekturom szkolnym omawianym przez polskich uczniów przydałoby się gruntowne odświeżenie. Nie chodzi tylko o zmianę poszczególnych tytułów, ale też szersze otwarcie się na nowe technologie. Zaskakujący pomysł Mateusza Morawieckiego, żeby z polskich gier wideo zrobić lektury może być pierwszym krokiem w tę stronę.
Lata mijały, kolejne polskie rządy przychodziły i odchodziły, a w kwestii omawianych w szkołach lektur niewiele się zmieniało. Nie licząc, krótkiej prawicowej wolty Romana Giertycha, który (na szczęście nieskutecznie) próbował wyrugować ze szkół Witolda Gombrowicza, o większych zmianach w kanonie można było mówić tylko w kontekście najmłodszych podopiecznych. Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych musieli się raczej przyzwyczaić, że czekają ich te same książki, co większość poprzednich roczników.
Graniczną datą w omawianiu lektur szkolnych w większości polskich szkół była zazwyczaj II wojna światowej. Po jej przerobieniu zwykle zaczynał się okres egzaminacyjny, więc na większość tytułów stworzonych później zwykle nie starczało już czasu. A trzeba też sobie powiedzieć, że nigdy nie było ich zbyt wiele nawet na rozszerzonych listach lektur. Ostatnich 50-60 lat kultury tworzonej w Polsce i na świecie dla rodzimych uczniów właściwie nie istnieje. To o tyle poważny problem, że jak pokazuje niedawna dyskusja wokół „W pustyni i w puszczy” wiele współcześnie istotnych kwestii nie może być przez polskich nauczycieli podejmowanych.
Nikt nie spodziewał się jakichkolwiek zmian w kanonie po rządzie Mateusza Morawieckiego, dlatego wieści o włączeniu do niego gier wideo są bardzo zaskakujące.
Premier ma podobno stawić się w najbliższy czwartek w siedzibie jednego z najpopularniejszych polskich studiów odpowiedzialnych za tworzenie gier, czyli 11 bit studios. Do najsłynniejszych tytułów wyprodukowanych przez polskiego dewelopera należą doceniane na całym świecie „This War of Mine” oraz „Frostpunk”. Szczególnie ta pierwsza produkcja wywołała globalne poruszenie, ze względu na swoją interesującą rozgrywkę, trudne wybory stawiane przed graczami i antywojenną retorykę.
Sięgnięcie przez Mateusza Morawieckiego właśnie po „This War of Mine” wydaje się jednocześnie całkowicie zrozumiałe i dosyć zaskakujące. Obok trylogii „Wiedźmina”, „Dying Light” i „Layers of Fear” to właśnie dzieło 11 bit studios najmocniej rozsławiło polską szkołę gamedevelopmentu w ostatniej dekadzie. Wydaje się jednak nieco dziwne, że rząd znany ze swoich tradycyjnych, silnie patriotycznych i militarnych przekonań pragnie przekazywać młodemu pokoleniu znacznie bardziej pacyfistyczną ideologię. Oczywiście, istnieje możliwość, że nikt z otoczenia premiera nie grał w „This War of Mine” i nie wiedzą o niej nic ponad fakt, że toczy się w trakcie konfliktu zbrojnego. Ale taki scenariusz byłby niebezpieczny z nieco innych powodów.
Gry wideo w kanonie lektur to doskonały pomysł na jego zaktualizowanie, ale na razie dostrzegam mnóstwo niewiadomych.
Przede wszystkim należy postawić sobie pytanie, czy kadra nauczycielska jest w ogóle gotowa na omawianie produkcji tworzonych za pomocą narzędzi nowoczesnych technologii. Dopiero co nauczyciele zostali bez żadnego przygotowania rzuceni w wir zdalnych zajęć i wszyscy widzieliśmy, jaki zrodził się z tego chaos. Bez uprzedniego pokazania polonistom wartości „This War of Mine” i innych gier tworzonych nad Wisłą tak naprawdę skazujemy je na symboliczną śmierć pośród innych dodatkowych lektur, po które nikt nigdy nie sięga.
Oczywistym wyzwaniem wydaje się zapewnienie uczniom dostępu do omawianych gier. Według mediów rząd chce przedstawić ambitny plan dostarczenia niezbędnego wyposażenia szkołom średnim tak, żeby każdy uczeń miał dostęp do gier za darmo i bez limitu. Skąd wziąć na to środki? I czy na pewno polska szkoła nie ma przed sobą znacznie ważniejszych problemów, na rozwiązanie których można przeznaczyć zebrane pieniądze? Podobne głosy na pewno odezwą się wśród nauczycieli.
„This War of Mine” powinno być raczej jedną z wielu gier, filmów, seriali i bardziej współczesnych książek, które mogłyby odświeżyć kanon.
Władza i osoby odpowiedzialne za system edukacji powinny po prostu zadać sobie pytanie, co jest istotniejsze dla współczesnej młodzieży. Utwory Mikołaja Sępa-Sarzyńskiego czy „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego? Gawęda szlachecka, a może tworzone w trakcie ich życia filmy (rodem z Hollywood, ale również z Polski)? Czy pozytywistyczne nowelki na pewno chwytają uczniów mocniej za serca niż gry wideo? Wydaje mi się, że w każdym z tych przypadków odpowiedź jest dosyć oczywista.
Nie chodzi oczywiście o całkowite wyrzucanie z kanonu utworów historycznych. Ich znaczenie dla rodzimej kultury jest nie do podważenia. Obecnie mamy jednak do czynienia z olbrzymim zachwianiem równowagi między tym co stare, a tym co współczesne. Kiedy uznamy, że filmy, seriale i gry mogą nieść ze sobą wartość edukacyjną? W 2050 roku? A może 2080? Najwyższy czas z tym coś zrobić. Pomysł z „This War of Mine” brzmi całkiem interesująco, ale powinien być częścią większego ruchu. W innym wypadku skończy się na niczym więcej niż PR-owej zagrywce.
Nie bardzo widzę też sens ograniczania się tylko do polskich produkcji. „Wiedźmin 3: Dziki Gon” idealnie nadawałby się do omawiania wraz z sagą Sapkowskiego tematu adaptacji literatury. „Valiant Hearts: The Great War” mógłby wraz z „This War of Mine” stanowić ciekawy przykład pacyfistycznego opowiadania o wojnie. „The Stanley Parable” lepiej niż jakakolwiek powieść wyjaśniłby uczniom zasady postmodernizmu, a przecież istnieje też długa lista produkcji tworzonych stricte dla celów edukacyjnych. Naprawdę jest w czym wybierać.